Powrót


Na podstawie http://azbyka.ru Tłumaczenie E. Marczuk


Małe radości Wielkiego Święta

Zakończyło się siedem tygodni długiego i nielekkiego Wielkiego Postu. Przeddzień święta Świetlanego Zmartwychwstania Chrystusowego. Serce przyczaiło się w jego przedsionku, a w myślach niepokój: przecież trzeba tak dużo zrobić i tak dużo zdążyć...

Stary gliniany dzban na stole. Dawno nie wstawiałam do niego kwiatów - boleśnie nieładny. Ale gałązki wierzby do roli kwiatów nie pretendują i w starym dzbanku im wygodnie i ładnie wyglądają. Puszyste grudeczki, jak kurczątka, które wysypały się na łączkę. Miodowy zapach, lekka mgiełka, święto... W środkach transportu nikt nie będzie łajać się i popychać się. Delikatne gałązki w rękach uczynią nas bardziej uprzejmymi. „Pozwólcie, podtrzymam, ostrożniej, przechodźcie naprzód. Cud jaki...” Czy jestem przekonana, że będzie właśnie tak? Prawie...

Wierbnaja Niedziela. Od prawieków święto, kiedy drzemiąca dusza Rosjanina, męczącego się od postu, stęchłej wiosennej wilgoci, jednostajności rozbitych dróg, nagle opamiętała się i zaczęła świętować wiosnę, świętować kolejną swoją nadzieję. Śpieszyli się do cerkwi, mocno zacisnąwszy w rękach gałązki wierzby, które wczoraj jeszcze gołe, nagle wystrzeliwały w błękitniejące niebo wesołym salutem i też, jakby wstrząsnąwszy się od śpiączki, nabrzmiały dumnie, ceremonialnie, świątecznie.

Wiem, jerozolimskie niebo o wiele błękitniejsze od naszego, rosyjskiego. Słońce gorętsze, kamień miejskich dróg starszy, a dlatego bardziej wytarty i gładki. I wrota te same, nazwane Złotymi, nawet najbardziej siwa nasza przeszłość uhonoruje szacunkiem. One są założone teraz, te wrota, ale jeśli ostrożnie zejść w dół za ściany starego miasta, można zobaczyć je i postać, wyobrażając...

Palmowe gałęzie w rękach. Zachwyt na twarzach. Niecierpliwe spoglądanie w dal, jedzie? Dzieci, plączące się pod nogami, wesoło znoszą lekkie klapsy. Nad Złotymi Wrotami, wokół nich, na podejściu do nich kołysze się zielone morze, przesiąknięte upałem, cierpkim zwrotnikowym duchem. Palmy, palmy, palmy...

Jedzie? Jedzie! Jedzie...

- Osanna w wysznich! Osanna! (Hosanna na wysokości! Hosanna!)

Młody osiołek ostrożne strzyże uszami i ciągnie się do zielonej palmowej gałązki. Malec śmieje się i głaszcze osiołka po grzbiecie.

- Osanna!

Judeo, dzisiaj ty jesteś szczęśliwa. Witasz Cara Izraelskiego, jak i przystoi, po-carsku. Narodzie, ty lubisz kłaniać się carom. Zdejmujesz z siebie drogą odzież i rzucasz ją pod nogi osła, na którym zasiada Zbawiciel.

- Osanna!

Piękna twarz Jezusa jest smutna. On zna cenę ludzkiego wielbienia. Jego wejście do Jerozolimy jest początkiem krzyżowych mąk.

W Wielkim Tygodniu (siedmicy) przeżywamy krok po kroku oto już po raz który wielkie zdarzenia wielkiej historii. Ostatni tydzień postu jest dla nas uciążliwy i odpowiedzialny. Uciążliwy, ponieważ przejawia się słabość wiosennego niedomagania, zmęczenie z powodu surowych reguł wstrzemięźliwości. A odpowiedzialny... Jak zawsze, u nas dużo, bardzo dużo spraw, które, jak zwykle bywa, pojedynczo nie pojawiają się.

Akurat, jeszcze. Trzeba koniecznie zrobić w domu sprzątanie. Wielkanoc powinna przyjść do naszych czystych, wypielęgnowanych, wystrojonych domów. I staramy się zrobić to, na co zwykle nie wystarcza czasu. Wyprać firanki, nakrochmalić serwetki, zajrzeć do najdalszych i najbardziej wrażliwych kącików. I oczywiście okna! Otworzyć, uwolnić się od zimowych uszczelnień, odmyć od brudu i białawych zacieków i - nie zamykać od razu. Niech triumfująca zwycięstwo wiosna obsypie swoim świeżym oddechem nasze stojące długi czas w zimowaniu meble, rozmaite domowe graty. A jeszcze dobrze zrobić niejaką kontrolę. Przecież przez rok dużo wszelkiego naznosiliśmy.

Wkrótce Wielkanoc. Dobrze by umyć łampadkę, jeżeli jest ona w domu, nalać do niej po brzegi oleju, przecież na Wielkanoc ma palić się i palić... Wielu, wiem, stara się zrobić pod Wielkanoc duży zakup: lodówkę, pralkę, coś z mebli. W niektórych rodzinach to tradycja. Przecież i prawda dobrze powiedzieć: „Ten serwis kupiliśmy pod zaprzeszłą Wielkanoc, a ten ścienny zegarek z kukułką - pod zeszłą”. Jeśli nie ma możliwości dokonać dużego zakupu, można obyć się i małym. Kto potępi? Ważne, żeby w domu wyrobiła się tradycja, oto i trzeba wprawić ją w ruch. Szczególnie ważne to dla dzieci. Przecież wszystko zapoczątkowane w nich przez nas poniosą one swoim dzieciom, to akurat ten wypadek, kiedy „co posiejesz...” A dlatego ważne, dotrzymać tradycji: pójdziemy, kupimy nowy obrus pod Wielkanoc, sam będziesz wybierać. I idą, i wybierają, i rozściełają na stole z nastaniem Świetlanego Chrystusowego Zmartwychwstania. Albo oto coś jeszcze drobnego: nową filiżankę, młynek do kawy, spodeczki do herbaty... Małe radości wielkiego święta. A oto jeszcze jedno, nie małoważne, istotne po długim, surowym poście. Oczywiście - stół. Razgowlatsia* na Rusi było przyjęte po wczesnej służbie. Przychodzili na Całonocne Czuwanie w Wielką Sobotę wieczorem, całą noc stali na służbie, a rano szli razgowlatsia. Zresztą, dlaczego przychodzili i dlaczego szli? I teraz idą, i teraz przychodzą. Oto tu akurat kryje się pewne niebezpieczeństwo. Bywa, gospodyni zwali na siebie taki ładunek przedpaschalnych trosk, że do sobotniego Całonocnego ani nogą, ani ręką poruszyć nie może. Jaka już tu nocna służba, do poduszki by... I staje się do łez przykra sytuacja: przygotowanie do święta nie zostawiło sił na samo święto. Przyjście Wielkanocy ważne samo w sobie. Ono powinno wedrzeć się w nasze serce jaskrawym światłem nietutejszego triumfu. Tylko w cerkwi można prawdziwie odczuć to światło. Tylko w cerkwi pod donośne „Chrystos woskriesie!” wybuchnie radością nasza dusza i to będzie apogeum, to będzie najwyższy punkt przeżytego przez rok życia. Nie darmo przecież Wielkanoc - wiosenne święto. Właśnie triumfem wiosny przeniknięte są wszystkie radosne dni swietłoj paschalnoj siedmicy (świetlanego wielkanocnego tygodnia), - także nasza mądrość - w rozumnym połączeniu w sobie pracy i święta. A jeszcze w stałym pamiętaniu: jest ważne (Wielkanoc) i jest przygotowanie do ważnego.

I jednak stół. Obowiązkowo na rosyjskim stole w ten dzień były babki. Przepisów na nie wielkie mnóstwo. W każdym domu jest swój, firmowy. A my proponujemy wam swój, redakcyjny. Z wieczora zamiesić dosyć gęste ciasto. Będzie potrzebny wam kilogram mąki, półtorej szklanki ciepłej wody, pięćdziesiąt gramów drożdży, dwa jajka, 125 gramów śmietankowego masła, 100 gramów cukru kryształ, 100 gramów rodzynek, garstka drobno krojonych cykat (obsmażane w cukrze skórki cytrusów), cynamon. Wszystko to dobrze wymiesić, przykryć ręcznikiem i zostawić do rana. Rano wyłożyć ciasto na stół, długo i dokładnie je miesić, potem rozdzielić na dwie część, ułożyć w posmarowane masłem niewysokie formy, dać wyrosnąć. Kiedy babki wyrosną i ich powierzchnia okryje się zwartymi pęcherzykami, rozetrzeć jedno jajko, zmieszać je z dwoma-trzema łyżkami mleka, posmarować babki, wstawić do piekarnika i wypiekać około czterdziestu minut.

Oprócz babek oczywiście zdobione są jajka, robione twarogowe paschy* z rodzynkami, orzechami. Pamiętam, moja babcia miała taką drewnianą foremkę do twarogowej paschy z literami XB (Chrystos Woskriesie) po bokach. Stareńka była foremka i rozsypała się, oto już babcia martwiła się. Do jakich tylko majsterkowiczów nie nosiła - naprawcie, zapłacę, a oni z powagą kiwali głowami, pobłażliwie odmawiali się: „Łatwiej nową kupić...” Akurat gdzie to kupić? Tak i umarła babcia, nie sprawiwszy sobie nowej pasocznicy. A teraz w przycerkiewnych sklepikach kupuj - nie chcę. Jakich tylko nie ma i plastikowe, i drewniane, i małe, i wielkie. Wygoda. A przy takiej wygodzie jak nie pocieszyć domowników tłustą twarogową paschą, tym bardziej po siedmiotygodniowym poście.

Tak więc oto mieszkanie wystrojone, babki napieczone, jajka pstrą górką prezentują się, wszelkie raznosoły* przygotowane. Zmęczenie oczywiście daje o sobie znać, ale przecież trzeba jeszcze i samemu do porządku się doprowadzić i dzieci pomyć i oblec je „w szaty nowe”, żeby na Całonocne szły one wystrojone, piękne i same cieszyły się, i was cieszyły. Nie, nie poprowadzicie ich na Całonocne? Zmęczą się? Zmordują się? Was wykończą? Nie bójcie się. Paschalna noc szczególna, w niej skryty niepojęty dla nas sens. W niej szczególna łaska, odżywiająca nasze bezsilne dusze. Proszę, weźcie dziecko do cerkwi. Przecież potem, kiedy ono wyrośnie duże i ważne, te wspomnienie o Wielkanocy, którą powita w cerkwi z rodzicami, nie raz ogrzeje je w duchową niepogodę. Niech postoi z zapaloną świecą, niech wysławia razem ze wszystkimi całą mocą płuc: „Woistinu woskriesie!”. Niech stuknie się ozdobionym jajeczkiem z takim samym, jak ono, podrastającym chrześcijaninem i obejmie się z nim jak brat w Chrystusie z bratem w Chrystusie. Zmęczy się, oczywiście. Ale czy taka to bieda? Pewnego razu widziałam, jak pewna mama podczas Wielkanocnego nabożeństwa pościeliła czteroletniemu synkowi płaszcz na cerkiewnej podłodze, on i spał sobie słodko pod pieśni religijne. Zapytacie, jaki sens spać dziecku w cerkwi? A taki sens, że tysiące aniołów lekkoskrzydłych latają dookoła maleństwa i sen jego w cerkwi jest bezwzględnie lekki i wspaniały. I jednak był na Wielkanoc w cerkwi! Nie wszyscy przecież dowiedzą się, że spał. A nazajutrz... Nazajutrz można zrobić mu carski prezent. Kiedy ono zaspane, rozgrzane pod ciepłą kurtką wyjdzie w chłód wielkanocnego Zmartwychwstania, ono usłyszy dzwonienie dzwonów. Dzwonienie będzie częste, niestrojne, wesołe. Zapytacie je: „Chcesz zadzwonić w dzwon?” – „Chcę” - powie i popatrzy na was z niedowierzaniem. A wy je na dzwonnicę! A wy je do dzwonu! Dzwoń, synu, nie bój się. Dzisiaj nikt na ciebie nie nakrzyczy. Surowy cerkiewny ustaw jest dzisiaj nie tak surowy. Pozwala się dzwonić w dzwon wszystkim chętnym, zwłaszcza dzieciom. Pragniesz? Oto i dzwoń. Radość będzie bezmierna. Nie pozbawiajcie jej dziecka, weźcie do cerkwi, nie litujcie się, od tej litości żadnego pożytku.

A następnie razgowlatsia. Wszystko będzie niezwykle smaczne za świątecznym stołem. A następnie złożyć życzenia bliskim przez telefon - Christos Woskriesie! A już potem można i pospać. Dla wzmocnienia sił, tak nieodzownych w wielkanocnym tygodniu. Przecież od dawna na Rusi była tradycja odwiedzać w ten dzień chorych, starych, cierpiących. Oczywiście, przede wszystkim niech dostanie się od waszych hojności: stareńkiej mamie, żyjącej na drugim końcu miasta, siostrzeńcowi, który przed Wielkanocą trafił do szpitala, sąsiadowi, który niedawno pochował żonę. Mało kto ma, to nic... Drobny prezencik, dobre spojrzenie, obowiązkowe „Christos Woskriesie!” i was potrzebują w każdym domu, w każdej rodzinie. A jeśli (i tak bywa) wszyscy u was zdrowi i pomyślni, przypomnimy sobie o tych, komu jest niesłodko. Oto i jeszcze jedno dobre ziarno w duszę dziecka. Przecież ono obowiązkowo będzie przypominać po wielu latach:

- Kiedy byłem mały, chodziliśmy z mamą do Domu Starców. Tam jednej staruszce podarowaliśmy chustkę i babkę z rodzynkami, a drugiej zanieśliśmy słój konfitur do herbaty...

Nie zliczyć nam możliwości, jakie mamy, aby rozjaśnić ten dzień światłem wielkanocnej radości dla innych. Można oczywiście i bez tego. Bez wszystkiego można. Ale tak urządzone, że nie ubożeje ręka dającego i w ostatecznym rozrachunku dający nabywają. Jedna z zagadek, jeden z cudów, jeden z paradoksów.

A oto na cmentarz w ten dzień nie chodźcie. Niech wam mówią: zawsze chodzili, niech nawiązują do wiekowej tradycji przodków. Nie chodźcie. Jeśli oczywiście „prawosławny chrześcijanin” dla was nie jest formalną nazwą, a poważne słowo z poważnym sensem. Gorzko patrzeć, jak w wielkanocną niedzielę, kiedy triumfuje i odpoczywa całe stworzenie, jadą z łopatami, wiadrami, rozsadą, torbami z prowiantem na cmentarz do bliskich nasi prostoduszni rodacy. Jak na subotnik*, z entuzjazmem. Cezarowi cesarskie oddają? A może, Bogu Boskie? Chyba nie. Żadnej wiekowej tradycji w tym nie ma. Otrzymaliśmy tę tradycję od bogoburczych niedawnych czasów, kiedy do cerkwi chodzić zabraniali, a na cmentarz jak zabronisz? I - szli. I śmiecili skorupkami jajek. I stawiali kieliszek na wilgotną, nieogrzaną ziemię i (nie można trącać się, nie można) pili, przysiadając na kucki dookoła pagóreczka, pod którym leży drogi człowiek. Wspominali tego drogiego człowieka śpiesznie przygotowanym, niechlujnym stołem. A jeszcze sypali okruchy od babki dookoła nagrobkowego ogrodzenia (ptaszek, ptaszkom). I odchodzili. Jakby uczynek dobry uczynili, z ulgą. Tak odczuwają ulgę, kiedy spełniają wreszcie obowiązek. Nie chodźcie na cmentarz na Wielkanoc! Ojcowie Cerkwi nie błogosławią robić tego nie tylko w świetlaną Chrystusową Niedzielę, ale i w świetlany tydzień. Dlaczego? Ponieważ Wielkanoc jest szczególnym świętem. Wielkanoc - to życie. To wybawienie od śmierci. Oto dlatego i triumfować nam dzisiaj z żywymi i cieszyć się, że żywi jesteśmy.

Mówią, dusza tego, kto umiera na Wielkanoc, natychmiast wznosi się do Niebiańskich wysokości, nie przechodzi mytarstw*, natychmiast idzie do życia! Przypominam trzech mnichów, zabitych na Wielkanoc w Optinoj Pustyni. Jeden ich brat dobrze powiedział wtedy:

- Według ziemskich miar to boleść. A według duchowych - triumf życia.

A dobrze znajomy jednego z zabitych - ojca Wasilija - wspomina, że, kiedy go pewnego razu zapytali, czego by on pragnął najbardziej, ten odpowiedział: „Umrzeć na Wielkanoc”.

We wtorek drugiego tygodnia Wielkanocy, nastanie dzień, zwany przez prawosławnych Radonica. Radonica od słowa radość, cieszyć się. Oto w ten-to dzień według cerkiewnego ustawu i powinniśmy pójść na cmentarz do zmarłych bliskich i rozdzielić z nimi radość wielkanocnego triumfu. Odświętowawszy z żywymi, ucieszyć się z martwymi. I zupełnie nie na miejscu tu cieszenie się z wódką. Bez niej radość będzie czysta, niesztuczna, a z nią może nawet obrócić się w smutek...

W Paschalną noc otwierane są Carskie wrota we wszystkich prawosławnych cerkwiach, żeby były otwarte cały tydzień. Przed Carskie wrota wynoszą i umieszczają artos - szczególny chleb z przedstawieniem Zmartwychwstania Chrystusa. On stoi cały tydzień, a następnie jest dzielony i rozdawany parafianom. Jak bardzo trzeba mieć kawałeczki artosa w każdym domu! Cały rok w chorobach, smutkach, nieprzewidzianych życiowych nieprzyjemnościach on będzie pomagać nam, dawać siłę. Mały kawałeczek artosa z łykiem świętej wody jest najlepszym lekiem i dla prawosławnego maleństwa.

Radość Paschy jest szczególna. Na nią trzeba zasłużyć surowym postem, pobożnym życiem, dobrymi niefałszywymi uczynkami. Niektórzy przychodzą w Paschalną noc do cerkwi jak na niejakie przedstawienie, w którym dużo ciekawego i mało zrozumiałego. Postawszy troszeczkę, oni szybko męczą się, ponieważ „przedstawienie” nie porusza ich a już, na pewno, nie rozwesela. I oni odchodzą. Dziwią się tylko, dlaczego tak wielu ludzi pozostaje w cerkwi do poranka. Oni mają niezaspane oczy, jasne twarze. Nie mogą pojąć, że ludzie, pozostający w cerkwi, nie obserwują, a żyją. Oni przeżywają na nowo zdarzenia siwych tysiącleci i dzisiejszy żywy ból przeszywa ich serca, kiedy ukrzyżowany na krzyżu Zbawiciel mówi ostatnie słowa: „Ojcze, odpuść im, nie wiedzą, co czynią”.

„Wskażcie mi kraj, gdzie jasno od łampad...” Rzeczywiście, gdzie jest ten kraj, kto zaznaczy go na naszej mapie? Tam wojna, tam epidemia, tam obłuda, tam fałsz, tam krzątanina, tam w ogóle żadnego światła. Więc czy trzeba udawać się na bezowocne poszukiwania? Pascha nie wdziera się w nasze domy pstrym fajerwerkiem. Jej chód szczególny: cichy i delikatny. „Christos Woskriesie!” - Mówimy swoim bliskim, znajomym, przyjaciołom, nawet nieprzyjaciołom. „Woistinu Woskriesie!” - odpowiedzą nam. I żadnych długich mów i wyszukanych toastów. Wszystko skrajnie jasne. Przyszła Pascha. Doczekała się naszych gościnnych domów z babkami, nakrochmalonymi firankami, świecącymi czystością oknami. Z łampadami w świętym kącie przed ikonami. A my doczekaliśmy się jej. Dzięki Bogu.

Natalia Suchinina


Razgowlatsia - 1.relig. Po zakończeniu postu jeść pierwszy niepostny posiłek. 2.przen., pot. pozwalać sobie cokolwiek, jakikolwiek smakołyk albo przyjemność po raz pierwszy po długotrwałej przerwie albo pozbawieniu.

Pascha – rodzaj ciasta wypiekanego tylko na Wielkanoc (na Paschę) z literami XB

Pasocznica – specjalna foremka do wypieku paschy

Raznosoły – 1. przestarzale. Różnymi sposobami przygotowane na zapas solonki, marynaty albo przyprawy do potraw. 2. potocznie. Wykwintne jedzenie.

Subotnik, woskresnik – organizowane przez partię czyny społeczne w soboty lub niedziele

Mytarstwa – biedowania; przykre doświadczenia; różne stany, jakie przechodzi dusza, po opuszczeniu ciała, w wędrówce z ziemi do nieba


Powrót