Ojczyzną cudownego Spirydona była wyspa Cypr [1]. Syn prostych rodziców i sam prostoduszny, pokorny i cnotliwy, od dzieciństwa był pasterzem owiec, a gdy dorósł, zawarł związek małżeński zgodnie z zakonem i miał dzieci. Prowadził czyste i pobożne życie, naśladując – Dawida w pokorze i Abrahama – w miłości do pielgrzymów. Po przeżyciu niewielu lat w małżeństwie, jego żona zmarła, i on z jeszcze mniejszymi przeszkodami i gorliwiej zaczął służyć Bogu dobrymi uczynkami, tracąc cały swój dobytek na przyjęcia pielgrzymów i utrzymanie biednych, przez to, żyjąc w świecie, tak spodobał się Bogu, że został godnym przed Nim daru czynienia cudów: leczył nieuleczalne choroby i jednym słowem wypędzał biesów. Za to Spirydon został powołany na biskupa miasta Trymifunt za panowania imperatora Konstantyna Wielkiego i jego syna Konstancjusza [2]. I na biskupiej katedrze dalej czynił wielkie i dziwne cuda.
Pewnego razu na wyspie Cyprze była wielka susza, z powodu której zapanował głód, a z powodu głodu pomór, i mnóstwo ludzi ginęło w wyniku tego głodu. Niebo zamknęło się i potrzebny był drugi Eliasz, albo podobny do niego, który otworzyłby niebo swoją modlitwą (3 Krl., roz.17 i 18): takim okazał się święty Spirydon, który, widząc klęskę, jaka spadła na ludzi, i po ojcowsku żałując ginących z głodu, zwrócił się z gorliwą modlitwą do Boga, i w tej chwili niebo pokryło się ze wszystkich stron chmurami i na ziemię lunął obfity deszcz, nie ustający przez kilka dni, święty pomodlił się znów, i nastała piękna pogoda. Ziemia była obficie napojona wilgocią i wydała obfite płody: bogaty urodzaj dały niwy, pokryły się owocami sady i winnice, i po głodzie, wszystkiego było w wielkiej obfitości, według modlitw świętego Bożego Spirydona. Ale po kilku latach za ludzkie grzechy, z dopustu Bożego, w tym kraju znów zapanował głód, i bogaci handlarze żywnością cieszyli się z drożyzny, mając produkty zgromadzone przez kilka urodzajnych lat, i, otworzywszy swoje spichrze, zaczęli sprzedawać zboże po wysokich cenach. Był wtedy w Trymifuncie pewien handlarz zbożem, cierpiący na nienasyconą chciwość do pieniędzy i niezaspokojoną pasję do rozkoszy. Zakupiwszy w różnych miejscach mnóstwo zboża i przywiózłszy je na statkach do Trymifuntu, nie zechciał, jednak, sprzedawać go po tej cenie, jaka w tym czasie panowała w mieście, ale wsypał je do magazynów, żeby doczekać się nasilenia głodu i wtedy, sprzedawszy jak najdrożej, otrzymać duże zyski. Kiedy głód stał się prawie powszechny i wzmagał się z dnia na dzień, zaczął on sprzedawać swoje zboże po najwyższej cenie. I oto, przyszedł do niego pewien biedny człowiek i, uniżenie kłaniając się, ze łzami błagał o okazanie miłosierdzia – ofiarowanie trochę zboża, żeby on, biedak, nie umarł z głodu wraz z żoną i dziećmi, ale niemiłosierny i chciwy bogacz nie zechciał okazać miłosierdzia biedakowi i powiedział:
- Idź, przynieś pieniądze, i będziesz miał wszystko, co tylko kupisz.
Biedak, tracąc siły z głodu, poszedł do świętego Spirydona i, z płaczem, opowiedział mu o swoim ubóstwie i o bezduszności bogatego.
- Nie płacz – powiedział mu święty – idź do domu, bowiem Duch Święty mówi mi, że jutro dom twój będzie pełen chleba, a bogaty będzie błagać ciebie i oddawać ci chleb darmo.
Biedak westchnął i poszedł do domu. Ledwie nastała noc, jak, zgodnie z nakazem Bożym, poszedł silny deszcz, który podmył spichlerze niemiłosiernego chciwca, i woda uniosła całe jego zboże. Handlarz ze swymi domownikami biegał po całym mieście i błagał wszystkich o pomoc i nie pozwolić mu z bogacza stać się biedakiem, a tymczasem biedni ludzie widząc zboże rozniesione potokami po drogach, zaczęli je zbierać. Nabrał sobie z nadmiarem zboża i ten biedaczyna, który wczoraj prosił o nie bogacza. Widząc nad sobą wyraźną karę Bożą, bogacz zaczął błagać biednego aby brał u niego za darmo tyle zboża, ile zapragnie.
Tak Bóg ukarał bogatego za brak miłosierdzia i, zgodnie z proroctwem świętego, zbawił biednego od nędzy i głodu.
Pewien znany świętemu rolnik przyszedł do tego samego bogacza w czasie tego samego głodu z prośbą o pożyczenie mu zboża na przeżycie i obiecał z procentem zwrócić pożyczone, kiedy nastaną żniwa. U bogacza, oprócz rozmytych przez deszcz, były jeszcze i inne spichrze, pełne ziarna; ale on, niedostatecznie nauczony pierwszą swoja stratą i nie uleczywszy się od skąpstwa – również wobec tego biedaka okazał się tak samo niemiłosiernym, tak, że nawet nie chciał go słuchać.
- Bez pieniędzy – powiedział – nie dostaniesz ode mnie ani jednego ziarenka.
Wtedy biedny rolnik zapłakał i poszedł do biskupa Bożego Spirydona, któremu to opowiedział o swojej biedzie. Biskup pocieszył go i odesłał do domu, a rano sam przyszedł do niego i przyniósł całą gorę złota (skąd wziął złoto – o tym powie się później). Oddał to złoto rolnikowi i powiedział:
- Zanieś, bracie, to złoto temu handlarzowi zbożem i oddaj w zastaw, a handlarz niech pożyczy ci tyle zboża, ile ci teraz trzeba do przeżycia; kiedy zaś nastanie urodzaj i będziesz miał nadmiar ziarna, wykup ten zastaw i przynieś go znów do mnie.
Biedny rolnik wziął z rąk biskupich złoto i pośpiesznie poszedł do bogatego. Chciwy bogacz ucieszył się ze złota i natychmiast odstąpił biednemu zboża, ile było mu trzeba. Potem głód minął, był ładny urodzaj, i, po żniwach, rolnik ten oddał z procentem bogaczowi wzięte zboże i, wziąwszy od niego z powrotem zastaw, odniósł go z wdzięcznością do świętego Spirydona. Święty wziął złoto i skierował się do swego sadu, zabierając ze sobą i rolnika.
- Pójdź – powiedział – ze mą, bracie, i razem oddajmy to Temu, Kto tak szczodrze nam pożyczył.
Wszedłszy do sadu, on położył złoto przy płocie, wzniósł oczy ku niebu i zawołał:
- Panie mój, Jezusie Chrystusie, Swoją wolą wszystko stwarzający i przemieniający! Ty, kiedyś Mojżeszową laskę na oczach cara Egipskiego zamieniłeś w węża (Wyj. 7, 10) – rozkaż i temu złotu, w które wcześniej zamieniłeś zwierzę, znów przyjąć pierwotną swoją postać: wtedy i ten człowiek dowie się, jak Ty o nas się troszczysz i na faktach nauczy się tego, co powiedziane jest w Świętym Piśmie – że „Bóg czyni wszystko, co chce” (Ps.134 (135):6)!
Kiedy on tak się modlił, kawałek złota nagle poruszył się i zamienił się w żmiję, która zaczęła się wić i pełzać. W taki sposób, najpierw żmija, według modlitwy świętego, zamieniła się w złoto, a także w cudowny sposób ze złota znów stała się żmiją. Widząc ten cud, rolnik zadrżał ze strachu, padł na ziemię i nazywał siebie niegodnym okazanego mu cudownego dobrodziejstwa. Następnie żmija odpełzła do swojej nory, a rolnik, pełen wdzięczności, wrócił do swego domu i zadziwiał się wielkością cudu, uczynionego przez Boga według modlitw świętego.
Pewien cnotliwy mężczyzna, przyjaciel świętego, z powodu zawiści złych ludzi, został oczerniony przed miejskim sędzią i zamknięty do więzienia, a później również skazany na śmierć bez żadnej winy. Dowiedziawszy się o tym, błogosławiony Spirydon poszedł ratować przyjaciela przed niezasłużoną egzekucją. W tym czasie w kraju panowała powódź i strumyk, który był na drodze świętego, wypełnił się wodą, wystąpił z brzegów i był nie do przejścia. Cudotwórca przypomniał, jak Jezus Nawin (Jozue) z arką przymierza na sucho przeszedł rozlany Jordan (Jezusa.Nawina. (Joz.) 3:14–17), i, wierząc we wszechmoc Bożą, rozkazał potokowi, jak słudze:
- Stań! tak rozkazuje ci Władyka całego świata, abym ja mógł przejść i uratowany został mąż, z powodu którego się spieszę.
Ledwie tylko on to powiedział, natychmiast potok zatrzymał się w swoim nurcie i odsłonił suchą drogę – nie tylko dla świętego, ale i dla wszystkich, którzy szli razem z nim. Świadkowie cudu pośpieszyli do sędziego i powiadomili go o zbliżaniu się świętego i o tym, co uczynił on w drodze, i sędzia natychmiast uwolnił skazańca i zwrócił go nietkniętego świętemu.
Przewidział też prepodobny i tajne grzechy ludzkie. Tak, pewnego razu, kiedy odpoczywał po podróży u pewnego przyjmującego pielgrzymów człowieka, kobieta, będąca w nielegalnym związku (konkubinacie), zapragnęła według tamtejszego obyczaju umyć nogi świętemu. Ale on, znając jej grzech, powiedział jej, żeby do niego się nie dotykała. I powiedział to nie dlatego, że brzydził się grzesznicy i odrzucał ją: czyż może brzydzić się grzesznikami uczeń Pana, Który jadł i pił z celnikami i grzesznikami? (Mat. 9, 11). Nie, on chciał zmusić kobietę przypomnieć o swoich grzechach i powstydzić się swoich nieczystych myśli i uczynków. I kiedy ta kobieta w dalszym ciągu uparcie starała się dotknąć nóg świętego i umyć je, wtedy święty, pragnąć uratować ją od zguby, zdemaskował ją z miłością i pokorą, przypomniał jej o jej grzechach i zachęcał do pokajania. Kobieta była zdziwiona i przerażona tym, że najbardziej, wydawałoby się, tajne czyny i myśli jej nie są skryte przed przenikliwymi oczami człowieka Bożego. Ogarnął ją wstyd i ze skruszonym sercem upadła do nóg świętego i obmywała je nie wodą, a łzami, i sama otwarcie przyznała się do tych grzechów, w których została zdemaskowana. Ona postąpiła tak samo, jak niegdyś nierządnica, wspominana w Ewangelii, a święty naśladując Pana, miłościwie powiedział jej: (Łuk. 7, 48) – „wybaczone są tobie grzechy”, i jeszcze „oto wyzdrowiałaś; nie grzesz więcej” (Jana 5, 14). I od tego czasu kobieta ta całkowicie się poprawiła i dla wielu posłużyła jako dobry przykład.
Do tej pory mówiło się tylko o tych cudach, które uczynił święty Spirydon podczas życia; teraz trzeba powiedzieć i o jego zazdrości w sprawie wiary prawosławnej.
Za panowania Konstantyna Wielkiego, pierwszego imperatora-chrześcijanina, w 325 roku po narodzeniu Chrystusa, w Nicei zebrał się Pierwszy Sobór Powszechny, w celu obalenia heretyka Ariusza; bezbożnie nazywającego Syna Bożego stworzeniem, a nie stwórcą wszystkiego, i w celu wyznania Go Współistotnym z Bogiem Ojcem. Ariusza w jego bluźnierstwie podtrzymywali biskupi znaczących wtedy cerkwi: Jewsiewij Nikomidijskij, Maris Chałkidonskij, Fiwognij Nikiejskij (Euzebiusz z Nicomedii, Maris z Chalkedonu, Feognius z Nicei) i inni. Zaś obrońcami prawosławia byli ozdobieni przez życie i naukę mężowie: wielki między świętymi Aleksandr, który w tym czasie był jeszcze prezbitrem i jednocześnie zastępcą świętego Mitrofana, patriarchy Carogrodzkiego[3], będącego na łożu boleści i dlatego nieobecnego na soborze, sławny Afanasij[4], który jeszcze nie był udekorowany nawet prezbiterską godnością i odbywał diakońską służbę w cerkwi aleksandryjskiej, ci daj wzbudzali w heretykach szczególne oburzenie i zawiść właśnie dlatego, że wiele prześcigali w pojmowaniu prawd wiary, nie posiadając jeszcze zaszczytu godności biskupiej; razem z nimi był też święty Spirydon, i napełniająca go łaska była pożyteczniejsza i mocniejsza w sprawie przekonywania heretyków, niż mowy innych, ich dowody i krasomówstwo. Za zgodą cara, w soborze brali udział również greccy mędrcy, nazywający się perypatetykami[5]; najmądrzejszy z nich wystąpił z pomocą Ariuszowi i szczycił się swoją wyjątkowo kunsztowną mową, starając się wyśmiać naukę prawosławnych. Błogosławiony Spirydon, człowiek nieuczony, znający tylko Jezusa Chrystusa, „przy tym ukrzyżowanego” (1 Kor. 2, 2), prosił ojców, aby pozwolili mu stanąć do pojedynku z tym mędrcem, ale święci ojcowie, wiedząc, że jest on człowiekiem prostym, całkiem nie obeznanym z grecką mądrością, bronili mu tego. Jednak, święty Spirydon, wiedząc jaką moc posiada mądrość z góry i jak bezsilna jest przed nią mądrość ludzka, zwrócił się do mędrca i powiedział:
- Filozofie! W imię Jezusa Chrystusa, wysłuchaj, co ja ci powiem.
Kiedy zaś filozof zgodził się wysłuchać go, święty zaczął mówić.
- Jeden jest Bóg – powiedział – Który stworzył niebo i ziemię i stworzył z ziemi człowieka i urządził wszystko pozostałe, widzialne i niewidzialne, Słowem Swoim i Duchem; i my wierzymy, że Słowem tym jest Syn Boży i Bóg, Który zlitowawszy się nad nami, którzy zbłądziliśmy, zrodził się od Dziewicy, żył z ludźmi, zniósł cierpienia i umarł dla naszego zbawienia i zmartwychwstał i z Sobą wskrzesił cały rodzaj ludzki, my oczekujemy, że On właśnie przyjdzie sądzić wszystkich nas sprawiedliwym sądem i każdemu odpłaci według uczynków jego, wierzymy, że jest On współistotny Ojcu, ma równą z nim władzę i godność… Tak wyznajemy i nie staramy się badać tej tajemnicy ciekawskim umysłem, i ty – nie ośmielaj się badać, jak wszystko to może być, albowiem tajemnice te przewyższają twój umysł i daleko przewyższają wszelką wiedzę ludzką.
Następnie, niewiele pomilczawszy, święty zapytał:
- Czyż nie tak i ty to wszystko wyobrażasz, filozofie?
Ale filozof milczał, jakby nigdy nie podejmował rywalizacji. On nic nie mógł powiedzieć przeciw słowom świętego, w których widoczna była jakaś Boska moc, zgodnie z powiedzianym w Piśmie Świętym: „albowiem Carstwo Boże nie w słowie, a w mocy (1 Kor. 4, 20).
W końcu, powiedział:
- I ja myślę, że wszystko rzeczywiście tak, jak mówisz ty.
Wtedy starzec powiedział:
- Więc, idź i przyjmij stronę świętej wiary.
Filozof, zwróciwszy się do swoich przyjaciół i uczonych, ogłosił:
- Słuchajcie! Dopóki rywalizacja ze mną prowadzona była za pośrednictwem dowodów, ja stawiałem przeciwko jednym dowodom inne i swoją sztuką argumentowania odbijałem wszystko, co mi przedstawiano. Ale kiedy zamiast mądrych dowodów, z ust tego starca zaczęła wychodzić jakaś szczególna moc – dowody bezsilne są wobec niej, ponieważ człowiek nie może walczyć z Bogiem. Jeśli ktokolwiek z was może myśleć tak samo, jak ja, to niech uwierzy w Chrystusa i razem ze mną niech podąża za tym starcem, ustami którego mówił Sam Bóg.
I filozof, przyjąwszy prawosławną chrześcijańska wiarę, radował się, że został pokonany w pojedynku przez świętego dla swego własnego dobra. Radowali się też wszyscy prawosławni, a heretycy doznali wielkiego wstydu.
Po zakończeniu soboru, po potępieniu i odłączeniu Ariusza, wszyscy będący na soborze, również i święty Spirydon, rozeszli się do domów. W tym czasie zmarła córka jego Irina; czas swojej kwitnącej młodości ona w czystym dziewictwie spędziła tak, że stała się godną Królestwa Niebieskiego. W między czasie do świętego przyszła pewna kobieta i, z płaczem, opowiedziała, że dała jego córce Irinie jakieś złote ozdoby na przechowanie, a ponieważ ta w krótkim czasie zmarła, to powierzone przepadło bez wieści. Spirydon szukał po całym domu, gdzie są schowane ozdoby, ale nie znalazł ich. Wzruszony łzami kobiety, święty Spirydon razem ze swymi domownikami podszedł do trumny córki swojej i, zwracając się do niej, jak do żywej, zawołał:
-Córko moja Irino! Gdzie są ozdoby, powierzone ci na przechowanie?
Irina, jakby zbudziwszy się z głębokiego snu, odpowiedziała:
- Panie mój! Ja schowałam je w tym miejscu domu.
I wskazała miejsce.
Wtedy święty powiedział do niej:
- Teraz śpij, córko moja, dopóki nie zbudzi ciebie Pan wszystkich w czasie powszechnego zmartwychwstania.
Na wszystkich obecnych, na widok takiego dziwnego cudu, napadł strach. A święty znalazł we wskazanym przez zmarłą miejscu schowane i oddał tej kobiecie.
Po śmierci Konstantyna Wielkiego, imperium jego podzieliło się na dwie części. Wschodnia połowa dostała się jego synowi Konstancjuszowi. Przebywając w Antiochii, Konstancjusz ciężko zachorował, lekarze nie mogli go wyleczyć. Wtedy car zostawił lekarzy i zwrócił się do Wszechmocnego uzdrowiciela dusz i ciał Boga, z gorliwą modlitwą o swoje uzdrowienie. I oto w nocnym widzeniu imperator zobaczył Anioła, który pokazał mu cały tłum biskupów a wśród nich zwłaszcza – dwóch, którzy, najwyraźniej, byli przywódcami i naczelnikami pozostałych; Anioł powiedział przy tym carowi, że tylko ci dwaj mogą uleczyć jego chorobę. Zbudziwszy się i rozmyślając o widzianym, on nie mógł się domyślić, kim byli widziani dwaj biskupi: imiona i rody ich zostały mu nieznane, a jeden z nich wtedy, poza tym, nawet nie był jeszcze biskupem.
Długi czas car był w zakłopotaniu i, w końcu, według czyjejś dobrej rady zebrał do siebie biskupów ze wszystkich okolicznych miast i szukał między nimi dwóch widzianych w widzeniu, ale nie znalazł. Wtedy zebrał biskupów po raz drugi i trzeci w większej już liczbie i z bardziej oddalonych okolic, ale i wśród nich nie znalazł tych których widział. W końcu polecił, aby zebrali się u niego biskupi całego jego imperium. Carski rozkaz, a raczej prośba dosięgła również wyspy Cypr i miasta Trymifunta, gdzie biskupem był święty Spirydon, któremu już wszystko dotyczące cara odkryte było przez Boga. Natychmiast święty Spirydon wybrał się do imperatora, wziąwszy z sobą ucznia swego Tryfiliusza[6], razem z którym zjawił się carowi w widzeniu i który w tym czasie jak się mówiło, nie był jeszcze biskupem. Przybywszy do Antiochii, oni poszli do pałacu do cara. Spirydon ubrany był w ubogie odzienie i miał w rękach laskę daktylową, na głowie – mitrę, a na jego piersi zawieszone było gliniane naczynko, jak to było w zwyczaju u mieszkańców Jerozolimy, którzy zwykle nosili w tym naczynku olejek od świętego Krzyża. Kiedy święty w takim stanie wchodził do pałacu, jeden ze sług pałacu, bogato odziany, uznał go za żebraka, wyśmiał go, i nie pozwolił mu wejść, uderzywszy go w policzek; ale prepodobny, w swojej łagodności i pamiętając słowa Pana (Mat. 5, 39), podstawił mu drugi policzek; sługa zrozumiał, że przed nim stoi biskup i, przyznawszy swój grzech, pokornie prosił o wybaczenie, które też otrzymał.
Ledwie tylko święty wszedł do cara, ostatni natychmiast poznał go, ponieważ właśnie w takim stanie zjawił się on carowi w widzeniu. Konstancjusz wstał, podszedł do świętego i pokłonił się mu, ze łzami prosząc go o modlitwy do Boga i błagając o wyleczenie jego choroby. Ledwie tylko święty dotknął głowy cara, ostatni natychmiast wyzdrowiał i nadzwyczajnie radował się ze swego uzdrowienia, które otrzymał według modlitw świętego. Car okazał mu wielkie zaszczyty i w radości spędził z nim cały ten dzień, okazując wielki szacunek swemu dobremu lekarzowi.
Tryfiliusz tymczasem był skrajnie porażony całym carskim przepychem, pięknem pałacu, mnóstwem wielmoży, stojących przed carem, siedzącym na tronie, – przy czym wszystko wyglądało cudownie i lśniło złotem, – i wspaniałą służbą sług, ubranych w jasne stroje. Spirydon powiedział mu:
- Co tak podziwiasz, bracie? Czyż carski majestat i sława czynią cara pobożniejszym, niż inni? Czyż car nie umiera tak samo, jak i ostatni żebrak, i nie zostaje pogrzebany? Czyż nie stanie on jednakowo z innymi przed Strasznym Sędzią? Dlaczego to, co rozwala się, przedkładasz niezmiennemu i podziwiasz marności, kiedy należy przede wszystkim szukać tego, co jest niematerialne i wieczne i kochać niezniszczalną niebiańską sławę?
Dużo pouczał prepodobny i samego cara, żeby pamiętał o dobrodziejstwie Bożym i sam był dobry dla poddanych, miłosierny wobec grzeszących, przychylny wobec błagających o cokolwiek, szczodry wobec proszących i wszystkim był ojcem – miłującym i dobrym, bowiem kto panuje nie tak, ten powinien być nazwany nie carem, a szybciej oprawcą. Na zakończenie święty przekonywał cara, aby surowo przestrzegał i zachowywał reguły pobożności, w żadnym wypadku nie przyjmując nic sprzecznego z Cerkwią Bożą[7].
Car chciał wynagrodzić świętego za swe uzdrowienie według jego modlitw i proponował mu mnóstwo złota, ale ten odmawiał przyjęcia, mówiąc:
- Niedobrze jest, carze, płacić nienawiścią za miłość, albowiem to, co ja uczyniłem tobie, jest miłością: rzeczywiście, zostawić dom, przepłynąć taką dal morzem, znieść surowe chłody i wiatry – czyż to nie miłość? I za to wszystko mam wziąć w zapłatę złoto, które jest przyczyną wszelkiego zła i tak łatwo niszczy wszystko co sprawiedliwe?
Tak mówił święty, nie chcąc brać nic, i tylko usilnymi prośbami cara dał się przekonać – ale tylko przyjąć od cara złoto, a nie trzymać go u siebie, albowiem natychmiast wszystko otrzymane rozdał żebrakom.
Oprócz tego, zgodnie z pouczeniami tego świętego, imperator Konstancjusz zwolnił z podatków kapłanów, diakonów i wszystkich duchownych i pracowników cerkiewnych, uważając, że nie wypada sługom Cara Nieśmiertelnego płacić daninę carowi śmiertelnemu. Pożegnawszy się z carem i wracając do siebie, święty został przyjęty przez pewnego oddanego wierze chrześcijańskiej człowieka do domu. Tu do niego przyszła pewna kobieta-poganka, nie umiejąca rozmawiać po grecku. Ona przyniosła na rękach swego martwego syna i, gorzko płacząc, położyła go u nóg świętego. Nikt nie znał jej języka, ale same jej łzy wyraźnie świadczyły o tym, że ona błaga świętego o wskrzeszenie jej martwego dziecka. Ale święty, unikając próżnej sławy, na początku odmawiał dokonania tego cudu; jednak, według swego miłosierdzia, został pokonany gorzkim szlochaniem matki i zapytał swego diakona Artemidota:
- Co mamy uczynić, bracie?
- Dlaczego mnie pytasz, ojcze, odpowiedział diakon: co innego możesz zrobić, jak nie wezwać Chrystusa – Dawcę życia, tak wiele razy spełniającego twoje modlitwy? Jeśli uzdrowiłeś cara, to czyż odtrącisz biedaków i żebraków?
Jeszcze bardziej skłaniany tą dobrą radą do miłosierdzia, biskup zapłakał i, klęknąwszy, zwrócił się do Pana z gorącą modlitwą. I Pan, który przez Eliasza i Elizeusza zwrócił życie synom wdowy sarepskiej i szunemitki (1 Krl. 17, 21; 2 Krl. 4, 35), usłyszał też modlitwę Spirydona i zwrócił ducha życia pogańskiemu chłopczykowi, który, ożywszy, natychmiast zapłakał. Matka zobaczywszy swoje dziecko żywe, z radości upadła martwa: nie tylko ciężka choroba i głęboki żal uśmiercają człowieka, ale czasem to samo wywołuje i nadmierna radość. Więc, kobieta ta zmarła z radości, a oglądających jej śmierć pogrążyła – po niespodziewanej radości, z powodu wskrzeszenia dziecka – w nieoczekiwany smutek i łzy. Wtedy święty znów zapytał diakona:
- Co mamy czynić?
Diakon powtórzył swoją poprzednia radę, i święty znów uciekł się do modlitwy. Skierowawszy oczy na niebo i wzniósłszy umysł do Boga, modlił się do Wdychającego tchnienie życia w martwych i Zmieniającego wszystko samą wolą Swoją. Następnie powiedział do zmarłej, leżącej na ziemi:
- Zmartwychwstań i stań na nogi!
I ona wstała, jak zbudzona ze snu, i wzięła swego żywego syna na ręce.
Święty zabronił kobiecie i wszystkim obecnym tam opowiadać o cudzie komukolwiek, ale diakon Artemidot, po śmierci świętego, nie chcąc przemilczeć o wielkości i mocy Bożej objawionych przez wielkiego świętego Bożego Spirydona, opowiedział wierzącym o wszystkim co się wydarzyło.
Kiedy święty wrócił do domu, przyszedł do niego pewien człowiek, chcący kupić z jego stada sto kóz. Święty polecił mu zostawić ustaloną cenę i potem wziąć kupione. Ale ten zostawił koszt dziewięćdziesięciu dziewięciu kóz i zataił koszt jednej, myśląc, że nie dowie się o tym święty, któremu, według jego prostoty serca, obce były wszelkie życiowe troski. Kiedy obaj byli w zagrodzie dla bydła, święty polecił kupującemu wziąć tyle kóz, za ile on zapłacił, i kupujący oddzieliwszy sto kóz, wypędził je za ogrodzenie. Ale jedna z nich, jakby mądra i dobra niewolnica, wiedząca, że nie została sprzedana przez swego pana, szybko wróciła i znów wbiegła do zagrody. Kupujący znów wziął ją i pociągnął za sobą, ale ona się wyrwała i znów przybiegła do zagrody. W taki sposób do trzech razy wyrywała się z jego rąk i przybiegała do zagrody, a on na siłę ją wyprowadzał, i, w końcu, zarzucił ją na plecy i poniósł do siebie, przy czym ona głośno beczała, bodła go rogami w głowę, rzucała się i wyrywała, tak że wszyscy widzący to dziwili się. wtedy święty Spirydon, zrozumiawszy w czym sprawa i nie chcąc jednocześnie przy wszystkich zdemaskować kupującego, powiedział mu cicho:
- Słuchaj, synu mój, widocznie, nie na darmo zwierzę tak się zachowuje, nie chcąc być odprowadzonym do ciebie: czy nie zataiłeś należnej za nie ceny? nie dlatego ono wyrywa się od ciebie z rąk i ucieka do zagrody?
Kupujący zawstydził się, odkrył swój grzech i prosił o wybaczenie, a następnie oddał pieniądze i wziął kozę – i ona sama pokornie i spokojnie poszła do domu tego, kto ją kupił po przedzie swego nowego gospodarza.
Na wyspie Cypr była pewna wieś o nazwie Freer. Przyszedłszy tam w pewnej sprawie, święty Spirydon wszedł do cerkwi i polecił jednemu z będących tam, diakonowi, uczynić krótką modlitwę: święty zmęczył się długą podróżą tym bardziej, że był to czas żniw i panowały silne upały. Ale diakon zaczął powoli wypełniać polecone mu i specjalnie wydłużał modlitwę, jakby z pewną dumą wygłaszał aklamacje i śpiewał, i wyraźnie chwalił się swoim głosem. Gniewnie popatrzył na niego święty, chociaż i dobry był z natury i, ganiąc go, powiedział: „zamilcz!” – I natychmiast diakon oniemiał: stracił nie tylko głos, ale i sam dar mowy, i stał, jakby całkiem nie mając języka. Wszystkich obecnych ogarnął strach. Wieść o tym co się stało szybko rozeszła się po całej wsi, i wszyscy mieszkańcy zbiegli się popatrzeć na cud wystraszyli się. diakon padł do nóg świętego, znakami błagając o rozwiązanie mu języka, a jednocześnie błagali biskupa o to samo przyjaciele i krewni diakona. Ale nie od razu święty przychylił się do prośby, bowiem surowy był wobec dumnych i zarozumiałych, i, w końcu, wybaczył winowajcy, rozwiązał mu język i zwrócił dar słowa; przy tym, jednak, zostawił na nim ślad kary, nie zwrócił jego językowi pełnej wyrazistości, i na całe życie zostawił go ze słabym głosem, niewyraźnie mówiącego, jąkającego się, żeby nie chełpił się swoim głosem i nie chwalił się wyrazistością mowy.
Pewnego razu święty Spirydon wszedł do cerkwi w swoim mieście na wieczernię. Wyszło tak, że w cerkwi nie było nikogo, oprócz duchownych. Ale nie patrząc na to, on polecił zapalić mnóstwo świec i łampad i sam stanął przed ołtarzem w duchowym wzniesieniu. I kiedy w odpowiednim czasie wygłosił: „Mir wsiem!” (Pokój wszystkim!) – i nie było ludzi, którzy by na wygłoszone przez biskupa życzenie pokoju daliby zwyczajową odpowiedź, natychmiast dało się słyszeć z góry wielkie mnóstwo głosów, wołających: „I Duchowi twemu”. Chór ten był wielki i harmonijny i bardziej słodkobrzmiący od wszelkiego śpiewu ludzkiego. Diakon, wygłaszający litanie, przeraził się, słysząc po każdej litanii jakiś cudowny śpiew z góry: „Hospodi, pomiłuj!”. Śpiew ten usłyszeli nawet znajdujący się daleko od cerkwi, z których wielu poszło w jego kierunku, i, w miarę tego, jak przybliżali się do cerkwi, cudowny śpiew coraz bardziej i bardziej napełniał ich słuch i umilał serca. Ale kiedy oni weszli do cerkwi, to nie zobaczyli nikogo, oprócz biskupa z nielicznymi duchownymi i nie słyszeli już więcej niebiańskiego śpiewu, z powodu czego wielce się zdziwili.
Innym razem, kiedy święty też stał w cerkwi podczas wieczornego śpiewania, w łampadzie zabrakło oliwy i płomień zaczął już gasnąć. Święty martwił się z tego powodu, bojąc się, że kiedy zgaśnie łapmada, przerwie się też cerkiewny śpiew, i w ten sposób nie zostanie wypełniona codzienna cerkiewna reguła. Ale Bóg spełniający życzenia bojących się Go, polecił łampadfzie przepełnić się oliwą ponad brzegi, jak niegdyś naczyniu wdowy w dni proroka Elizeusza (4 Carstw (2 Krl). 4, 2-6). Służący w cerkwi przynieśli naczynia, podstawili je pod łamadę i napełnili je w cudowny sposób oliwą. – Ten materialny olej wyraźnie wskazywał na przeobfitość łaski Bożej, jaką przepełniony był święty Spirydon i napajane było nią jego duchowe stado.
Na wyspie Cyprze jest miasto Cyprus. Pewnego razu przybył tu w swoich sprawach z Trymifuntu święty Spirydon ze swoim uczniem, Tryfiliuszem, który wtedy był już biskupem Lewkusińskim na wyspie Cyprze. Kiedy przechodzili oni przez górę Penadaktyl i znajdowali się na miejscu zwanym Parymna (wyróżniającym się pięknem i bogatą roślinnością), to Tryfiliusza skusiło to miejsce i zapragnął też sam, dla swojej cerkwi, nabyć jakąś posiadłość w tej okolicy. Długo rozmyślał o tym sam w sobie, ale myśli jego nie skryły się przed przenikliwymi duchowymi oczami wielkiego ojca, który powiedział mu:
- Dlaczego, Tryfiliuszu, ciągle myślisz o próżnym i pragniesz posiadłości i sadów, które tak naprawdę nie mają żadnej wartości i tylko wydają się czymś istotnym, i swoją złudną wartością wzniecają w sercach ludzi pragnienie posiadania ich? Nasz skarb, którego nie można nas pozbawić – na niebie (1 P. 1, 4), jest u nas dom nie uczyniony ręką (niebieski) (2 Kor. 5, 4) – do nich dąż i nimi zawczasu (poprzez rozmyślania o Bogu) ciesz się: one nie mogą przechodzić z jednego stanu do drugiego, i kto raz posiądzie je, tan otrzyma dziedzictwo, którego nigdy nie straci.
Te słowa przyniosły Tryfiliuszowi wielką korzyść, i później on swym zaprawdę chrześcijańskim życiem osiągnął to, że stał się wybranym naczyniem Chrystusa, podobnie do Apostoła Pawła, i godnym był niezliczonych darów od Boga.
Tak święty Spirydon sam będąc cnotliwym, kierował ku cnotom i innych, i tym którzy kierowali się jego naukami i napomnieniami, one służyły im na pożytek, a odrzucających ich dopadał zły koniec, jak widać to z następującego.
Pewien kupiec, mieszkaniec tego samego Trymifuntu, wypłynął w obce strony handlować i przebywał tam dwanaście miesięcy. W tym czasie żona jego wpadła w cudzołóstwo i zaszła w ciążę. Wróciwszy do domu, kupiec zobaczył żonę swoją w ciąży i zrozumiał, że ona bez niego cudzołożyła. On wściekł się, zaczął ją bić i, nie chcąc z nią żyć, wypędził ją ze swego domu, a potem poszedł i opowiedział o wszystkim biskupowi Bożemu Spirydonowi i poprosił go o radę. Biskup, ubolewając w duszy z powodu grzechu kobiety i wielkiego smutku męża, przywołał żonę i, nie pytając jej, czy rzeczywiście ona zgrzeszyła, ponieważ o grzechu jej świadczyła już sama jej ciąża i płód, poczęty przez nią w nieprawościach, powiedział jej wprost:
- Dlaczego skalałaś łoże męża swego i zhańbiłaś jego dom?
Ale kobieta utraciwszy wszelki wstyd, ośmieliła się jawnie skłamać, że poczęła ona nie od kogo innego, a właśnie od męża. Obecni oburzyli się na nią jeszcze bardziej za to kłamstwo, niż za samo cudzołóstwo, i mówili jej:
Jakże ty mówisz, że poczęłaś od męża, kiedy go dwanaście miesięcy nie było w domu? Czyż może poczęty płód dwanaście miesięcy i nawet dłużej pozostawać w łonie?
Ale ona trwała przy swoim i przekonywała, że poczęte przez nią oczekiwało powrotu swego ojca, żeby urodzić się przy nim. Broniąc tego i podobnych kłamstw i kłócąc się ze wszystkimi, ona wszczęła szum i krzyczała, że ją oczerniono i obrażono. Wtedy święty Spirydon, pragnąc doprowadzić ją do pokajania, pokornie powiedział jej:
- Kobieto! W wielki grzech wpadłaś – wielkie powinno być i pokajanie twoje, ponieważ mimo wszystko pozostała ci nadzieja na zbawienie: nie ma grzechu przewyższającego miłosierdzie Boże. Ale ja widzę, że w tobie przez cudzołóstwo pojawiła się rozpacz, przez rozpacz – bezwstyd, i sprawiedliwym byłoby abyś poniosła należną i niezwłoczną karę; ale mimo wszystko, pozostawiając ci miejsce i czas dla pokajania, my publicznie ogłaszamy tobie: płód nie wyjdzie z łona twego, dopóki nie powiesz prawdy, nie przykrywając kłamstwem tego, co i ślepy, jak się mówi, widzieć może.
Słowa świętego wkrótce się spełniły. Kiedy kobiecie nadszedł czas porodu, opanował ją straszny ból, powodujący jej wielkie męczarnie utrzymując płód w jej łonie. Ale o na, zawziąwszy się, nie zechciała przyznać się do swego grzechu, w którym, nie urodziwszy, umarła w męczarniach. Dowiedziawszy się o tym, biskup Boży zapłakał, żałując, że osądził grzesznicę takim wyrokiem, i powiedział:
- Nie będę więcej osądzać ludzi, jeśli powiedziane przeze mnie tak szybko się spełnia w rzeczywistości.
Pewna kobieta, o imieniu Sofronija, dobrze wychowana i pobożna, miała męża – poganina. Ona nie raz zwracała się do biskupa Bożego Spirydona i gorliwie błagała go, aby postarał się nawrócić jej męża do prawdziwej wiary. Mąż jej był sąsiadem biskupa Bożego Spirydona i szanował go, a niekiedy oni, jako sąsiedzi, bywali u siebie w domach. Pewnego razu zebrało się wielu sąsiadów świętego i poganina; byli też oni sami. I oto, nagle święty mówi głośno jednemu ze sług:
- Oto przy wrotach stoi posłaniec, przysłany przez robotnika, pasącego moje stado, z wiadomością, że wszystkie zwierzęta, kiedy robotnik zasnął, przepadły, zabłądziwszy w górach: idź, powiedz mu, że robotnik który go posłał już odnalazł wszystkie i całe zwierzęta w jednej z pieczar.
Sługa poszedł i przekazał wysłańcowi słowa świętego. Zaraz później, kiedy nie zdążyli jeszcze zebrani wstać od stołu, przyszedł od pastucha drugi posłaniec – z wiadomością, że całe stado odnalezione. Słysząc to poganin był niezmiernie zdziwiony tym, że święty Spirydon wie co się dzieje poza oczami, jak dziejące się w pobliżu; on wyobraził sobie, że święty jest jednym z bogów, i chciał uczynić mu to, co niegdyś mieszkańcy Likaonii uczynili Apostołom Barnabie i Pawłowi[8], to jest, przyprowadzić zwierzęta ofiarne, przygotować wieńce (korony) i dokonać obrządku ofiarnego. Ale święty powiedział mu:
- Ja – nie jestem bogiem, a tylko sługą Bożym i człowiekiem, we wszystkim podobnym do ciebie. A że znam to, co dzieje się poza oczami – to daje mi to mój Bóg, i jeśli i ty uwierzysz w Niego, to poznasz wielkość jego wszechmocy i siły.
Ze swojej strony i żona poganina Sofronija, przybrawszy odpowiedni czas, zaczęła przekonywać męża, aby wyrzekł się błądzenia w pogaństwie i poznał Jedynego Prawdziwego Boga i uwierzył w Niego. W końcu mocą łaski Chrystusowej, poganin został nawrócony do prawdziwej wiary i oświecony świętym chrztem. Tak zbawiony został „niewierzący mąż”[9] (1 Kor. 7, 14), jak mówi św. Apostoł Paweł.
Opowiadają też o pokorze błogosławionego Spirydona, jak on, będąc biskupem i wielkim cudotwórcą, nie brzydził się paść owiec i sam ich doglądał. Pewnego razu złodzieje w nocy wdarli się do zagrody, ukradli kilka owiec i chcieli uciec. Ale Bóg, miłując świętego Swego i ochraniając jego skromny dobytek, niewidzialnymi więzami mocno skrępował złodziei, tak że nie mogli oni wyjść z zagrody, gdzie i pozostawali w takim położeniu, wbrew woli, do rana. O świcie święty przyszedł do owiec i, zobaczywszy złodziei, ze związanymi siłą Bożą rękoma i nogami, swoją modlitwą rozwiązał ich i dał im pouczenie o tym, żeby nie pragnęli cudzego, a utrzymywali się pracą rąk swoich; potem dał im jednego barana, aby, jak sam powiedział, „nie przepadł daremnie ich trud i bezsenna noc”, i odpuścił ich w pokoju.
Pewien trymifuncki kupiec miał zwyczaj pożyczać u świętego pieniądze na obroty w handlu, i kiedy, po powrocie z wyjazdów w swoich sprawach, przynosił pożyczone z powrotem, to święty zwykle mówił mu, żeby on sam położył pieniądze do skrzyneczki, z której wziął. Tak mało troszczył się o majątek doczesny, że nawet nie sprawdzał nigdy, czy dłużnik prawidłowo spłaca! W międzyczasie kupiec wiele razy już postępował w taki sposób, sam wyjmując, z błogosławieństwa świętego, ze szkatułki pieniądze i sam znów wkładając tam przyniesione z powrotem, i sprawy jego rozkwitały. Ale raz on, zwiedzony chciwością, nie włożył przyniesionego złota do skrzyneczki i zatrzymał je u siebie, a świętemu powiedział, że włożył. W krótkim czasie on zubożał, ponieważ ukryte złoto nie tylko nie przyniosło mu dochodu, ale i pozbawiło sukcesu jego handel i, jak ogień pożarło cały jego majątek. Wtedy kupiec znów przyszedł do świętego i prosi u niego o pożyczkę. Święty odesłał go do swojej sypialni do skrzynki z tym, żeby sam wziął. On powiedział do kupca:
- Idź i weź, jeśli sam położyłeś.
Kupiec poszedł i, nie znalazłszy w skrzynce pieniędzy, wrócił do świętego z pustymi rękoma. Święty powiedział mu:
- Ale przecież w skrzynce, bracie mój, nie było do tej pory niczyjej innej ręki, oprócz twojej. Znaczy, jeśli byś położył wtedy złoto, to teraz mógłbyś znów je wziąć.
Kupiec, zawstydziwszy się, padł do nóg świętego i prosił o wybaczenie. Święty natychmiast wybaczył mu, ale przy tym powiedział, pouczając go, żeby on nie pragnął cudzego i nie kalał sumienia swego oszustwem i kłamstwem. Tak, nieuczciwie zdobyty zysk jest nie zyskiem, a w ostatecznym rozrachunku – stratą.
W Aleksandrii zwołany był raz sobór biskupów: patriarcha aleksandryjski zwołał wszystkich podległych mu biskupów i chciał wspólną modlitwą obalić i zniszczyć wszystkie pogańskie idole, których tam było jeszcze bardzo dużo. I oto, w tym czasie, kiedy zanoszono do Boga bardzo liczne i gorliwe modlitwy – jak soborowe, tak i indywidualne – wszystkie idole i w mieście i w okolicy popadały, tylko jeden wyjątkowo czczony przez pogan idol pozostał cały na swoim miejscu. Po tym jak patriarcha długo i gorliwie modlił się o zniszczenie tego idola, pewnego razu w nocy, kiedy on się modlił, objawiło się mu pewne Boskie widzenie i polecone było nie martwić się z powodu tego, że idol nie ulega zniszczeniu, i szybciej posłać do Cypru i wezwać stamtąd Spirydona, biskupa Trymifuntu, albowiem i po to zostawiony był idol, aby został zniszczony modlitwą tego świętego. Patriarcha natychmiast napisał list do świętego Spirydona, w którym wzywał go do Aleksandrii i mówił o swoim widzeniu, i niezwłocznie posłał ten list do Cypru. Otrzymawszy list, święty Spirydon siadła na statek i odpłynął do Aleksandrii. Kiedy statek zatrzymał się u przystani, nazywanej Neapolem, i święty schodził na ziemię – w tej samej chwili idol w Aleksandrii z jego licznymi ofiarami rozleciał się, po czym też w Aleksandrii dowiedzieli się o przybyciu świętego Spirydona. Albowiem, kiedy patriarsze doniesiono, że idol upadł, patriarcha powiedział pozostałym biskupom:
- Przyjaciele! Spirydon Trymifuncki się zbliża.
I wszyscy, przygotowawszy się, wyszli na spotkanie świętego i, z godnością przyjąwszy go, radowali się z powodu przybycia do nich tak wielkiego cudotwórcy i pochodni (oświeciciela) świata.
Cerkiewni historycy Nikifor[10] i Sozomen[11] piszą, że święty Spirydon nadzwyczaj troszczył się o ścisłe przestrzeganie cerkiewnego porządku (reguł) i zachowanie we wszelkiej nienaruszalności do ostatniego słowa ksiąg Pisma Świętego. Pewnego razu wydarzyło się następujące. Na wyspie Cyprze było zebranie biskupów całej wyspy w cerkiewnych sprawach. Wśród biskupów był święty Spirydon i wspominany wyżej Tryfiliusz – człowiek, biegły w mądrości książkowej, jako że w młodości swojej wiele lat spędził w Bejrucie[12], studiując pismo i nauki.
Zgromadzeni ojcowie prosili go wygłosić w cerkwi naukę ludziom. Kiedy on nauczał, wypadło mu wspomnieć słowa Chrystusa, powiedziane przez Niego paralitykowi: „wstań i weź łoże twoje” (Mk. 2, 12). Tryfiliusz słowo „łoże” zastąpił słowem „łóżko” i powiedział: „wstań i weź łóżko twoje”. Usłyszawszy to, święty Spirydon wstał z miejsca i, nie znosząc zmiany słów Chrystusowych, powiedział Tryfiliuszowi:
- Czyż ty jesteś lepszy od Tego, Który powiedział „łoże”, że wstydzisz się użytego przez Niego słowa?
Powiedziawszy to, on przy wszystkich wyszedł z cerkwi. I tak postąpił nie ze złości i nie dlatego, że sam był całkiem nieuczonym: zawstydziwszy trochę Tryfiliusza, chełpiącego się swoim krasomówstwem, on nauczył go pokory i łagodności. Przy tym też święty Spirydon cieszył się (wśród biskupów) wielkim szacunkiem, jako najstarszy wiekiem, sławny życiem, pierwszy według biskupstwa i wielki cudotwórca, i dlatego, z szacunku do osoby, każdy mógł szanować również jego słowa.
Na prepodobnym Spirydonie spoczywała tak wielka łaska i miłosierdzie Boże, że podczas żniw w najgorętszą porę dnia jego święta głowa okazała się pewnego razu pokrytą chłodzącą rosą, która zstępowała z góry. Było to w ostatnim roku jego życia. Razem ze żniwiarzami wyszedł on do żniwa (albowiem był skromny i pracował sam, nie szczycąc się wysokością swojej godności), i oto, kiedy żął swoją niwę, nagle, w czasie największego żaru, orosiła się jego głowa, jak było to niegdyś z runem Gedeona (Sdz. 6, 38), i wszyscy, będący z nim na polu, widzieli to i dziwili się. Potem włosy na jego głowie nagle zmieniły się: jedne stały się żółte, drugie – czarne, inne – białe, i tylko Sam Bóg wiedział, dlaczego to było i co zapowiadało. Święty dotknął głowy ręką i powiedział będącym przy nim, że zbliżył się czas rozłączenia duszy jego z ciałem, i zaczął pouczać wszystkich do dobrych uczynków, a zwłaszcza – do miłości do Boga i bliźniego.
Po upływie kilku dni święty Spirydon w czasie modlitwy oddał swoją świętą prawą duszę Panu[13], Któremu w prawości i świętości służył całe swoje życie, i został z czcią pogrzebany w cerkwi Świętych Apostołów w Tymifuncie[14]. Tam też ustanowiono czcić corocznie jego pamięć, i przy trumnie jego dokonują się liczne cuda ku chwale zadziwiającego Boga, wysławianego w świętych Jego, Ojca i Syna i Świętego Ducha, Któremu i od nas niech będzie chwała, dziękczynienie, cześć i pokłonienie (uwielbienie) na wieki. Amiń.
Troparion, ton 1:
Sobora pierwaho pokazałsia jesi pobornik, i czudotworec, bohonosie Spirydonie otcze nasz. Tiemże miertwu ty wo hrobie wozhłasiw, i zmiju w złato prietworił jesi: i wniehda pieti tiebie swiatyja molitwy, anhieły sosłużaszczyja tiebie imieł jesi swiaszczenniejszij. Sława dawszemu tiebie kriepost’, sława wienczawsziemu tia, sława dejstwujuszcziemu toboju wsiem iscelenija.
Kondakion, ton 2:
Lubowiju Christowoju ujazwiwsia swiaszczenniejszij, um wpieriw zarieju Ducha, dietielnym widienijem twoim diejanije obrieł jesi bohoprijatnie, żertwiennik bożestwiennyj byw, prosia wsiem bożestwiennaho sijanija.
[1] Cypr – wielka wyspa we wschodniej części Morza Śródziemnego, na południe od Azji Mniejszej.
[2] Św. równy apostołom Konstanty Wielki był władcą w zachodniej połowie Imperium Rzymskiego od 306 roku i absolutnym monarchą całego imperium w latach 324-337. Imperator Konstancjusz, jego syn, panował na wschodzie od 337 roki i sam – w obu częściach imperium od 353 do 361 roku.
[3] Św. Mitrofan – patriarcha Konstantynopolski od 315 do 325 r. Św. Aleksander następca jego, był patriarchą w latach 325-340.
[4] Św. Afanasij Wielki – arcybiskup Aleksandryjski, gorliwy i niezwykły obrońca prawosławia w czasie ariańskich zamętów, zdobył sobie przydomek „Ojca prawosławia” na Pierwszym Soborze Powszechnym walczył z arianami jeszcze będąc diakonem. Pamięć jego – 18 stycznia.
[5] Perypatetykami nazywano zwolenników filozofii Arystotelesa. Ta szkoła filozofii (kierunek) pojawiła się w końcu IV w. przed narodzeniem Chrystusa, i przetrwała około ośmiu wieków; ten filozoficzny kierunek miał później zwolenników również wśród chrześcijan. Swoją nazwę perypatetycy otrzymali od tego, że założyciel tej szkoły Teofrast podarował szkole sad z ołtarzem i krytymi chodnikami (Peripaton – kolumnada, kryta galeria).
[6] Tryfiliusz, później biskup Lewkusji (Nikozji) na Cyprze, przyłączony do pocztu świętych; jego pamięć 13 czerwca.
[7] Trzeba zauważyć, że imperator Konstancjusz sprzyjał heretykom-arianom.
[8] Mieszkańcy Licyjskiego miasta Listry (w Azji Mniejszej) przyjęli Apostołów Pawła i Barnabę, po uzdrowieniu przez Ap. Pawła chromego od urodzenia, za pogańskich bogów – Zeusa i Hermesa. (Patrz Księga Dziejów Apostolskich 14: 13.)
[9] Apostoł Paweł w tych słowach rozumie właściwie to, że plugastwo poganina-ojca jakby ściera się czystością matki-chrześcijanki i jest przekazywane zrodzonym z takiego małżeństwa dzieciom. Ale przy tym samo przez się rozumie się, że małżeństwo z chrześcijanką (lub chrześcijaninem) dla poganina (czy poganki) jest naturalnym krokiem do pełnego uświęcenia, tzn. do przyjęcia przez niego wiary Chrystusowej.
[10] Nikifor Kallist – historyk Cerkwi, żył w XIV wieku. Jego „Historia Cerkwi”, w 18 tomach, doprowadzona jest do śmierci Bizantyjskiego Imperatora Foksa (611 r.)
[11] Sozomen – cerkiewny historyk V wieku, napisał historię Cerkwi od 323 do 439 roku.
[12] Bejrut – starożytne fenickie miasto na wybrzeżu Morza Śródziemnego; rozkwitające zwłaszcza w V wieku i znane ze swej wyższej szkoły retoryki, poezji i prawa; teraz – główne miasto administracyjne Azjatycko-Tureckiej Syrii i najważniejszy punkt syryjskiego wybrzeża zamieszkiwany prze ok. 80.000 mieszkańców.
[13] Św. Spirydon zmarł około 348 roku.
[14] Święte relikwie św. Spirydona, łaską Bożą, zachowane zostały niezniszczone i, co najbardziej godne uwagi, skóra jego ciała posiada zwykłą dla ludzkich ciał miękkość.
wyszperane w Internecie, tłumaczenie Eliasz Marczuk