Powrót


Na podstawie http://azbyka.ru Tłumaczenie E. Marczuk


Bóg lubi Trójcę

W samym końcu maja lub w pierwszych dniach czerwca – w zależności od tego, w jakim dniu skończyła się Pascha - prawosławne świątynie przystrajane są kwiatami i młodymi gałązkami brzozy. Ludzie przygotowują się do święta, które ma trzy nazwy – Pięćdziesiątnica, Zstąpienie Świętego Ducha na apostołów i Trójca. Ostatnia – najbardziej rozpowszechniona i lubiana na Rusi

Daleko-daleko od Troice-Siergijewoj Ławry, za morzami-oceanami, pod palącym palestyńskim słońcem ulokowało się jedno z najstarszych na świecie miast – Hebron. A w tym mieście, dokładniej, około wiorsty od niego, jest znany całemu światu Mamryjski Zagajnik. W Świętym Piśmie nazywa się on – Dąbrowa Mamre. Właśnie tu, w tej dąbrowie, żył bogobojny człowiek Abraham razem z żoną swoją Sarą. Obok ich domu rósł potężny dąb, pod którym przyjmowali oni gości i urządzali stół (poczęstunek). On i do dziś tam rośnie, wielki, przysadzisty, obficie wyciągnąwszy na boki swoje poskręcane sękate gałęzie. Ten dąb ma pięć i pół tysiąca lat. Pięć i pół tysiąca – wymawiam te słowa, trzymając w rękach malutki kawałeczek tego dębu, podarowany mi przez mniszkę Górnego monasteru w Jerozolimie.

Wyobrażasz - powiedziała ona - jeszcze Jezus Chrystus nie przyszedł na ziemię, a dąb ten już był...

Tak, był. I rósł, i swoją bujną zielenią dawał ochłodę pobożnej rodzinie Abrahama. Bogaty był Abraham. Miał dużo srebra, złota, zwierząt, dom jego był pełną czaszą. Ale oto dzieci nie mieli. Z tego powodu bardzo smucili się z Sarą. I oto pewnego razu do ich domu zbliżyło się trzech wędrowców. Zasady gościnności wymagały usadzić gości przy zastawionym posiłkami stole. Usadzili. Pod tym samym dębem mamryjskim. I siedzieli. I jedli. I powiedział jeden z nich Abrahamowi: „Za rok Sara, żona twoja urodzi syna”. Sara, usłyszawszy zaśmiała się w duchu – jaki syn, przecież za rok będzie osiemdziesiąt, a Abrahamowi już tym bardziej – sto! Tylko powiedział jej wędrowiec: „Na próżno się śmiejesz Saro. Za rok urodzisz syna”. Wtedy zrozumieli Sara z Abrahamem, że nie zwykli wędrowcy odwiedzili ich w Dąbrowie Mamra. Bóg rozmawiał z nimi, Bóg dał obietnicę o urodzeniu syna.

Dalej Pismo Święte szczegółowo opowiada nam i o narodzeniu przez Abrahama syna Izaaka, i o tym, jak Abraham prowadzi go, aby zabić... ale my wspomnijmy jeszcze raz trzech siedzących pod mamryjskim dębem wędrowców i zastanówmy się nad słowami, które wymawiamy, wspominając to odległe wydarzenie, które miało miejsce zaledwie wiorstę od prastarego Hebronu. Zjawienie się Trójcy Świętej – mówimy o tym wydarzeniu. Zadziwiające i niepojęte są drogi Boże. Pokorny mnich jednego z moskiewskich monasterów Andrzej Rublow po kilku tysiącleciach od tego wydarzenia pisze ikonę, na której przedstawia zjawienie się trzech wędrowców praojcowi Abrahamowi i nazywa ikonę „Święta Trójca”. Trójcę pisali i przed nim. Ale właśnie Andrzejowi Rublowowi udało się poprzez tę ikonę znaleźć Boską Prawdę i osiągnąć w niej spokój.

Pisać o „Trójcy”, zarówno jak i mówić - zajęcie próżne. Słowa mają swoje granice. „Trójca” poza tą granicą. Przypominam tylko, jak dobrze powiedział znany teolog ojciec Paweł Floreński o rublowskim arcydziele: „Jest „Trójca” Rublowa, więc jest Bóg”. I dlatego nie będziemy próbować wyszukiwać odpowiednich słów o sensie i znaczeniu, o wpływie na sztukę w ogóle i na rosyjską sztukę w szczególności. Przyjrzyjmy się „Trójcy”, pomilczmy i jeszcze raz się przyjrzyjmy...

Ikonopiscy przed Rublowem przedstawiali przede wszystkim wydarzenie. Dlatego w szczegółach pokazywane było i przygotowanie do poczęstunku, i zabijanie cielca. Obowiązkowo byli na ikonie Abraham i Sara. Obowiązkowo stół zastawiony naczyniami i potrawami. Na „Trójcy” prepodobnego Andrzeja wydarzenia nie ma. Widzimy zaledwie trzech Aniołów wokół stołu, na którym samotnie stoi misa (czasza) z głową cielca ofiarnego. Święta Trójca... Bóg Ojciec, Bóg Syn, Bóg Duch Święty. Bóg Ojciec – Anioł siedzący z lewej strony. Spójrzcie, co przedstawione za Nim? Tak, dom, ten sam, Abrahamowy, innymi słowy – tworzenie świata. Lewy Anioł błogosławiącym gestem ukazuje na Czaszę. To wezwanie dla Syna, aby przyniósł ofiarę dla zbawienia rodzaju ludzkiego. Środkowy Anioł – Bóg Syn. Nad nim przedstawione jest drzewo (ten sam dąb mamryjski), symbol Krzyża, na którym został ukrzyżowany Zbawiciel. Głowa Syna nieco schylona ku głowie Ojca. W odpowiedzi (na wezwanie Ojca) błogosławiący gest skierowany w stronę czaszy. Syn zgadza się z Ojcem przyjąć na siebie dobrowolną ofiarę. Prawy Anioł – Bóg Duch Święty. Za nim przedstawiona jest góra – symbol duchowego uniesienia. Trzeci Anioł – świadek tego, że wezwanie do ofiary przyjęte, On – cichy pocieszyciel.

Stół za którym siedzą Aniołowie, zupełnie nie przypomina stołu biesiadnego. Stoi na nim tylko jedyna Czasza. Ofiarna. Wpatrzcie się uważnie w wewnętrzne kontury Aniołów siedzących po bokach – Ojca i Świętego Ducha. Oni przedstawiają Sobą jeszcze jedną Czaszę. Bóg Syn jest jakby w niej zamknięty. Przypomnijcie, z jakim drżeniem prawosławni ludzie podchodzą do Czaszy podczas Świętego Priczastija. Ofiara Chrystusa za grzeszny rodzaj ludzki, Ofiarna Czasza. Jak modlił się Chrystus w Getsemańskim Sadzie? „Ojcze Mój! Jeśli można, niech minie Mnie Czasza ta!”

Co jest symbolem wieczności? Oczywiście, okrąg. Właśnie w okrąg wpisane są figury Aniołów. Ale przecież sama ikona jest prostokątna. Andrzejowi Rublowowi udało się niemożliwe: połączyć okrąg z ogólnym prostokątnym kształtem ikony. I jeszcze: przedstawienie „Świętej Trójcy” jest niepodzielne. Spróbujcie w wyobraźni usunąć cokolwiek przedstawione, nawet maleńki detal. Nic nie wyjdzie. Oczywiście, prawie sześć wieków życia ikony przyniosły jej pewne ubytki. Nie zachowało się złoto tła. Od nowa, choć i po starych konturach napisany Mamryjski dąb, gdzie niegdzie pojawiły się pęknięcia. Ale najważniejsze przetrwało do naszych dni duchowo niezniszczone. „Bóg jest miłością” – zwłaszcza dobrze pojmujemy to, wpatrując się właśnie na „Świętą Trójcę” Andrzeja Rublowa.

Wielu, bardzo wielu teologów próbowało wyjaśnić niepojętą tajemnicę Trójcy. Wśród nich był i błogosławiony Augustyn. Pewnego razu, zmęczywszy się dziełami o Świętej Trójcy, wyszedł on na brzeg morza przespacerować się. I widzi: malutki chłopczyk niewielką łyżką czerpie morska wodę i nosi ją do jamki na brzegu. Nabierze-wyleje, nabierze-wyleje. „Co ty robisz?” – zapytał go błogosławiony Augustyn. „A oto chcę wyczerpać morze i przenieść je do tej jamki”, prostodusznie odpowiedział chłopczyk. „Mały, twoje zajęcie nie ma sensu!” – wykrzyknął teolog. „Nie - powiedział chłopiec, szybciej ja łyżką wyczerpię morze, niż ty swoim umysłem przenikniesz w tajemnicę Trójcy”. Powiedział i zniknął. Był to prawdopodobnie Anioł...

Oto i my nie możemy pojąć. I my nie możemy zrozumieć. Zrozumieć choćby to – Bóg jest miłością. I patrząc na rublowską „Trójcę”, choćby na minutkę usłyszeć w sobie echo tego niepojętego życia, w którym tylko miłość, tylko światło i tylko łaska.

Zadziwiające, Andrzej Rublow pisał swoją „Trójcę” na sławę „abby Siergija" – prepodobnego Siergija Radonieżskiego. Dlaczego zadziwiające? Dlatego, że Siergij jeszcze przed swoim narodzeniem otrzymał błogosławieństwo sławić Świętą Trójcę. Tak, było takie cudowne zdarzenie w życiu pobożnej matuli przyszłego igumena ziemi ruskiej Marii. Stała ona w cerkwi, a dziecko, które nosiła w łonie, wzięło i zakrzyczało na całą cerkiew. Ona obejrzała się w przerażeniu, czy kto nie usłyszał, a on – drugi raz, a potem – trzeci. Oto tak jeszcze przed narodzeniem błogosławił Pan prepodobnego Siergija sławić Świętą Trójcę. Narodził się maluch, podrósł troszeczkę i opowiedzieli mu. Oto co z tobą się wydarzyło, wielu słyszało, nie wierzysz – zapytaj.

On uwierzył. Odszedł w głuchy las i wybudował w nim z sosen maleńką cerkiew. Troicką nazwał ją, pamiętając o Bożym błogosławieństwie. A obok cerkiewki postawił sobie celę. Nie było świec, zapalił łuczywo i przy świetle łuczywa modlił się, modlił się, modlił się młody mnich, wzgardziwszy bogactwem, szczęściem rodzinnym, władzą, pomyślnością. „Aby wejrzeniem na Świętą Trójcę zwyciężany był strach przed znienawidzoną niezgodą tego świata”. Tak pisał jeden z autorów Żywota prepodobnego Siergija. Oto gdzie główne, oto gdzie podstawowe - niezgoda świata tego. Idea Trójcy – w jedności, my nie w niezgodzie, my nie każdy według siebie. My razem. I niezgoda między nami – wielki grzech. Trójca Święta wzywa do soborowości. I znów jednak – do miłości.

Prepodobny Siergij godnie posłużył Świętej Trójcy. On wybudował Troicki Monaster, później, po jego śmierci - Troice-Siergijew, a jeszcze później – Troice-Siergijewa Ławra, twierdza Prawosławia, największy męski monaster. Andrzej Rublow stworzył swoją „Trójcę” na pamiątkę o prepodobnym Siergiju już po jego śmierci. Wtedy też został wybudowany z białego kamienia Troicki sobór na miejscu dawnego Siergijowego i wtedy też ikona Rublowa zajęła godne miejsce w tym soborze – w ikonostasie, na prawo od Carskich Wrót.

I poszli do Trójcy ludzie. Szli pieszo zewsząd, na wózki i furmanki siadali najbardziej chorzy i słabi. A tak – pieszo. Czyż do Trójcy można inaczej? Nie gardzili pieszym pielgrzymowaniem i ruscy carowie. Na równi z prostakami szli po Jarosławskim Trakcie, a że z tyłu ciągnęły się obozy z kuchnią, służbą, zapasowymi kołami i świeżymi strojami, to nieważne, ważne – tradycji dotrzymać. Iwan Groźny? Chodził. Ze swoją pierwszą żoną Anastazją. Jelizawieta, córka Piotra? Chodziła. Ona bardzo lubiła pomodlić się przed Trójcą. Jekatierina Wielka? Nie jeden raz. A już prosty lud szedł i szedł bez liku, przysiadając na poboczu popić wody z chlebkiem, naciągnąwszy czapki z daszkiem i chustki na spalone słońcem głowy, układając się na noc w chłodku pod rozłożonymi furami. A najbardziej liczne były te pochody na święto Trójcy lub, jeśli powiedzieć całkiem poprawnie, na święto Pięćdziesiątnicy albo Zstąpienia Ducha Świętego na apostołów. Dlaczego ono tak się nazywa – święto Pięćdziesiątnicy? A dlatego, że świętowane jest w pięćdziesiątym dniu po Zmartwychwstaniu Chrystusa. I była według żydowskiego systemu – godzina trzecia w dzień, a jeśli po naszemu – dziewiąta, ranek. Apostołowie i Matka Boża z nimi zebrali się w pewnym jerozolimskim wieczorniku. Modlili się, wspominali Jezusa Chrystusa. I nagle jak gdyby wiatr wdarł się do wieczornika, silny, prawie huragan. I ogarnął wszystkich apostołów. Nie zdążyli oni oprzytomnieć od rzeczy nieoczekiwanej, jak zaczerwieniły się po izbie ogniste języki. Piorun? Pożar? A języki natychmiast rozdzieliły się i rozmieściły się na apostołach. Na każdym spoczął jeden język. Wydarzył się cud: każdy z apostołów zaczął wysławiać Pana w języku, którego wcześniej nie znał. Podniósł się szum, zaczęła się wrzawa. W tym czasie w Jerozolimie było dużo ludzi. Trwało święto ku pamięci synajskiego prawodawstwa. Ludzie ze wszystkich stron otoczyli wieczornik, z zaciekawieniem wpatrywali się w twarze apostołów, próbując zrozumieć, co z nimi się wydarzyło, dlaczego oni nagle zaczęli mówić niezrozumiałymi językami. „Oni napili się słodkiego wina” - mówiło wielu z potępieniem. I wtedy wyszedł do nich apostoł Piotr. I powiedział: „My nie jesteśmy pijani”. I powiedział im o tym, że dziś, przed chwilą, w ten wielki dzień Pięćdziesiątnicy zstąpił na apostołów Duch Święty i Pan błogosławił ich głosić słowo Boże we wszystkich językach, we wszystkich krajach. Uważnie słuchali Piotra, wsłuchiwali się w każde jego słowo. W tym dniu ochrzciło się około trzech tysięcy osób. Właśnie od tego kazania apostoła Piotra w jerozolimskim wieczorniku zaczął się pochód nauki Chrystusowej.

Jest to święto jedno z dwunastu, to jest tych, które Prawosławna Cerkiew obchodzi szczególnie uroczyście. Dlaczego Pięćdziesiątnica, zrozumiałe. Ma ono i jeszcze jedną, pełną nazwę – Zstąpienie Ducha Świętego na apostołów. Teraz to też zrozumiałe. Ale jest i jeszcze jedna nazwa, króciutka i bardzo zakorzeniona na Rusi – Trójca. Dlaczego Trójca?

W porównaniu z tą, starotestamentową Trójcą, przedstawioną na ikonie wielkiego Rublowa, gdzie Ojciec, Syn i Duch Święty odwiedzają wybraną przez Boga rodzinę praojca Abrahama, Trójca nowotestamentowa schodzi na apostołów, odwiedza ich (jest obecna wśród nich), Ojciec, Syn i Duch Święty. Ojciec błogosławi Syna, Syn błogosławi apostołów na służbę krzyżową, Duch Święty w postaci ognistych języków (płomieni) schodzi na uczniów Chrystusowych.

Tego dnia w Troice-Siergijewoj Ławrze Prestolne święto (święto świątyni – odpust). I jak za dawnych czasów, ciągną, ciągną do połyskującego kopułami monasteru pobożni pielgrzymi. Kto bogatszy, jedzie samochodem. Kto biedniejszy – pociągiem. W pociągach ciasno, na przystankach autobusowych obrócić się nie można. Troicki monaster jak dawniej przyjmuje w swoje objęcia tych, którzy chcą rozdzielić z nim wielkie święto. Czy teraz chodzą pieszo? Niedawno czytałam Iwana Aleksandrowicza Ilina, teologa, religijnego pisarza, filozofa. Zmarł on czterdzieści lat temu, można powiedzieć, współczesny nam. Więc oto on wspomina, jak pewnego razu jechał do Siergijew Posadu, do Ławry. W pociągu ludzi było mało, a pewna staruszka ciągle chodzi i chodzi po wagonie. „Posiedź - mówi jej Iwan, czego to się rozchodziłaś?” A ona mu: „Ja do Trójcy idę. Siły to już nie te, żeby Jarosławskim Traktem, więc ja chociaż w pociągu, ale mimo wszystko idę”. Oto jaka „chytra” babunia. Tak, dziś pieszo – nie te czasy. Ale prepodoby Siergij, który sam schodził całą Ruś pieszo i przyjął u siebie w monasterze nie jeden tysiąc pieszych pielgrzymów, traktuje z wyrozumiałością naszą niemoc. Jak przedtem, nad srebrnym relikwiarzem z jego nie ulegającymi zniszczeniu relikwiami płoną niegasnące łampady. Jak przedtem, on wsłuchuje się w nasze modlitwy i śpieszy z pomocą „według wiary naszej”. Jaka więc różnica, pieszo czy nie?

Chcę opowiedzieć mimo wszystko. Chyba, trzeba opowiedzieć. Z Niżnego Nowgorodu rok temu wybrał się do Trójcy pewien pielgrzym. Nie po prosu pieszo wybrał się, podjął się ciężkiego trudu przepełznąć tą długą drogę na kolanach. Według naszego życia dziwne dziwo – na kolanach! A on pełznął sobie i pełznął. Pisały o tym niektóre gazety, drukowały zdjęcia – pełznie. Zima w tym roku surowa była, a on posuwał się i posuwał się do wyznaczonego celu. I oto – Ławra! Święte wrota! Droga ukończona. Pielgrzym stał długo przed wrotami. Niepokoił się, uważał się za niegodnego, aby wejść w duchowe objęcia Prepodobnego Siergija? Oczekiwał uroczystego powitania. Oczekiwał, kiedy wyjdzie namiestnik z pokłonem, bracia z chorągwiami. A oni nie wyszli, każdy był zajęty swoim obowiązkiem. Rozgniewał się pielgrzym, zaczął krzyczeć, kląć. Dużo wszelkiego usłyszeli bracia pod swoim adresem. Nie zechciał nawet zajść do świętego monasteru. Potem wszedł, prawda, pomieszkał kilka dni, a teraz gdzie – kto wie. Widzicie, jak bywa. Ile wycierpiał, wymordował się, a Prepodobny i nie przyjął. Prepodobnemu nasze czyste serce potrzebne, a z pychą – to po co do niego? Tylko strata czasu.

Szkoda, nie ma już w Troice-Siergijowym monasterze „Trójcy” Rublowa. 500 lat była, ileż modlitw wchłonęła w siebie, iloma cudami obdarzyła, a oto przecież zabrali w 1929 roku do Trietiakowskiej Galerii. A przecież Andrzej Rublow pisał swoją „Trójcę” dla monasteru.

Jak by tam nie było, a prawosławni ludzie jak modlili się przed ikoną „Trójcy”, tak i modlą się. Najpierw modlili się przed oryginałem, arcydziełem, teraz przed kopią, wykonaną przez artystę Baranowa. Na tym samym miejscu, w dolnym rzędzie ikonostasu po prawej stronie Carskich Wrót umieszczona jest kopia „Trójcy” Rublowa. Długa kolejka ustawia się przed Troickim soborem z białego kamienia w dniu Pięćdziesiątnicy. Każdy chce przypaść do relikwii Prepodobnego Siergija, pomodlić się przed świętymi ikonami. Gałązki brzozy z lepkimi listkami w naszych rękach. Dużo gałązek. A w cerkwiach tak jak w lesie, gałązki oblamowują ikony, gałązki przed ołtarzem, nawet nowicjusz wygląda zza lady ze świecami, jak zza zarośli młodego brzeźniaka.

Trójca… Dąbrowa Mamre, trzech Aniołów, którzy przyszli w gościnę do domu Abrahama, błogosławiony Augustyn, próbujący poznać tajemnicę Boskiej trójjedności, Andrzej Rublow, który jednym westchnieniem zbliżył nas do wielkiej tajemnicy. Prepodobny Siergij, który przyszedł posłużyć Trójcy i wychwalić ją swoim zadziwiającym życiem. Pielgrzymi idący „przez śnieg i wiatr, i gwiazd nocny lot” do Świętych Wrót Troice-Siergijewoj Ławry…

- Daj gałązkę - prosi łobuzowaty chłopak u schludnej dziewczyny z wielkim brzozowym bukietem. Daje.

- Daj jeszcze jedną! – daje, ale już nie tak chętnie, a chłopak, oto i pokusa, prosi jeszcze.

- Ile można? Dziewczyna przyciska do siebie bukiet.

- Jeszcze jedną. Żeby trzy było. Ty, co nie wiesz, że Bóg Trójcę lubi?

Oczywiście, że ona wie. I wyciąga jeszcze jedną, trzecią gałązkę. Co jej, szkoda czy co?

Natalia Suchinina


Powrót