Na podstawie http://azbyka.ru Tłumaczenie E. Marczuk
„Długo przybierałam się pójść do cerkwi, ale jakoś ciągle nie wychodziło. A tu nagle wyszło – poszłam. I płakałam potem gorzkimi łzami z powodu krzywdy i nieprzyjemności. O nic zapytać nie można, staruchy złe, tam nie stawaj, stąd odejdź: co jestem winna, że nic nie wiem…” (Z listu czytelniczki).
Taki list nie jest rzadkością w redakcyjnej poczcie. Oto jeszcze raz go przeczytałam i przypomniałam sobie, jak pewnego razu moskiewski batiuszka w swoim kazaniu uczynił takie „oficjalne ogłoszenie”:
- Proszę was, nigdy o nic nie pytajcie w cerkwi staruszek, one same są byłymi komsomołkami lat dwudziestych i same nic nie wiedzą.
Rzeczywiście, moja osobista praktyka, nie tak wielka, jakby się chciało, potwierdza – moskiewski batiuszka ma rację. Stawiasz świecę, żeby mocniej stała na świeczniku, z lekka podtapiasz jej dolny koniec. Podejdzie niemiła taka babula, chustka na samych oczach, spojrzenie przeszywające, wyrwie świecę:
- Co robisz? Nie można dołu świecy podtapiać, grzech…
Albo na temat lewej ręki wygarnie:
- Lewą ręką świecę?! Ty co rozum straciłaś?
Albo na cały głos obstawi młodziutką dziewczynkę, która ośmieliła się wejść do świątyni bez chustki. Albo boleśnie szturchnie w bok – nie stój tu, tu miejsce dla mężczyzn. Oj, jak bardzo zrozumiała ta krzywda, jak długo nie można jej zapomnieć, i nogi w żaden sposób nie chcą skręcić na ścieżkę prowadzącą do cerkwi. Ale jest tabliczka mnożenia, którą wszyscy w swoim czasie opanowaliśmy, i teraz już nikt z nas nie zatrzyma na ulicy przechodnia: podpowiedz, przyjacielu, ile będzie dwa razy dwa. Dokładnie taka „tabliczka mnożenia” jest i w cerkiewnej nauce. I lepiej opanować ją możliwie wcześniej, żeby samemu, bez zbędnej opieki i moralizatorskich pouczeń, orientować się pod sklepieniem świątyni. Zapraszam was na pewną lekcję, gdzie żadnych wzorów, żadnych logarytmów, wszystko możliwie proste i zrozumiałe. Dwa razy dwa…
Przychodźcie do cerkwi wcześniej, ze dwadzieścia minut przed rozpoczęciem nabożeństwa. Wtedy i staniecie bliżej, i będzie zapas czasu, żeby kupić świece. Czy obowiązkowo trzeba je kupować? Oczywiście, nikt do was nie podejdzie nie będzie tego wymagać, ale świeca – mała ofiara na świątynię, i każdy nasz grosik z wdzięcznością przyjmowany jest przez Boga. A potem, skoro już przyszliście do cerkwi, jak nie postawić świecy przed świętymi ikonami, jak nie pomodlić się i nie poprosić… Od małej woskowej świecy i zaczyna się nasze praktyczne chrześcijaństwo, i nasze dobre uczynki.
Dobrze jest jedną świecę od razu postawić przy ikonie święta. Ikona ta zawsze jest umieszczana pośrodku cerkwi na anałoju (czworokątnym stoliku z pochyłym blatem). Ikona tego święta, które dziś jest obchodzone. Świąt dużo, dlatego ikony na anałoju ciągle są zmieniane. Czasem stoicie w cerkwi, a z tyłu przeciągają do was świecę z prośbą, aby przekazać do ikony święta. Teraz wiemy: to na środek cerkwi, do anałoja. Inne świece można postawić przed ikoną Zbawiciela i Bogurodzicy. W każdej cerkwi są takie ikony, przed ikonami stawiamy świece za zdrowie naszych bliskich. Oprócz Zbawiciela i Przeczystej Jego Matki, na ikonach przedstawiani są święci. Do nich też modlimy się o zdrowie (przed każdą ikona stoi podświecznik). Świętych w Prawosławnej Cerkwi jest wielu i każdy ma swój dar, swoją cechę.
Święty Mikołaj jest Cudotwórcą. Do niego zwykle modlą się za podróżujących. Celitiel (Uzdrowiciel) Panteleimon – jego zdolność uzdrawiania naszych niemocy jest dobrze znana. Jan Chrzciciel Predtiecza (Poprzedzający). Po modlitwach do niego ustępuje ból głowy. Siergij Radonieżski – pomaga w nauce. Jan Złotousty pociesza w rozpaczy. Jerzy Zwycięzca – chroni życie żołnierzy na polu walki. Swiaszczennomuczenik (kapłan-męczennik) Cyprian i męczennica Justyna chronią przed czarownikami, spirytystami i innymi siłami ciemnymi.
Teraz nasze świece palą się przed ikonami. Przyszła pora podejść do miejsca w cerkwi, które nazywa się kanunnik lub panichidnik (prostokątny podświecznik z Ukrzyżowaniem). Właśnie tu stawiane są świece za pokój dusz naszych bliskich. Nie macie szczęścia: na podświeczniku nie ma wolnego miejsca, i ze zmieszaniem trzymacie świecę w rękach. Nic strasznego: połóżcie ją starannie na świeczniku, po jakimś czasie postawią ją w zwolnione miejsce. Stawiać świecę tylko prawą ręką? Jeśli ona nagle zgasła, oczekuj nieszczęścia? Opalać jej dolny koniec – śmiertelny grzech? Wszystko to okołocerkiewna bzdura i żadnego związku z prawdą nie ma.
Świece postawiliśmy, a służba jeszcze się nie zaczęła. Jak dobrze, że przyszliśmy wcześniej, mamy czas podać karteczkę z imionami osób, za które prosimy modlitw. W każdej cerkwi jest tak zwany „Swiecznoj jaszczik”. Tam są sprzedawane świece i tam też przyjmowane są kartki. Zwykle w pobliżu jest stół, na nim ołówek, kartki papieru. Spokojnie, bez pospiechu, wyraźnie napiszcie kartkę, niewskazane pisać na niej powyżej dziesięciu imion. Kartki bywają za zdrowie i za pokój duszy. Imiona piszcie w dopełniaczu – Gieorgija, Marii itd. Jeśli imię jest świeckie, na kartce trzeba pisać cerkiewne nadane podczas chrztu: nie Jerzego, a Gieorgija, nie Artioma, a Artiemija. Dziecko do siódmego roku życia nazywa się mładiencem (mładienca Pawła), a od siedmiu do piętnastu lat – otrokom lub otrokowicą. Ani nazwiska, ani tytułów, ani zawodu na kartkach nie pisze się, ale oto „woina”, „monacha”, „bolaszczeho”, „putieszestwujuszczeho” dodać trzeba. Jeśli kartka za pokój duszy, do czterdziestu dni pisze się „nowoprestawlennoho”, jeśli w tym dniu u zmarłego imieniny, rocznica śmierci, urodzin, piszemy prisnopamiatnoho. Tak samo piszemy – ubijennoho. A oto za świętych kartek nie podajemy, to ich prosimy o modlitwy, oni modlą się za nas, a nie my za nich. Kartki podaje się tylko za ochrzczonych, za ludzi nieochrzczonych Cerkiew nie modli się.
Ale oto i świece zapalone i kartki podane. Zaczyna się służba. Uczyńmy na sobie znak krzyża i stańmy – po prawej stronie mężczyźni, po lewej kobiety. Taki porządek, i jeśli mąż z żoną przyszli na służbę, trzeba na trochę się rozdzielić, przypomnijmy jak trzeba się żegnać. Nie śpieszcie się machać rękoma – wiemy, wiemy, nieprzypadkowo batiuszki w kazaniach często opowiadają o tym, jak należy prawidłowo czynić na sobie znak krzyża, i przypominają słowa Ewangelii Łukasza: „Wierny w małym i w wielkim jest wierny”. Złożone razem trzy pierwsze palce prawej dłoni symbolizują jedność Trójcy. Dwa pozostałe ściśle przyginamy do dłoni (symbol dwóch natur, Boskiej i ludzkiej Jezusa Chrystusa). Złożonymi palcami najpierw dotykamy czoła (dla uświęcenia umysłu) potem brzucha (dla uświęcenia zmysłów) potem prawego ramienia i lewego (dla uświęcenia sił cielesnych). Przeżegnaliśmy się. Teraz niewielki pokłon. Dlaczego? Uczyniliśmy na sobie znak krzyża, teraz kłaniamy się mu.
Przy okazji, zwróćcie uwagę, jakiego koloru są dziś szaty u kapłanów. W ich gamie wszystkie kolory tęczy. W białym batiuszki służą podczas wielkich świąt – Boże Narodzenie, Objawienie Pańskie, Wniebowstąpienie, Przemienienie, Zwiastowanie, Paschalna Jutrznia też zaczyna się w białym. To symbol Boskiego niestworzonego światła. W czerwonym służą na Wielkanoc i do Wniebowstąpienia. Czerwony kolor – symbol Bożej miłości do rodzaju ludzkiego. Ale to jeszcze i kolor krwi, dlatego w czerwonych szatach służone są nabożeństwa ku czci męczenników. Żółty (złoty, pomarańczowy) – kolor sławy, majestatu, godności. W niedziele, w dni Pana-Cara Sławy, służby odprawiane są w żółtych szatach, a także w dni pamięci proroków, apostołów, arcykapłanów. W zielonym służy się na Trójcę, w Palmową Niedzielę (w jakim jeszcze?). A oto jeśli święto Bogurodzicy – Jej Narodzenie, Zaśnięcie, to wtedy w błękitnym. Kolor nieba. On odpowiada nauce o Matce Bożej, która zmieściła w Sobie Mieszkańca Niebios. No a w dni Wielkiego Postu, oczywiście, że w czarnym. Kolor płaczu i pokajania, wyrzeczenia się doczesnej krzątaniny. Oto tak, tylko według koloru szat duchownych, można ustalić, jakie dziś święto. Ale zamiast zgadywać, lepiej nabyć cerkiewny kalendarz, gdzie wyszczególnione są wszystkie święta, dni postów, słownik imion i wiele innego.
Bywają sytuacje, kiedy trzeba podejść do batiuszki i porozmawiać z nim na jakiś temat – ustalić dzień imienin, zaprosić w celu wyświęcenia domu, zapytać o coś dotyczącego wiary… Jak do niego się zwrócić? Przecież nasze świeckie zwroty „panie” czy „kolego” nie pasują. A i do osoby sprzedającej świece też trzeba jakoś się zwrócić. Nic nadzwyczajnego tu nie ma. Chrześcijanie – jedna rodzina, a w rodzinie wszyscy są sobie bliscy, dlatego najlepiej zwracać się do świeckich – brat i siostra, a jeśli kobieta starsza albo żona batiuszki, to matuszka. A oto duchowny – batiuszka lub ojciec. Ale jeśli ojciec – dodajemy imię – ojciec Piotr, ojciec Jan (ojcze Piotrze, Ojcze Janie). Do diakona zwracamy się ojcze diakonie, do proboszcza - ojcze proboszczu. Czasami mówią - święty ojciec. Nie należy, przecież świętość człowieka poznawana jest dopiero po jego śmierci.
Niektórzy „nowi” obserwują, jak w cerkwi do batiuszki podchodzi to jeden parafianin to drugi, składają ręce… A sami podejść boją się, krępują się, jeśli coś nie tak, zaraz obstawią. To błogosławieństwo. I podchodzić do błogosławieństwa to dla nas wszystkich duchowe wzmocnienie. Znów nie ma tu nic zawiłego. Błogosławienie ma kilka znaczeń. Pierwsze - przywitanie. Przywitać się z duchownym za rękę ma prawo tylko równy z nim rangą, wszyscy pozostali proszą u niego o błogosławieństwo. W tym celu trzeba złożyć nadgarstki rąk razem dłońmi do góry, prawą na lewą, przyjąć w nie błogosławiącą rękę i ucałować ją na znak szacunku dla stanu duchownego. Czy można podejść do batiuszki po błogosławieństwo poza świątynią? Można. Przywitanie – to zaledwie jedno znaczenie błogosławieństwa, inne – zgoda, pozwolenie, błogosławieństwo na podróż.
- Batiuszka, pobłogosławcie pojechać na urlop.
- Batiuszka, pobłogosławcie zdawać egzaminy.
- Batiuszka, pobłogosławcie rozpocząć post.
I znów składamy dłonie, i znów całujemy prawicę kapłana.
Kiedy stoimy na służbie, też otrzymujemy błogosławieństwo. Każdego rana, wszedłszy na soleę, niewielkie podwyższenie przed ikonostasem, duchowny wygłasza: „Błogosławieństwo Pańskie na was…” lub „Pokój wszystkim!”. W odpowiedzi z pokorą skłaniamy głowy, a oto rąk nie składamy, przecież batiuszki obok nie ma.
Zakończyła się służba. Wszyscy, którzy podawali kartki, mogą znów podejść do „swiecznoho jaszczika” i otrzymać prosforę – biały pszenny chleb, wypiekany na drożdżach z dodatkiem świętej wody. Prosfora – słowo greckie oznacza ono „przynoszenie”…U pierwszych chrześcijan był obyczaj – przynosić z domu chleb dla dokonania sakramentu Priczastija (Eucharystii). Obecnie prosfory pieką w piekarniach przy cerkwiach. Podczas Liturgii z prosfory wyjmowane są cząstki w pamięć tych, kogo wspominamy na swoich kartkach, i po tym jak cząstki są wyjęte, prosfora wraca do nas. To święty chleb i spożywać można go na czczo, ze świętą wodą i modlitwą. Oto tekst takiej modlitwy: „Hospodi Boże moj, da budiet dar Twoj swiatyj: prosfora i swiataja Twoja woda wo ostawlenije hrechow moich, w proswieszczenije uma mojeho, wo ukrieplenije duszewnych i tielesnych sił moich, wo zdrawije duszy i tieła mojeho, w pokrowienije strastiej i niemoszcziej moich po biezpriedielnomu miłosierdiju Twojemu, molitwami Prieczystyja Twojeja Matieri i wsiech swiatych Twoich. Amiń”.
Po wczesnej Liturgii w cerkwiach służone są molebny. Czym jest moleben? Krótka modlitwa w związku z konkretnymi naszymi potrzebami. „króciutko, lecz gorąciutko” - uczył nas prepodobny Amwrosij Optyński. Więc właśnie na molebnu pomódlmy się. Ktoś zachorował? Pomódlmy się za chorych. Zaplanowaliśmy coś ważnego? Pomódlmy się o pomoc Bożą. Wybieramy się w podróż? Jest moleben na podróż. Zamówić moleben można znów przy tym świecznym jaszczyku, gdzie kupowaliśmy świece i zostawialiśmy kartki. Trzeba tylko podać imię tego, za kogo moleben służy się. Jest taka praktyka: zamówią moleben i odchodzą do domu. Przecież oczywiście lepiej zostać i pomodlić się razem z kapłanem.
Są jeszcze molebny i ogólne, cerkiew modli się podczas niepogody lub suszy, jest moleben noworoczny, jest moleben przeciwko duchom nieczystym, jest od nałogu pijaństwa. Ale szczególnie trzeba pamiętać o molebnach dziękczynnych. Pomógł Pan, przybierz czas, przyjdź do cerkwi, zamów moleben, podziękuj. Dzieci przyuczyć też jest dobrze: zdał egzamin w szkole, dawaj pójdziemy, zamówimy moleben, na przykład do prepodobnego Siergieja Radonieżskiego, on przecież pomaga nam w nauce…
Dzień, kiedy byliśmy w cerkwi, to nie dzień stracony. Modlimy się za krewnych i bliskich, uczestniczymy w nabożeństwie, modlimy się za tych, komu jest źle, i dziękujemy za Boże miłosierdzie. Uczymy się pokory i być lepszymi, uczymy się kajać się i się cieszyć, znosić cierpienia i triumfować. I nie trzeba ze zmieszaniem patrzeć na boki, być zakłopotanym i tym bardziej gniewać się, jeśli nagle zrobiliśmy coś nie tak i otrzymaliśmy za to „nie tak” z nawiązką. Dawajcie i będziemy na najlepszych wzorach kapryśnych „byłych komsomołek lat dwudziestych” uczyć się znosić cudze przykre słowa i cudzy brak wychowania. Ale można spojrzeć i z zupełnie innej strony. Czy my zasługujemy na uprzejmy ukłon i rozpostarte objęcia, jeśli przeżyliśmy prawie życie, a mimo wszystko nie postaraliśmy się opanować prostej cerkiewnej „tabliczki mnożenia”, straciwszy mnóstwo sił i mnóstwo czasu na opanowanie wyższej matematyki naszego próżnego bytu, jego zmyślnych logarytmów i męczącego wyciągania pierwiastków?
Natalia Suchinina