Na podstawie http://azbyka.ru Tłumaczenie E. Marczuk
Do naszego imieninowego tortu zapraszamy nie konkretnego imieninnika (solenizanta), a jednocześnie wszystkich. Ciasnowato za świątecznym stołem? To nic. W ciasnocie, ale bez krzywdy.
Cienistą aleją parku szła ślicznotka. Nie, nie, mało ją tak nazwać. Ona miała niezwykłą suknię, trzeba opowiedzieć o niej, trzeba postarać się przekazać jej przepych i niepowtarzalny urok. Tkanina sukni lekka, jak powietrze, można byłoby przyjąć ją za białą, gdyby nie ledwie dostrzegalny różowy odcień. Taka bywa czasami mgiełka lipcowego świtu. A po lekkiej jak powietrze, - malutkie aksamitne listeczki, nawet nie listeczki, a całe gałązki, ale maciupeńki, ledwie zauważalne dla oka. Suknia w dole falowała falbanką z koronki i każdy krok ślicznotki, każde stuknięcie obcasików jej wytwornych pantofelków o asfalt odbijał się drżeniem tej rozkosznej falbanki. A kapelusz! Ach, jaki był na niej kapelusz! Spod niego sączyły się na plecy, spływały wodospadem popielate loki. Oczy patrzyły triumfalne i zuchwale. Tak, wiem, mówiło spojrzenie, jestem dzisiaj czarująca i wam nic nie pozostaj, jak przyjąć mnie taką, jaka jestem i rozdzielić ze mną moje święto. Szłam jej naprzeciw i nagle zatrzymałam się wstrząśnięta, zapomniawszy, dokąd szłam, po co, w jakiej sprawie.
- Jaka ślicznotka? - jęknęłam - no wprost księżna z bajki!
- Mam na imię Sofia - przedstawiła się księżna i popatrzyła na mnie z dołu do góry - i mam dzisiaj imieniny.
- Gratuluję...
- Idziemy do cerkwi - chętnie zaszczebiotała ślicznotka - a potem do mnie przyjdzie Sasza z piętnastego mieszkania, Nastia z Mariną, babcia z dziadkiem przyjadą z daczy i podarują mi rolkowe łyżwy. Oni obiecali. Tak właśnie powiedzieli, wytrzymaj, na imieniny będą.
Towarzyszące księżnej osoby, jak wyjaśniło się, tatuś z mamą, wesoło zakiwali głowami, tak, tak, podarują, obiecali.
Księżna, zakołysawszy powietrzną falbanką, włożywszy swoje małe dłonie w mocne rodzicielskie ręce, z powagą poszła po alei w stronę cerkwi. Akurat i trzeba było się śpieszyć - już dzwonili.
A mi zrobiło się troszkę, zupełnie troszkę smutno. Od tego, że w dzieciństwie nie miałam imienin, jak u pięcioletniej Sofii. Formalnie oczywiście były, ale upływały beze mnie, bez mojego udziału i świadomości. Gdzie mi było wiedzieć, kto mógł opowiedzieć, że każdy ma szczególny dzień w roku, nie urodziny, nie, a zupełnie szczególny - dzień imienin, kiedy i radość, i triumfowanie, i drżenie, i oczekiwanie prezentów, wszystko jakieś inne, ze znakiem zupełnie niepodobnej do niczego radości. Teraz - to ja wiem i też śpieszę się, jak Sofia, w dniu swoich imienin Natalii, 8 września, do cerkwi, chociaż nie koronkowe falbanki, ale chce się, bardzo chce włożyć w ten dzień coś szczególnego, nowiutkiego i gości zaprosić, i na miłość swoje serce nastroić. A w cerkwi w ten dzień - same Natalie od niemowlaków w nakrochmalonych czepkach do zgarbionych staruszek z kosturami. Wszystkie my dzisiaj jednakowo cieszymy się, wszystkie mamy dzisiaj - imieniny.
Oczywiście, zupełnie dobrze, jak mówią na wsi „po-drodze”, jeśli urodziny i dzień imienin pokrywają się. Tak wcześniej i było. Rodziło się dziecko i ojciec z matką natychmiast pogrążali się w kalendarzu. 25 stycznia, znaczy, dziewczynce być Tatianą, a chłopcu Pachomijem. Jeśli dał Bóg powiększenie rodziny 12 lipca, tu już i myśleć nie było co, wybieraj - albo Piotr, albo Paweł. Na samowolę w takiej poważnej sprawie nie pozwalano, rozumieli: tu plątaniny być nie powinno, dziecku z tym imieniem całe życie żyć, nad nim jego święty niebiański orędownik z takim samym, jak ono, imieniem. Tu nie wolno niczego przeinaczać. Ale przyszedł czas, zaczęli plątać, przypomnieli sobie o swoich rodzicielskich prawach. Co mi do tego, że dzisiaj Świętego Mikołaja? A ja nazwę swego syna Władlen - pięknie, poważnie. Nie po rosyjsku? To nic, my jesteśmy rodzicami, my decydujemy. Potem i zupełnie zapomnieli o dniach imienin, akurat i pozostałe dni stały się jak bliźnięta-bracia, jednakowe. Rzadko który tryśnie czerwonym kolorem - Październikowy, Pierwszy Maja, a tak głównie pełna bezpostaciowość: zima-lato, zima-lato. Oto tu to wyżyli się już na własnych dzieciach, takie imiona im powymyślali, z wykrętasami, z fantazją - mamy prawo...
I stają się w chrzcie Łady Lidjami, Ełły Wierami, Rusłany Iwanami. Batiuszka rozplątuje rodzicielskie kłębki, sprowadza do wspólnego mianownik imię człowieka i imię świętego jego patrona. Odtąd i na wieki nowoochrzczony będzie miał dzień imienin.
Bardzo często dzwonię do swoich znajomych z życzeniami:
- Ty dzisiaj masz imieniny, pozdrawiam!
- Oj, a ja i nie wiedziałam. Dziękuję, że przypomniałaś. I natychmiast, z przerażeniem: - A co powinnam robić?
A powinnaś ty, gołąbeczko, pójść do cerkwi. Odłożyć wszystkie niecierpiące zwłoki sprawy, których, jak wiadomo, nigdy nie przerobić. I w ten jasny, świąteczny dzień przyjąć Święte Dary Chrystusowe, pomodlić się do swojej niebiańskiej opiekunki, bądź to ona Piełagieja, Anna, Walentina czy też Irina. I powinnaś ty w domu mieć imienną swoją ikonkę, mnóstwo ich teraz w sklepikach z ikonami - oczy rozbiegają się, różne są. I znać żywot swojej opiekunki, czyny, za które godna była ona szczególnej Bożej łaski - świętości. To minimum ze słowem „powinnaś”. To twoje obowiązki.
Ale są jeszcze i prawa. A prawa - to jedno od drugiego przyjemniejsze. Chcę, zaproszę gości na imieninowy tort, chcę, zrobię sobie w ten dzień długo oczekiwany prezent, chcę, sama pójdę w gości do takiej samej imienniczki. Możliwe warianty, ale wszystkie one są z pieczęcią „święto”. Znam rodziny, gdzie w dniu imienin pieką szczególny pieróg, który tak się i nazywa „Anastasija”, „Olga”, „Władimir”. Niektórzy zapraszają do imieninowego stołu batiuszkę, który duchowo karmi ich rodziny, niektórzy na dzień imienin dopasowują podróż po świętych miejscach, tak to nie zebrać się, a w imieniny sam Bóg kazał... Chyba, tym i odróżnia się to święto od urodzin, że w nim jest zupełnie konkretny duchowy sens, to nie po prostu radość, a cieszenie... Czujecie różnicę?
Jest różnica i w prezentach. Przyzwyczailiśmy się darować - tym bardziej, że teraz szeroki wybór - naczynia, kosmetykę, pościel. Niby to, zawsze, w każdej rodzinie się przyda. Tak, oczywiście. Ale jednak, udając się na imieniny, przypomnijmy sobie o „osobliwości” tego dnia i zajdźmy do sklepiku z ikonami. Tu już patrz: są ładne imienne małe ikony, są krzyżyki na łańcuszkach na każdy smak i kieszeń, są łampadki, są wspaniałe książki duchowej treści, prawosławne filmy video , kasety audio z cerkiewną muzyką, są wytworne naczynia do świętej wody i oryginalne świece. Wybierajcie, cieszcie imieninnikow od serca wybranym prezentem.
A dzieciom lepiej nie wymyślisz - imienną ikonę. Jeśli jest możliwość - droższą, lepiej zamówić pisaną. Teraz to nie problem. Młodzi, bardzo zdolni ikonopiscy, jeśli ich nie ponaglać, napiszą dla was ikonę świętego Patrona waszego dziecka. Mam jednego takiego znajomego, dzięki Bogu, bez pracy nie siedzi, chcecie poproszę i dla was napisze? I pójdzie przez życie wasz spadkobierca z podarowaną przez was ikonką, dokąd on, tam i ona, tuż obok, razem, pod błogosławioną opieką świętego obrońcy.
Na Rusi od dawna był wspaniały obyczaj. Rodziło się w rodzinie dziecko, natychmiast je mierzyli, na ile centymetrów wyciąga. Pięćdziesiąt trzy? A nazwali jak - sługa Boży Wasyl? I oto do dnia chrztu zamawiają rodzice ikonę, która nazywa się miarowa. Akurat z człowieczka - pięćdziesiąt trzy centymetry. I otrzymywał on w dniu chrztu prezent - ikonę swojego świętego rozmiarem z niego samego! Chociaż niepotrzebnie ciągle mówię o takim obyczaju w czasie przeszłym... A kto nam zabrania zamówić miarową małą ikonę teraz? Mój znajomy ikonopisiec, myślę, nie odmówi.
W ogóle, czasy, w których żyjemy, dobre tym, że dają nam możliwość postawić punkt odniesienia. Przed nami nie było w rodzinie tradycji świętowania imienin, a teraz będzie. Dawajcie przyuczymy domowników do tego święta stopniowo, będziemy przygotowywać się do niego zawczasu, z prezentami, tortem, świecami, nową odzieżą, obowiązkową wizytą w cerkwi. Do dobrego człowiek przyzwyczaja się szybko i wasze dziecko szybciutko przyjmie tę innowację i ona stanie się rodzinną tradycją. Teraz już ono poniesie ją w swoje rodzinne życie: u nas w domu zawsze tak było.
A jeszcze bardzo dobrze nie po prostu czytać z dziećmi żywoty ich świętych, a podpowiadać im, że nieźle by było do nich być podobnymi.
- Ty boisz się w lesie? A przecież Siergij Radonieżski żył sam kilka lat w gęstym lesie i nie bał się. Ty masz na imię Siergij, nie możesz się bać.
- Dawaj pójdziemy do przyjaciółki, która zachorowała, przecież twoja święta Anastasija zawsze pomagała nieszczęśliwym i chorym. Ty przecież chcesz być do niej podobna?
I już oczywiście, trzeba nauczyć niedługiej modlitewki do świętego i jak najczęściej zwracać się do niego o pomoc, radę, wsparcie. Ten nawyk da dobre plony: dziecko zrozumie, przyjmie sercem, że ono nie jest samo na świecie ze swoimi problemami i kłopotami. I jeśli będzie krępować się opowiedzieć coś wam, opowie swojemu świętemu. Między nimi ukształtuje się najtrwalszy, najbardziej pewny związek - modlitewny.
I jeszcze: niech samo święto imienin wyróżnia się ciszą, a nie rozhulaną zabawą do upadłego. Taka cisza jest bardzo pożądana każdemu z nas, po prostu nie zawsze sobie do tego się przyznajemy. I jeśli idziemy na imieniny dorosłego, również nieźle o tym pamiętać. Zacząć poczęstunek od modlitwy do świętego, porozmawiać o czymś wzniosłym i już oczywiście nie upaść w ten dzień do banalnego „Polewaj!”. My zapoczątkowujemy tradycję - od nas szczególne wymagania.
Znam pewną mamę, która na każde imieniny przywozi swego synka do Troice-Siergijewoj Ławry. Chłopczyk ma na imię Sergiusz. Tego dnia on przykłada się do relikwii prepodobnego Siergija i ma do niego swoje prośby, potem oni karmią gołębie na placu przed Ławrą, nabierają wody ze świętego źródła. Potem dziesięcioletni Sieroża ofiarowuje pieniążki biedakom. Do domu wracają późno i są bardzo zmęczeni, na siadanie do poczęstunku przy stole nie mają już sił. Ale odłożyć go i na inny dzień nie jest grzechem – tak też robią. W najbliższą niedzielę przychodzą do Sergiusza wystrojone Nastieńki, Kiryłły, Deniski. Oni już wiedzą jak zachować się na imieninach, mama Sieroży nauczyła. Zapalana jest łampada przed ikonami, sam imiennik odmawia króciutką modlitwę: „Módl się za mnie do Boga, Święty Boży Siergiju, ponieważ ja gorliwie do ciebie się uciekam, jako do skorego pomocnika i modlącego się za duszę moją”. A już po modlitwie – za stół. Mama Sieroży jest wielką mistrzynią w pieczeniu tortów i przyrządzaniu sałatek.
Każdy dzień w Prawosławnej Cerkwi poświęcony jest pamięci jakiegoś świętego, i każdego dnia ktoś obchodzi imieniny. Czasami trzeba przypomnieć sobie nawzajem, jeśli zajmiemy się codzienną krzątaniną i przegapimy - niedługo masz imieniny, nie zapomnij. Co znaczy to „nie zapomnij”? A to właśnie znaczy, że trzeba, odłożywszy cesarzowe, oddać Boskie Bogu. Trzeba podnieść głowę od ziemi do nieba, tam, gdzie nasz orędownik, jak i my oczekuje swojego święta. Ojcowie Cerkwi mówią, że tego dnia istnieje szczególny modlitewny związek imiennika ze swoim opiekunem. Więc czy my mamy prawo ten związek naruszyć? Oto i będziemy przygotowywać się do wielkiego dnia swego Anioła. Jak? Tradycyjnie. Nic nowego wynajdować nie będziemy. A będziemy szyć imieninowe stroje. Fruwające spódnice z falbankami i bez nich, wspaniałe bluzki, stroje jak klasycznych, tak i śmiałych form. I suknie, suknie, suknie… „Pani myśli, wszystko to będzie nosić? Ja myślę, że to wszystko trzeba szyć”.
Natalia Suchinina