Powrót


Na podstawie http://azbyka.ru Tłumaczenie E. Marczuk


Mój dom – moja twierdza?

„W moim domu dzieje się coś strasznego. Mieszkam sama, mąż umarł, córka wyszła za mąż. I oto jak noc, to choćby z domu uciekaj. Wyraźnie słyszę – po mieszkaniu ktoś chodzi. Ciężko, powoli… Nawet drzwi szafy otwiera. Pewnego razu zbudziłam się, a ten „ktoś” pochylił się nade mną, nie widzę go, ale czuję. Zakrzyczałam, zerwałam się, włączyłam światło, nie ma nikogo. Opowiadam, nie wierzą mi, mówią, zwariowała…”

(Z listu czytelniczki).

Wierzę w każdą linijkę tego listu, w każde słowo. No bo jak nie wierzyć, jeśli nasze domy wypełnili podobni „goście” Jak ich tylko nie tytułujemy, od oficjalnie-uroczystego – „poltergejst” do poufałego „domowy”. Tak, mieszkają. Tak, plączą się po naszych domach, zwłaszcza nocą. Ale chociaż i współczujemy wam, jednak nie pomożemy. Dlatego, że pomóc sobie możecie tylko sami. Spróbujemy tylko podpowiedzieć.

Powiem od razu: są domy zabezpieczone od podobnych gości. Nie może ich tam być. Oni tam po prostu nie mają co robić. To domy wyświęcone. Autorzy listów na sto procent żyją w niewyświęconych domach. I oto tu, przy piecu w nieoświęconym domu, dawajcie zaczniemy tańczyć.

Jaki jest niewyświęcony dom? Ten, którego nie odwiedził batiuszka i w którym nie odsłużył rytu wyświęcenia. Oczywiście, możemy uważać, że to nie jest ważne, żyjemy – chleb żujemy, czasami i do cerkwi wybieramy się, a jeszcze i do domu batiuszkę zapraszać – czyż nie przesada? Ale weźmy przypomnijmy, co mówią na ten temat autorytety. Najdawniejsi, starotestamentowi, mówią oto co: „Kto z was zbudował nowy dom, a jeszcze go nie poświęcił, niech idzie i wraca do swego domu, bo mógłby zginąć na wojnie, i kto inny by go poświęcił” (V Moj. 20, 5 wg Biblii Tysiąclecia). To zakon Mojżeszowy. A oto i nowy testament. Celnik Zacheusz, człowiek grzeszny, niski wzrostem, włazi na drzewo, żeby zobaczyć Jezusa Chrystusa. I Syn Człowieczy idzie do domu tego grzesznika, i na szemranie tych, którzy pozazdrościli i osądzili, powiedział: „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu... albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło” (Łuk. 19, 9). Podczas wyświęcenia domu batiuszka obowiązkowo przypomni te linijki Ewangelii od Łukasza, przeczyta je. W nich jest odpowiedź na wiele naszych pytań i niejasności.

Szukać i zbawić to, co zginęło… Cerkiew poprzez swoje modlitwy, sakramenty, samym ustawem swoim, obrzędami i porządkami stara się zbawić nas, duszę naszą, ale zbawić można tylko tego, kto chce się zbawić, przecież za słomkę trzeba się schwycić, przyłożywszy starań: przygotować nasz dom na święto, w pewnym sensie do jego chrztu – wyświęcenia. Oczywiście od razu rzucimy się kleić tapety, malować okna, polerować parkiet. Na pewno to nie jest źle, ale to grozi czynieniem przygotowań jeszcze przez kilka lat, przecież zasada życia „jutro, jutro, nie dzisiaj” jest nam nawet bardzo nieobca. Dlatego ośmielę się poradzić: zostawcie zmianę tapet do lepszych czasów, a podwinąwszy rękawy i przeżegnawszy się, zabierzcie się wywozić pomału brud. Nie, nie, ja nie rzucam cienia na waszą staranność i czystość mieszkania. Mam na myśli brud duchowego rodzaju, którego my nawet nie uważamy za brud. Oto, na przykład, w szafie z książkami czego tylko nie ponaupychane. Oto tu właśnie pełno wszelkiej nieczystości, której nie powinno być w wyświęconym domu. Konkretnie? Proszę bardzo. Zbiory dowcipów i historyjek, od których choć pod ziemię się zapaść, czasopisma z bezwstydnymi ilustracjami. Dużo wszystkiego, dużo. A teraz przenikliwie wpatrzymy się w dobrze znane nasze wnętrze. Wytworna statuetka obrzydliwego rogatego bohatera narodowych bajek. Schował się, nikczemnik, za kryształową wazę i patrzy spode łba - może, nie zauważą? Zauważyli i bez litości, bez namysłu, bez ochów i westchnień - na śmietnik. Kosztuje drogo? Zdrowie jest droższe. A duchowe zdrowie wcale nie ma ceny. Ile razy zgrabna Japonka w umownym kostiumie kąpielowym mrugała do was z wielkiego, na pół ściany, kalendarza w łazience. Ona - do was, wy - do niej. Po tym, jak batiuszka skropi świętą wodą każdy kąt waszego mieszkania, podobni goście nie będą wam dokuczać. A tę wyślijcie w ślad za kosztowną statuetką. Wasza stanowczość i niechęć do zbędnego bogactwa będą wynagrodzone tym, że zacznie się spokojne i swobodne oddychanie we własnym domu. I dzieciom i wnukom i nawet tym dzieciom i wnukom, które jeszcze nie urodziły się. Tylko, proszę, nie darujecie nikomu tych obrzydliwych rzeczy, ponieważ taki prezent jest grzechem. Dla mnie on szkodzi, a oto ukochanemu siostrzeńcowi w sam raz...

Teraz w naszym domu czysto. Ale czy jest oto w nim kącik dla ikon, dla świętej wody? Oczywiście pojęcie „święty kącik” obecnie trochę umowne, minęły czasy, kiedy już przy założeniu domu określane było jego miejsce: i żeby na wschód, i żeby w centrum. A my wprowadzając się do mieszkania cieszymy się przede wszystkim, że ubikacja nie jest razem za łazienką, i balkon nie od strony głównej ulicy, czy w głowie nam święty kącik? Dlatego dowolny wolny kąt w naszym domu – święty. Dobrze jest umieścić w nim ikonki, świętości, powiesić łampadkę. Oczywiście przede wszystkim w domu powinny być ikony Zbawiciela i Matki Bożej, ikony świętych, do których modlimy się o pomyślność rodziny (przypomnę, że to męczennicy wyznawcy Gurij, Samon i Awiw, męczennicy Adrian i Natalia, błażennaja Ksienija Petersburska, apostoł Simon Kananita). Trzeba, żeby w wyświęconym domu znalazła się ikona „Nieopalimaja Kupina” przecież ona chroni nasz dom przed pożarem, jeśli będziemy modlić się przed nią, dobrze jest umieścić ją nad drzwiami wejściowymi od strony mieszkania. I jeszcze chcę opowiedzieć o jednej zadziwiającej ikonie, nazywa się ona „Sporitielnica chlebow”. Na niej przedstawiona jest Matka Boska, zasiadająca na lekkim obłoku, pod nią wśród traw i kwiatów, snopy żyta. Ta ikona była napisana w 1889 roku z błogosławieństwa Optyńskiego starca Amwrosija. Mówią, kiedy był głód chłopi mieszkający w pobliżu Optyńskiej pustelni, wieszali kopię tej ikony w swoich chatach i przez to zbawiali się. Od tej pory przyjęto uważać, że chroni ona dom przed głodem. Czyż nie miejsce „Sporucznicy chlebów” nad stołem, przy którym spożywamy posiłki w naszej kuchni, gdzie będziemy wznosić do Pana swoje modlitwy przed posiłkiem i dziękować po jego zakończeniu? Niby i nie głodujemy, ale przecież od więzienia i od torby… I w ogóle, jak mówił pewien batiuszka, ikon w domu powinno być dużo, i w pokoju gościnnym, i w sypialni, i w kuchni. Nad łóżeczkiem dziecka obowiązkowo powieście ikonkę jego świętego, Matki Boskiej, Anioła-stróża. W swojej sypialni znajdźcie miejsce dla ikon ślubnych, którymi błogosławił kapłan wasz związek podczas ślubu cerkiewnego. Święta woda, kawałeczki prosfor też powinny znajdować się w świętym miejscu. I w ogóle świętej wody nie trzeba przechowywać, a z modlitwą codziennie przyjmować, dbając, żeby ona nie kończyła się.

Oczywiście wszyscy domownicy powinni nosić na piersi krzyżyki. Włożyć i nie zdejmować pod żadnym pozorem. Przypomnijcie ze strasznych bajek lat dziecięcych – gdzie zwykle zamieszkują diabły leśne i wszelka inna nieczist’? W baniach (saunach). A dlaczego? Człowiek przychodzi do bani, zdejmuje krzyż… Uprzedzamy, jak Ministerstwo Zdrowia: nienoszenie krzyża jest niebezpieczne dla waszego zdrowia. Zadziwiające jak zmieniają się czasy. Pamiętam uczyłam się w wieku szkolnym wierszyka „Śmierć pionierki” Bagrickiego: „nie sprzeciwiaj się, Waleńko, on ciebie nie zje…” A teraz u miłej dziewczynki na modnej podkoszulce z szablonowymi banałami z angielskich słów kokieteryjnie wisi na wspaniałym łańcuszku krzyżyk, jak gdyby „czytajcie, zazdrośćcie”. Krzyż „natielnyj”. Noszą go na ciele i chowają od cudzych oczu, tylko kapłani noszą swoje kapłańskie krzyże na wierzchu ubrania. Tradycyjny rosyjski krzyż jest ośmioramienny z napisem na odwrocie: „Spasi i sochrani” (Zbaw i zachowaj), nabyć go trzeba tylko w cerkwiach, w sklepikach z ikonami, z pełnym przekonaniem, że jest wyświęcony. (W przypadku braku takiej pewności przed włożeniem wyświęcić – przyp. EM).

Zupełnie niedawno batiuszka w cerkwi powiedział:

Przyszła starsza już kobieta, we łzach – oj batiuszka, oj, milutki, u mnie w domu wprost bieda – wprowadziła się siła nieczysta, gwiżdże nocami, to w kuchni, to w przedpokoju, to wprost u mnie pod uchem. Ludzie poradzili mi, wyświęcić dom. Zachodzę. No chociaż, żeby gdziekolwiek ikonka prościutka, papierowa. A na ścianie maska tego, Mefistofelesa… Krzyż, pytam, nosisz? Nosiłam, ale łańcuszek się porwał. Dawno? Chowa oczy. Miła, mówię, przecież w twoich pokojach nie tylko gwizdać będą, pięty ci wkrótce przypalać zaczną… Bez krzyża, bez ikon – to jak bez steru i bez żagli.

Nie na darmo mówią święci ojcowie – gdzie nie ma w domu ikon, tam żyją demony. Oto dlaczego, jeśli kapłan przychodzi wyświęcić mieszkanie, czyta specjalną zaklinającą (błagającą) modlitwę, żeby oczyścić „te domy, które cierpią intrygi i napaść złych duchów”. Czytane są także i psalmy, w których cerkiew dodaje odwagi mieszkańcom, że będą oni od teraz żyć w swoim domu pod osłoną Boga i „nie wydarzy się tobie zło i zaraza nie zbliży się do mieszkania twojego” (Ps. 90, 10). Dodam w tym miejscu: nie zbliżą się leśne, domowe, przywidzenia, poltergeisty (brakujące dopisać).

Z każdej strony domu (północ, południe, wschód, zachód) kapłan nakreśli krzyż. Krzyż od dziś pojawi się i nad waszymi drzwiami wejściowymi. Oto już rzeczywiście zamek z krzyżem, przed wieloma nieproszonymi gośćmi ustrzeże on teraz nasze mieszkanie. Ryt wyświęcenia domu jest bardzo piękny. Błogosławiona jego siła. Domownicy od razu czują pewną przemianę, czy to w powietrzu, czy to w duszy. A doświadczeni, gorliwi duszpasterze, wszedłszy do domu, od razu mogą poznać, czy jest on wyświęcony. W bezbożnym domu duch jest ciężki, mówią.

Są sprawy pilne, których nie można odłożyć, są takie, z którymi można poczekać. Jeśli powysiadały u nas bezpieczniki, albo z urządzeniami hydraulicznymi coś nie tak, albo z telefonem – biegniemy awanturujemy się, powołujemy się na normy. Dom wyświęcić – latami się przybieramy. A przecież o ile łatwiej – przyjść do cerkwi, podejść do świecznoho jaszczika (lub do proboszcza – przyp. EM):

- Chcę zaprosić batiuszkę…

Jakże trudne i męczące tych kilka kroków i tych kilka słów. To i jest zrozumiałe, przecież biesy, które wygodnie ulokowały się przy naszych lodówkach, pod naszymi pledami, w naszych szafach, rechoczące, chrząkające, ściągające z nas kołdry, czyniące w naszych mieszkaniach swoje wyrafinowane diabelskie rozwiązłości, bardzo boją się, aby nie zostać wyrzuconymi na ulicę, zostać bezdomnymi, stracić schronienie. Oto i walczą o miejsce pod słońcem. Nie puszczają nas do cerkwi, zmuszają do guzdrania się, przekonują nas, że są sprawy ważniejsze i pilniejsze, a to, to jeszcze zdążymy, po co się śpieszyć.

A śpieszyć się trzeba. Żyjemy obecnie, jak nigdy, w świecie nagromadzonych na siebie pokus, i każdy nasz krok, jak po polu minowym, wszędzie czai się na nas potępieńcza, diabelska wolność. Maleńka wysepka zbawienia w tej otchłani zła – nasz dom. Mój dom – moja twierdza. Tak mówili dawniej. Tak my mówimy dziś. Lecz w naszej twierdzy my przede wszystkim oddzielamy się od tłumu, rozgardiaszu, obciążeń w pracy, ale w żaden sposób nie od niewidzialnej wojny, od strzał lecących z diabelskiej naciągniętej do granic cięciwy. O tej wojnie wiemy ze słyszenia, a najczęściej i w ogóle nie wierzymy – i tyle, jesteśmy przecież dorosłymi ludźmi… Ale czyż nie dorośli ludzie piszą do redakcji listy z błaganiem o pomoc lub padają do nóg batiuszki – przyjdź, ojcze, odpędź wrogów!

…W samym końcu rytu wyświęcenia domu wygłaszana jest litania. To prośba do Pana o błogosławieństwo domu, żeby posłał On Anioła-stróża, strażnika naszego mieszkania i wszystkich „w nim bogobojnie żyć chcących”. I oto wyświęcony nasz dom. Składamy sobie życzenia i zgodnie z tradycją zapraszamy batiuszkę rozdzielić z nami świąteczny stół. Tu właśnie za stołem, porozmawiajmy o licznym, co niepokoi nas, smuci, krępuje. W cerkwi kapłana zaczepiają, rozpraszają, on sam spogląda na zegarek. A tu jest pewien czas dla nieśpiesznej duchowej rozmowy. Ileż mamy pytań, jak mało wiemy, jak dużo chcemy wiedzieć. A teraz po wyświęceniu domu, nam trzeba wiedzieć i to. W wyświęconym domu, nie używają brzydkich słów, nie palą. Przed snem odmawiają w nim wieczorne modlitwy i proszą o przebaczenie, jeśli kogoś skrzywdzili w ciągu dnia. Ranek zaczynają przeżegnawszy się przed ikoną, pomodliwszy się, również za krewnych i bliskich, jak żywych, tak i zmarłych. W wyświęconym domu nie napijają się do utraty przytomności i przestrzegają postów. To wszystko będzie podtrzymywać w naszym domu tą właśnie duchową czystość, która dla biesów jest gorsza od wszelkich wymiocin. A jeszcze dobrą radę dała mi pewna pobożna chrześcijanka:

- Kiedy mieszkanie sprzątniesz, kurz wytrzesz, dywany odkurzysz, pokrop je (mieszkanie) świętą wodą. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego... Chodź i krop i powtarzaj. Wiesz, jak dobrze natychmiast będzie oddychać.

Dobry środek. Sprawdzony. I wam radzę… „Jeśli Pan nie obroni grodu, nadaremnie czuwa straż” - napisane w 126-m psalmie. Jakie tylko przemyślne zamki byśmy wstawili, jakich wilczurów byśmy nie naściągali, na jakie wielkokalibrowe obrzynki nie ponosili wydatków, nie będzie spokoju w naszych mieszkaniach. Bies jednakowo kicha i na Bobika, i na Reksa, I na skład broni w komórce. On nie da spokoju naszej duszy, dopóki my nie oburzymy się, w końcu, na jego chamstwo i bezpardonność i nie wypowiemy mu wojny. Wojny nie na życie, a na śmierć. Wojnę niewidzialną dla oczu, ale bardzo zbawienną dla duszy. Szeroki arsenał środków dla tego zwycięstwa wręczyła w nasze ręce Cerkiew. Nie rozpaczajcie, zwycięstwo będzie po waszej stronie.

Natalia Suchinina


Poltergeist (z niem. „hałaśliwy duch”, od poltern - łomotać, trzaskać i Geist - duch) – termin z zakresu tzw. zjawisk paranormalnych, zespół zjawisk polegających na rzekomym generowaniu różnego rodzaju dźwięków – od trzasków i gwizdów do szurania itp., najczęściej niewiadomego pochodzenia (bez możliwości wskazania źródła dźwięku) oraz innych efektów, wśród których można jakoby obserwować samoczynne przesuwanie się lub pojawianie przedmiotów, spadanie, podnoszenie się etc. Zjawiska te mogą występować oddzielnie lub łącznie.
Określa się je czasem dodatkowymi nazwami: aport, asport i innymi. Poltergeisty i ich zachowania można rzekomo zaobserwować między innymi w starych domach, na strychach i w piwnicach. Zamieszkiwać mają często szuflady i półki, a czasem dziury za regałami.

Domowy — słowiańskie narody mają domowego ducha, gospodarza i opiekuna domu, zapewniającego normalne życie rodziny, zdrowie ludzi i zwierząt.

Od diabłów i poltergejsta odróżnia się tym, że nie czyni zła, a tylko żartuje czasami, nawet wyświadcza usługi, jeśli lubi gospodarza albo gospodynię

Krasnyj – ładny, przystojny, przyjemny piękny, paradny


Powrót