Do strony głównej


Na podstawie http://www.portal-slovo.ru/pedagogy/38029.php Tłumaczenie E. Marczuk


Podstawy chrześcijańskiego wychowania dzieci

Hieromnich Gieorgij (Szestun)

Wyrażenie „rodzina – mała Cerkiew” spotykamy na stronach Pisma Świętego. Jeszcze apostoł Paweł w swoich listach wspomina szczególnie bliskich mu chrześcijan-małżonków Akwila i Priskilę i pozdrawia ich „i domową ich Cerkiew” (Rz. 16, 4). W rozmowie o Cerkwi prawie zawsze używamy słów i pojęć, związanych z życiem rodzinnym: kapłana nazywamy „ojcem”, „batiuszką”, siebie uważamy za „duchowe dzieci” swego spowiednika. Co więc tak łączy pojęcia Cerkwi i rodziny?

Cerkiew – to związek, jedność ludzi w Bogu. Cerkiew poprzez samo swoje istnienie twierdzi: z nami Bóg! Jak głosi ewangelista Mateusz, Jezus Chrystus powiedział: „…gdzie dwoje albo troje zebrało się w imię Moje, tam ja pośród nich” (Mt. 18, 20). Biskupi i kapłani – nie przedstawiciele Boga, nie zastępcy Jego, a świadkowie Bożego uczestnictwa w naszym życiu. I ważne jest, aby chrześcijańską rodzinę rozumieć jak „małą Cerkiew”, to znaczy jedność kilku kochających się ludzi, połączonych żywą wiarą w Boga. Odpowiedzialność rodziców w dużym stopniu podobna jest do odpowiedzialności cerkiewnego duchowieństwa: rodzice też powołani są być przede wszystkim „świadkami”, to znaczy wzorami chrześcijańskiego życia i wiary. Nie można mówić o chrześcijańskim wychowaniu dzieci w rodzinie, jeśli w niej nie urzeczywistnia się życie „małej Cerkwi”.

Rodzina nawet w najtrudniejszych czasach – to „mała Cerkiew”, jeśli pozostaje w niej choćby iskierka dążenia do dobrego, do prawdy, do pokoju i miłości, inaczej mówiąc, do Boga; jeśli jest w niej choćby jeden świadek wiary, jej wyznawca. W historii Cerkwi bywały przypadki, kiedy tylko jedyny święty bronił prawdy chrześcijańskiej nauki. I w życiu rodzinnym bywają okresy, kiedy tylko ktoś jeden pozostaje świadkiem i wyznawcą chrześcijańskiej wiary, chrześcijańskiej postawy wobec życia.

My nie możemy zmuszać naszych dzieci do jakichś bohaterskich konfliktów z otoczeniem. Jesteśmy powołani, aby rozumieć ich trudności, z którymi zderzają się w życiu, powinniśmy współczuć im, kiedy z konieczności, one milczą, ukrywają swoje przekonania, aby uniknąć konfliktu. Ale jednocześnie jesteśmy powołani, aby rozwijać w dzieciach pojmowanie tego najważniejszego, czego koniecznie trzeba się trzymać i w co wierzyć. Ważne jest, aby pomóc dziecku zrozumieć: niekoniecznie mówić o tym co dobre – trzeba być dobrym! Można nie pokazywać krzyżyka czy ikonki, ale nie można z nich się naśmiewać! Można nie mówić w szkole o Chrystusie, ale ważnym jest starać się dowiedzieć o Nim jak można najwięcej i starać się żyć według przykazań Chrystusa.

Cerkiew znała okresy prześladowań, kiedy trzeba było ukrywać wiarę, a czasem cierpieć za nią. Te okresy to czasy największego rozkwitu Cerkwi. Niech ta myśl pomoże nam w naszych wysiłkach nad tworzeniem naszej rodziny – małej Cerkwi [Kułomz. – Nasza Cerkiew, s. 104-107].

Rozpatrując rodzinę jak „domową Cerkiew”, jak żywe komórki ciała Cerkwi, można zrozumieć naturę narodowych cech Cerkwi. „Domowa Cerkiew” ze swojej natury wciela religijne skarby i wierzenia w życiu codziennym, w zachowaniu się, w świętach, ucztach i innych tradycyjnych obyczajach. Rodzina to coś więcej, niż ojciec, matka i dzieci. Rodzina – to spadkobierczyni moralnych i duchowych obyczajów i wartości, stworzonych przez dziadków, pradziadów i praszczurów. O tym stale przypominają nam opowiadania Biblijne o starotestamentowych patriarchach. Bardzo trudno i, chyba nawet niemożliwe jest stworzyć oryginalny chrześcijański życiowy system, lekceważąc tradycje. Rodzina powołana jest nie tylko przyjmować, podtrzymywać, ale i przekazywać z pokolenia na pokolenie duchowo-religijną, narodową i ojczystą tradycję. Z rodzinnej tradycji i dzięki niej na fundamencie szczególnej czci przodków i ojcowskich mogił, rodzinnego ogniska i narodowych tradycji tworzyła się kultura narodowych uczuć i patriotycznej wierności. Rodzina jest dla dziecka pierwszym bliskim miejscem na ziemi – źródłem nie tylko ciepła i wyżywienia, ale jeszcze i uświadomionej miłości oraz duchowego zrozumienia. Sama idea „stron rodzinnych” – łona moich narodzin, i „ojczyzny”, ziemskiego gniazda moich ojców i przodków, powstała z wnętrza rodziny. [Ilin- Zbiór dzieł t.3, s. 152].

We współczesnej pedagogice problem edukacji seksualnej jest uznany jako jeden z głównych. W tradycyjnej rosyjskiej pedagogice, problem ten był postrzegany jako czyste, nieskażone relacje między mężczyzną i kobietą, chłopcem i dziewczyną. Obecną przemianę pojęcia stosunków cielesnych można wytłumaczyć jedynie zmianą poglądu na rodzinę.

Powiedzieliśmy już, że z punktu widzenia Prawosławia rodzina – to „mała Cerkiew”. Relacje rodzinne – to przede wszystkim relacje duchowe. Wychowanie chłopców i dziewcząt na założeniu, że stosunki seksualne są możliwe tylko w ramach rodziny i powinny być uświęcone błogosławionym związkiem w sakramencie koronowania (ślubu cerkiewnego). Chłopców i dziewcząt całym stylem życia rodzinnego przyuczano do wstydliwości (o sprawach intymnych głośno nie mówiono). Dziewictwo i czystość strzeżono jak świętość, jak fundament duchowego spokoju i przyszłej rodzinnej pomyślności.

Pierwsze porewolucyjne lata przyniosły ze sobą dążenie do wolnych związków. Ale stopniowe uświadomienie tego, że rodzina jest fundamentem społeczeństwa, zwróciło politykę państwa w dziedzinie edukacji i życia społecznego do wzmocnienia rodziny. Jednak duchowa podstawa stosunków rodzinnych w związku z zamknięciem cerkwi i oddziaływaniem ateistycznej ideologii stopniowo znikła. Wzmacniać rodzinę, budować relacje obu płci można było tylko na fundamencie psychologii, co doprowadziło do wprowadzenia w szkołach średnich kursu (przedmiotu) „Psychologia stosunków rodzinnych”. W jego ramach mowy o wychowaniu seksualnym nie było, uczniów przygotowywano do życia rodzinnego na poziomie psychologicznym, to znaczy mowa była głównie o zmniejszeniu konfliktów międzyosobowych. Stosunki płciowe jak dawniej uznawane były za możliwe tylko w ramach rodziny.

Utrata duchowej podstawy rodziny, bojaźni Bożej, stopniowo doprowadzała do bardziej swobodnych, dokładniej, rozwiązłych związków, o których mimo wszystko nie przyjęte było mówić, na poziomie społecznym takie związki nawet potępiano. Tymczasem zewnętrzne przejawy życia, takie, jak wzrost liczby rozwodów, zwiększenie ilości aborcji, świadczyły że istnieją problemy w związkach rodzinnych.

Współczesne, fizjologiczne podejście do wychowania seksualnego opiera się na próbie uprawomocnienia bezprawia. Oparte jest ono na wyobrażeniu, że cielesne, a mówiąc językiem współczesnej pedagogiki – seksualne, stosunki nie ograniczają się ramami rodziny, a stają się rzeczywistością dla większości młodych ludzi jeszcze przed zawarciem małżeństwa. Jeśli tak jest, to mowy o tym już nie ma – wszystko sprowadza się do seksualnej psychologii i atrybutów. Rezultatem stało się zniesienie pojęcia rodziny jako fundamentu przyszłego życia młodych ludzi. Ignorowane są i rodziny, w których oni teraz żyją i są wychowywani, ignorowane są opinie i wpływy rodziców w dziedzinie wychowania płciowego, co przejawia się w próbie usunięcia rodziców od dyskusji na temat programów oraz treści kształcenia w zakresie edukacji seksualnej.

Chcąc wyrazić zmianę poglądów na temat rodziny w naszym społeczeństwie, to można powiedzieć, że od rodziny, założonej na duchowych relacjach, stopniowo przeszliśmy do relacji psychicznych (psychologicznych) i dalej – do cielesnych (fizjologicznych), czyli do takich związków, które w końcowym wyniku już nawet nie potrzebują istnienia rodziny. Obrazowo to można wyrazić tak: gdzie zatracony wstyd, tam milczy sumienie i triumfuje grzech.

Małżeństwo zawarte w cerkwi jest oświeceniem i równocześnie tajemnicą. W nim następuje przemienienie człowieka, rozszerzenie jego osobowości. Człowiek zyskuje nowe spojrzenie, nowe odczucie życia, rodzi się na świat w nowej pełni. Tylko w małżeństwie cerkiewnym możliwe jest pełne poznanie człowieka, widzenie innej osobowości. W małżeństwie człowiek pogrąża się w życie, wchodząc w nie przez drugą osobowość. To poznanie daje uczucie dokonanej pełni i satysfakcji, które czyni nas bogatszymi i mądrzejszymi.

Ta pełnia jeszcze bardzie pogłębia się wraz z pojawieniem się z dwóch, stopionych (połączonych) razem, trzeciego – ich dziecka. Doskonała małżeńska para zrodzi też doskonałe dziecko, ona i dalej będzie rozwijać się według praw doskonałości. Ale jeśli miedzy rodzicami jest niezwyciężona niezgoda, konflikt, to dziecko będzie owocem tego konfliktu i przedłuży go (będzie go kontynuować).

Przez sakrament małżeństwa darowana jest też łaska (błogosławieństwo) również na wychowanie dzieci, z którą chrześcijańscy małżonkowie swoimi rodzicielskimi działaniami tylko współdziałają, jak powiedział apostoł Paweł: „Nie ja zresztą, a łaska Boża, która jest ze mną” (Kor. 15, 10). Potajemnie, ale odczuwalnie wspierają rodziców w wychowaniu dzieci, odwracając od nich różne niebezpieczeństwa, aniołowie-stróże, nadani maleństwom od świętego chrztu.

Jeśli poprzez ślub dokonało się tylko zewnętrzne połączenie, a nie zwycięstwo każdego z dwojga nad swoją osobowością i pychą, to odbije się to i na dziecku, spowoduje nieuniknione jego wyobcowanie od rodziców.

Nie można siłą utrzymać, przekonać, zmusić dziecko, aby było takim, jak chce tego ojciec czy matka. Dlatego w wychowaniu dzieci najważniejsze, żeby widziały one swoich rodziców żyjących prawdziwym duchowym życiem i uświęconych miłością.

Bez miłości rodziców do swoich dzieci nie można mówić o chrześcijańskim wychowaniu. Miłość rodzicielska – szczególna miłość, to miłość ofiarna i bezinteresowna. Każdy z członków rodziny wezwany jest, aby odnalazł siebie. Osobowość kochającego powinna stać się mocniejszą i bogatszą niż przedtem. „Jeśli ziarno pszenicy, gdy padnie na ziemię, nie obumrze, to pozostanie jedno; a jeśli obumrze, to wielki plon wyda” (Jana 12, 24). To prawdziwa swego rodzaju asceza życia rodzinnego – trudna i męcząca. „Ja” każdego z rodziców jest ograniczane, łamane, przygniatane przez potrzeby innych członków rodziny. Bezsenne noce, zmęczenie fizyczne, ograniczenie, niepokój – tego wszystkiego nie da się uniknąć. Ojciec może poczuć się zaniedbanym z tego powodu, że żona więcej uwagi poświęca obowiązkom macierzyńskim. Chrześcijaństwo uczy, że dobrowolna ofiara (poświęcenie) choćby części przerośniętego (wygórowanego) „ja” może stać się początkiem budowania nowego, lepszego człowieka. Wraz z gotowością do poświęcenia części swego „ja”, rozwija się nie mniej silne pragnienie poznania „ja” innych, zrozumienia potrzeb ich osobowości, poglądów na życie, ich talentów.

Żeby głębiej uświadomić relacje z własnymi dziećmi, rodzice potrzebują duchowego kierownictwa i twórczego natchnienia. U podstaw tych relacji – miłość, pełna odpowiedzialności, uznająca autorytet, ukształtowana na szacunku i dążeniu zrozumieć osobowość dziecka. Z chrześcijańskiego punktu widzenia rodzicielska miłość posiada emocjonalną pełnię miłości, ważne, żeby ona nie stawała się egoistyczną. W ideale jest ona zupełnie bezinteresowna a wzór tego – miłość Matki Bożej do Jezusa Chrystusa. Miłość matki do dziecka przepełnia jej życie, wzbogaca. To miłość do czegoś większego, niż ona sama, do tego, co do niej już nie należy. Dziecko rośnie i odchodzi od rodziców. Ofiarny, chrześcijański sens rodzicielskiej miłości zawiera się w uznaniu tego faktu. Obraz Abrahama i Izaaka również dziś jest wzorem dla rodziców, którzy pragną poświęcić życie dziecka Bogu – nie przerwać jego życia, a podporządkować je bardziej Bogu, niż samemu sobie. Przepięknie wyrażone to jest na ikonach Matki Bożej z Dzieciątkiem, prosto siedzącym na Jej kolanach: Jej ręce obejmują Go, nie przyciskając do Siebie.

Człowiek zaczyna swoje życie w rodzinie, której on nie tworzył, to rodzina jego ojca i matki, i on wchodzi w nią poprzez narodziny, na długo przed tym, zanim uda się mu uświadomić samego siebie i otaczający świat. I.A. Ilin mówił, że dziecko otrzymuję tę rodzinę jak dar losu. U podstaw zawarcia małżeństwa leży wybór i decyzja, a dziecko nie może wybierać i decydować. Ojciec i matka jakby kształtują los, który przypada na jego życiową dolę, i tego losu ono nie może ani odrzucić, ani zmienić – pozostaje mu tylko przyjąć go i nieść całe życie. To co wyjdzie z człowieka w jego dalszym życiu, określane jest w jego dzieciństwie, w łonie rodziny. Wszyscy kształtujemy się w tym łonie, ze wszystkimi naszymi możliwościami, i każdy z nas pozostaje w ciągu całego swego życia duchowym reprezentantem swojej rodziny, jakby żywym symbolem jej rodzinnego ducha.

Rodzina, będąc spadkobierczynią i opiekunką duchowo-moralnych tradycji, najbardziej wychowuje dzieci poprzez swój system życia, rozumienie konieczności nie tylko przechowywać, ale i pomnażać to, co dostało się nam od poprzednich pokoleń. Z duchowego punktu widzenia dokładniej będzie powiedzieć: nie pomnażać, a wznosić na wyższy poziom, a to możliwe tylko w ucerkowionej (cerkiewnej) rodzinie. Spróbujemy wytłumaczyć to na prostym modelu. Jeśli wyobrazić życie ziemskie w postaci kręgu, przekazywanie doświadczenia życiowego i tradycji w rodzinie posiada tendencję do stałego powtarzania się, i jeśli są różnice w jakichś psychofizycznych albo zawodowych przejawach w różnych pokoleniach, to fakt ten w ramach naszego modelu zmienia tylko promień naszego kręgu, dotykając ilościowych charakterystyk życia, nie wznosząc ich na nowy poziom. Żeby zmienić poziom życia, każde pokolenie powinno rozerwać ten krąg, zamieniając trajektorię życia w spiralę, zachowując, pomnażając i powiększając ją, a to już zadanie, które może być rozwiązane tylko na poziomie duchowym. Dzieci z pomocą rodziców i łaski Bożej przezwyciężają w sobie zalążki tych grzechów i grzesznych skłonności, które dostały się im w dziedzictwie. Przejście naszych dzieci na nowy poziom życia duchowego w porównaniu z naszym, jest podstawowym celem chrześcijańskiego wychowania w rodzinie. Niech dzieci wyprzedzają nas nie tylko w fizycznej, intelektualnej i innych sferach, ale najważniejsze żeby one dokonały przełomu w sferze życia duchowego.

Praktycznie zadanie to rozwiązywalne jest tylko poprzez uduchowienie, ucerkowienie całego obrazu życia rodzinnego, poprzez odkrycie duchowego sensu podstawowych życiowych realiów, chrześcijańskiego rozumienia szczęścia jako szczęśliwego życia, pełnego zadowolenia w duchu Kazania na Górze, poprzez możliwość swobodnego rozwijania i realizowania otrzymanych od Boga zdolności twórczych. Uczucie radości i szczęśliwości jest darami Bożej łaski, która jest zdobywana między innymi również poprzez wypełnienie pozornie formalnych obowiązków: uznanie porządku i posłuszeństwo, czyli przestrzeganie dyscypliny, która ukształtowała się w rodzinie.

Podstawą duchowego wzrastania dzieci są sakramenty Cerkwi. W sakramencie chrztu Pan obmywa je z grzechu pierworodnego, zdejmując z nich przekleństwo, ciążące nad upadłym rodzajem ludzkim. W sakramencie miropomazanija Pan usynawia dziecko Sobie, darując mu łaskę. Zrodzone podczas chrztu duchowe życie dziecka potrzebuje pokarmu dla swego podtrzymania. Pan daruje ten pokarm w sakramencie pryczaszczenija (Eucharystii). Niewinne dzieci należy przyprowadzać do pryczaszczenija jak można najczęściej. Łaska przyczaszczenija Ciała i Krwi Pana jest niezwykła, ona karmi, hoduje i wychowuje, uzdrawia i wzmacnia dziecko duchowo i fizycznie. Wskazane jest, aby dziecko już od czwartego roku życia nie przyjmowało z rana pokarmu czy picia do przyjęcia pryczastija.

Od siódmego roku życia dziecko-mładieniec staje się otrokom i uważane jest za odpowiedzialne za swoje postępowanie. Od tego wieku koniecznie trzeba wychowywać je w czystości duchowej, w potrzebie zmywania grzechów w sakramencie pokajania poprzez spowiadanie się ze swoich grzechów. W sakramentach Cerkwi dzieci obcują z samym Panem. Ograniczając ich uczestnictwo w sakramentach, naruszamy przykazanie Zbawiciela: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie i nie przeszkadzajcie im, bowiem takich jest Carstwo Boże” (Mk. 10, 14).

Oddechem życia duchowego staje się modlitwa. Życie urywa się wraz z ustaniem oddychania, tak i duchowe życie urywa się wraz z zaprzestaniem modlitwy. Z pierwszym przebudzeniem świadomości trzeba zaszczepić dziecku pojęcie o Bogu jako źródle życia, pomyślności i dobra. Od tego też czasu należy uczyć je modlić się. Niech dziecko przyswoi na całe życie, że pierwszym jego ruchem po przebudzeniu powinno byś złożenie palców i znak krzyża, pierwszymi słowami – wychwalenie Pana, pierwszą rozmową – modlitwa, pierwszym pokarmem w ciągu dnia – pryczastije albo przyjęcie świętej wody i uświęconego chleba (prosfory, antidora, artosu). W miarę wzrastania dziecka pierwszym czytaniem powinna być Ewangelia. Świąteczne dni dla niego powinny zaczynać się od pójścia do chramu Bożego.

Modlitwa przejawia się w trzech formach: w wypełnieniu modlitewnych domowych reguł, we wzniesieniu do Boga krótkich modlitw w ciągu całego dnia, w uczestniczeniu w nabożeństwie cerkiewnym. Do wszystkich tych form modlitwy koniecznie trzeba przyuczać również dzieci.

Zwykle dziecko zaczyna modlić się od „Bohorodicy”. Matka Chrystusa – Matka całego chrześcijaństwa. I jak pierwsze słowa dziecka „mama” i „tata”, tak też pierwsze jego rozmowy z Bogiem powinny składać się z „Bohorodicy” i następnie „Otcze nasz”. Należy przyuczać dziecko modlić się za bliskich i kłaść (czynić) na sobie znak krzyża.

Wraz z rośnięciem dziecka rośnie i jego modlitewna reguła. Dla otrokow (dzieci od 7 roku życia), które opanowały czytanie, rano i wieczorem wskazane jest (według ich sił) czytać (odmawiać) ustanowione przez Cerkiew poranne i wieczorne modlitwy. Zajmują one 10-15 minut. Ilość modlitw trzeba zwiększać stopniowo, w miarę wieku dziecka. W dzień należy czytać regułę prepodobnego Sierafima Sarowskiego dla obciążonych pracą i mających mało czasu osób świeckich. Ona obejmuje w sobie: trzy razy „Otcze nasz”, trzy razy „Bohorodica” i jeden raz „Wieruju”. Przy dodawaniu do reguły nowych modlitw powinny być one wyjaśnione dzieciom. Kiedy dzieci podrosną, należy opowiedzieć im historie pochodzenia modlitw i zapoznać z żywotem autorów. Czytając „Swiatyj Boże”, one będą w tych słowach słyszeć pieśń chórów anielskich, widzianych przez konstantynopolskiego chłopca za czasów patriarchy Prokopa. Zaczynając „Dostojno”, one będą przenosić się do ubogiej atoskiej celi, gdzie po raz pierwszy rozległ się początek tej modlitwy w ustach Archanioła Gabriela. Czytając 24 prośby wieczornej reguły, przypomną sobie swiatitiela Jana Złotoustego.

W pierwszych wiekach chrześcijaństwa modlitwa w rodzinie była wspólna i zbierała się na nią cała rodzina. Modlitwę czytał najstarszy w rodzinie, a wszyscy obecni cicho za nim powtarzali. Powinniśmy naśladować tę tradycję, do czytania modlitw wciągając po kolei dzieci. Od wieku siedmiu lat koniecznie trzeba przyuczać dzieci do pokłonów w pas i do ziemi. Pokłony uzupełniają nasze rozproszenie podczas modlitwy. Wysiłkami ciała uzupełnia się brak uwagi i wrażliwości serca. Należy zwrócić uwagę na zewnętrzne zachowanie się podczas modlitwy. Dobrze jest kończyć regułę modlitewną wspólnym śpiewaniem modlitw. Żeby ożywić gorliwość dzieci, można opowiadać im o przypadkach, kiedy Bóg spełniał prośby, wypowiedziane w serdecznej dziecięcej modlitwie. Dzieci powinny nauczyć się na pamięć szeregu modlitw, pomagających w różnych sytuacjach. Do nawyku dzieci od najmłodszego wieku powinna wejść modlitwa przed posiłkiem i po nim, przed rozpoczęciem zajęć i po nich. Należy przyuczyć je i do tego, aby przed wyjściem do szkoły czy w ogóle z domu i przed udaniem się na sen podchodziły one do rodziców z prośbą o przeżegnanie ich. Znak krzyża rodziców, uczyniony z wiarą i pobożnością, ma dla dziecka wielką moc ochronną.

Żeby przyuczyć dziecko do cerkiewnej modlitwy, koniecznie trzeba od wczesnego dzieciństwa brać je do cerkwi na nabożeństwa. Nabożeństwa nie będą mu ciężarem, jeśli przyzwyczai się od dzieciństwa być na nich od początku do końca, najpierw siedząc, a wraz z wiekiem stojąc. Dla otroków (dzieci od 7 roku) konieczne jest uczestnictwo na niedzielnych i świątecznych wsienoszcznych (całonocnych czuwaniach) i liturgiach. Nie należy pozbawiać starsze dzieci również nabożeństw nocnych, kiedy te ustanowione są przez Cerkiew.

Sam Pan wskazał dwa rodzaje broni w walce z siłami ciemności: „Ten rodzaj nie wygania się inaczej, jak tylko przez modlitwę i post” (Mt. 17, 21). Jeśli niezbędność modlitwy dla rozpalania i podtrzymania życia duchowego uznają wszyscy chrześcijanie, to post często nie jest uświadamiany albo też nie uznawany za obowiązkowy. W życiu starej ruskiej rodziny widzimy surowe przestrzeganie dni postnych – środy i piątku – i ustanowionych przez Cerkiew czterech postów wielodniowych. O nieodzowności dla naszego ducha i ciała przestrzegania postów mówi cała literatura świętych ojców. Według nauk świętych ojców, zdrowe dziecko nie pości jedynie wtedy, kiedy karmione jest jeszcze mlekiem matki, to jest przykładowo do trzech lat (w starożytności izraelskie kobiety karmiły dzieci swoim mlekiem do trzech lat). Wyłączenie postu dopuszczalne jest jedynie dla dzieci chorych.

Wraz z koniecznością przestrzegania w tej czy innej mierze postu należy zatroszczyć się i o to aby ochronić dzieci przed przyzwyczajeniem się do przesytu czy zbyt częstego przyjmowania pokarmów w tym czasie. Nie można dogadzać zachciankom dziecka, dając mu tylko to, co ono lubi. Kiedy dzieci podrastają i kształtuje się ich charakter i skłonności, rodzice powinni wykazać taktykę odnośnie normy postu. Nie można, na przykład, pozbawiać ich słodyczy wbrew woli albo niemądrze zwiększać surowość postu. Dorosłych dzieci nie można siłą trzymać na surowym przestrzeganiu wszystkich norm postu, jeśli one będą czuć się tym zbyt obciążone. W tym przypadku poszczenie nie daje korzyści dla duszy, a może doprowadzić do jej zatwardziałości. Cały sens postu – w dobrowolnej wstrzemięźliwości i ograniczaniu się. I żeby dla dorosłych dzieci zwykłe normy postu nie były ciężkie, należy przyuczać je do postu od najmłodszego wieku.

Dzieci doskonale rozumieją, na ile szczerze sami rodzice przestrzegają przyjęte zasady – czy to regularne chodzenie do cerkwi, życzliwość i gościnność, post, wstrzemięźliwość od palenia i alkoholu. Chrześcijański byt budowany jest na wypełnianiu zakonu jako prawdziwej zasady, jako życiowego stanowiska, a nie pustej formalności czy nieżyciowych obrzędów. Rodzice-chrześcijanie swoim postępowaniem powinni pokazać dzieciom, że podstawą wszelkiej dyscypliny jest zasada „niech będzie wola Twoja”, a nie zasada rodzicielskiego „ja tak chcę”.

Życie w Duchu obejmuje zachowanie i rozwijanie właśnie duchowych tradycji, takich, jak wspólna rodzinna modlitwa rano, wieczorem i przed posiłkiem. Nie po prostu formalne ich przeczytanie (odmówienie), ale przyuczenie dzieci do modlitwy świadomej i duchowej, a to już część (dziedzina) troski o duszę, którą urzeczywistniają rodzice z pomocą swego duchowego opiekuna – prawosławnego kapłana.

Rodzina w zachowaniu i pomnożeniu właśnie duchowych tradycji jest ściśle spleciona z życiem cerkiewnym. W prawosławnej rodzinie cały styl życia jest związany z cerkiewnym kalendarzem.

Widocznym przejawem życia rodzinnego jest dom. Dom – to miejsce, gdzie rozwija się życie cielesne, życie duszy i duchowe życie rodziny. Ale trzeba powiedzieć, że ni każde mieszkalne pomieszczenie można nazwać domem. Jest szczególne słowo, wyrażające miłość do domu, to słowo – przytulność. Przytulność – to nie tylko charakterystyka estetyczna, a odzwierciedlenie duchowo-moralnej atmosfery małej Cerkwi, dające odczucie spokoju i bezpieczeństwa, miłości i troski. Przytulność – to, zazwyczaj, miara powrotu kobiety do swojej pierwotnej natury, miara odnalezienia przez nią siebie. W takim to sensie przytulność – to jest właśnie dom.

Z wychowawczego punktu widzenia szczególnie ważnym pojęciem jest nie po prostu dom, a dom ojcowski. Właśnie w nim rosną dzieci, i od tego, jest on czy nie, dużo zależy w życiu każdego pokolenia. Ojcowski dom, jego duchowa i materialna atmosfera kształtuje się przez dziesięciolecia a nawet wieki, to widzialne potwierdzenie pobożności i prawości ludzi, którzy żyli i żyją w nim. On jest widzialnym wskaźnikiem duchowo-moralnego i materialnego pomnażania rodowego bogactwa. Duchowe życie rodziny albo brak tego aspektu życia kształtowane są przez stosunek do ojcowskiego domu. Oznaką duchowego upadku jest przyjęta już światowa tradycja sprzedawania domu rodziców po ich śmierci albo zamiana mieszkania rodziców przy tworzeniu nowej rodziny. To zawsze prowadzi do utraty domu jako pewnego materialno-duchowego całokształtu. Zamiast domu rodzina nabywa przestrzeń, gdzie można nocować, odżywiać się, istnieć. Rodzą się bezdomne w duchowym sensie rodziny. I dobrze jeśli jest chociaż świadomość tej bezdomności, rodząca pragnienie stworzyć swój dom takim, żeby on z upływem lat stał się dla dzieci rzeczywiście domem ojcowskim.

Rodzina i dom są dla naszych dzieci duchową twierdzą, która chroni je przed pokusami tego świata. Co więc mogą zrobić rodzice, aby pomóc dzieciom oprzeć się tym pokusom? Codziennie powinniśmy być gotowi przezwyciężać wpływy świata zdrowym chrześcijańskim wychowaniem. Wszystko, czego dziecko uczy się w szkole należy sprawdzać i korygować w domu. Nie można uważać tego, co dają mu nauczyciele, za bezwarunkowo pożyteczne czy obojętne: przecież nawet jeśli dziecko i zdobywa pożyteczną wiedzę lub umiejętności, może być nauczone wielu nieprawidłowych punktów widzenia i ideologii. Duchowo-moralna ocena przez dziecko literatury, muzyki, historii, sztuki, filozofii, nauki, i oczywiście, życia i religii powinna w pierwszej kolejności wychodzić nie ze szkoły, a z domu i Cerkwi.

Rodzice powinni kontrolować, czego są uczone ich dzieci, i poprawiać to, co uważają za szkodliwe, trzymając się jasnej pozycji i wyraźnie podkreślając aspekt moralny. W Prawie RF „O edukacji” mówi się: „Rodzicom (opiekunom prawnym) niepełnoletnich uczniów, wychowanków powinna być zapewniona możliwość zapoznania się z przebiegiem i treścią procesu edukacyjnego, a także z ocenami postępów uczniów”.

Rodzice powinni wiedzieć, jakiej muzyki słuchają ich dzieci, jakie oglądają filmy (słuchając lub oglądając razem z nimi, jeśli to konieczne), i wszystko oceniać z chrześcijańskiego punktu widzenia. W tych domach, gdzie brakuje odwagi aby zrezygnować z telewizji, jej oglądanie trzeba kontrolować w celu uniknięcia zatruwającego oddziaływania.

Narzucane nam samouwielbienie, relaks, beztroska, rozkosz, rezygnacja z najmniejszych myśli o drugim świecie – to w przeróżnych formach nauczanie bezbożności. Wiedząc co próbuje uczynić z nami świat, powinniśmy aktywnie się bronić. Niestety, kiedy obserwujemy życie współczesnych prawosławnych rodzin oraz, w jaki sposób przekazują one swoje Prawosławie, powstaje wrażenie, że tę walkę ze światem one znacznie częściej przegrywają, niż wygrywają.

A jednak mimo wszystko nie należy rozpatrywać otaczającego nas świata jak całkowicie złego. Powinniśmy być na tyle rozsądni, aby wykorzystać do swoich celów edukacyjnych, wszystko, co jest w nim pozytywnego.

Dziecko od najmłodszych lat przyuczone do muzyki klasycznej, rozwinięte pod jej wpływem, nie ulegnie pokusie ordynarnych rytmów „rocka”, współczesnej pseudomuzyki w takim stopniu, w jakim ulegają ci, którzy wyrośli bez muzycznego wychowania. Muzyczne wychowanie, według słów optyńskich starców, oczyszcza duszę i przygotowuje ją do przyjęcia wrażeń duchowych.

Dziecko, przyuczone do klasycznej literatury, które odczuło jej wpływ na duszę, otrzymało prawdziwą przyjemność, nie stanie się bezmyślnym zwolennikiem współczesnej telewizji i tanich romansów, które wyjaławiają (niszczą) duszę i sprowadzają z chrześcijańskiej drogi.

Dziecko, które nauczyło się dostrzegać piękno klasycznego malarstwa i rzeźby, nie da się skusić wypaczoną sztuką współczesną, nie będzie pociągać go pozbawiona smaku reklama a tym bardziej pornografia.

Dziecko, które zna historię świata, wie, jak ludzie żyli i myśleli, w jakie wpadali pułapki, oddalając się od Boga i Jego przykazań, a jak chwalebne i godne życie prowadzili, gdy byli Mu wierni, będzie w stanie właściwie ocenić życie nasze czasów i nie będzie naśladować „nauczycieli” tego wieku (świata).

N. Piestow mówi, że, chroniąc dzieci przed wszelkimi nieczystościami świata, koniecznie trzeba strzec je przed nosicielami nieczystości. O ratowaniu się od ludzi o pogańskich poglądach, pierwszych chrześcijan uczyli apostołowie. Apostoł Paweł w liście do Koryntian pisze: „Nie łudźcie się: złe rozmowy psują dobre obyczaje” (1Kor. 15, 33) i dalej: „…jakie kontakty ma sprawiedliwość z nieprawością? Co wspólnego między światłością i ciemnością? Jaka zgoda między Chrystusem a Beliarem? Albo jaki jest współudział wierzącego z niewierzącym? Jakaż łączność świątyni Bożej z bałwanami? Albowiem wy świątynią Boga żywego…” (2Kor. 6, 14-16). Tak samo pisze też apostoł Jan Teolog: „Kto przychodzi do was i nie przynosi tej nauki (to znaczy wyznania Chrystusa), tego nie przyjmujcie do domu i nie pozdrawiajcie go. Bowiem pozdrawiający go uczestniczy w złych uczynkach jego” (2Jana 1, 10-11).

W pierwszych wiekach chrześcijanom zabraniano uczestniczyć w pogańskich ucztach. Według opowiadania swiatitiela Grigorija Bohosłowa (Teologa), jego matka Nonna nigdy nie wymieniała uścisków ręki z pogańską kobietą i nie siadała do spożycia pokarmu z poganami. Troskę o czystość wiary, w której rosły ich dzieci, przejawiało wielu sprawiedliwych (bogobojnych) ludzi. Tak, na przykład wnuczka sprawiedliwego Filareta Miłosiernego, która następnie została żoną konstantynopolskiego imperatora Konstantina IV Porfirorodnego, wychowywana była w zupełnym odosobnieniu. „Przed wami ona nie widziała nikogo obcego” – powiedział o niej sprawiedliwy Filaret posłom, objeżdżającym Greckie imperium w poszukiwaniu najgodniejszej niewiasty imperatorowi. Pobożny moskiewski kupiec Putiłow, żyjący na początku XIX stulecia, sam uczył swoich synów, ponieważ bał się złego wpływu na nich rówieśników. Jego troski i wysiłki opłaciły się w pełnej mierze: Wszyscy trzej jego synowie poszli na mnichów i następnie zostali znanymi ihumenami trzech monasterów (Isaija Sarowski, Mojsiej Optyński i Antonij Małojarosławski).

Drzwi chrześcijańskiej rodziny powinny być szeroko otwarte dla pobożnych, ale powinny być zamknięte dla ludzi, żyjących filozofią bezbożności. Powinny być zamknięte i dla tych, którzy, nazywając siebie chrześcijanami, w rzeczywistości nie brzydzą się śmiertelnymi grzechami. Apostoł Paweł mówił o tym w listach: „Ja pisałem wam abyście nie przestawali z tym, kto nazywając się bratem, pozostaje rozpustnikiem albo chciwcem, albo bałwochwalcą, albo oszczercą, albo pijakiem, albo grabieżcą; z takimi nawet nie jedzcie razem. Zatem, usuńcie zdeprawowanego bezbożnika spośród siebie” (1Kor. 5, 11, 13). Przy tym dopuszczane są powierzchowne kontakty z otaczającym niechrześcijańskim światem. Widać, że trzeba przeprowadzać granicę między wymuszonymi służbowymi relacjami z ludźmi i dobrowolnymi ścisłymi kontaktami. W takim razie przy zapraszaniu do rodziny znajomych, przy doborze dla dzieci kolegów do zabaw trzeba przejawiać ostrożność.

Usprawiedliwieniem kontaktów z bezbożnikami nie mogą być nawet związki rodzinne. Pan Bóg pokrewieństwo uważa nie według ciała, a według ducha. „Bo, kto będzie wypełniać wolę Bożą, ten Mi brat i siostra i matka” (Mk. 3, 35). Jedynym usprawiedliwieniem naszych kontaktów z krewnymi naszymi ale nie chcącymi znać Boga może byś tylko spełnienie przykazań miłości, wypełnienie których obowiązkowe jest w stosunku do wszystkich bez wyjątku. Jednak w tym przypadku kontakty należy ograniczyć do koniecznych.

Wraz z toską o dobór duchowej literatury należy strzec dzieci przed książkami, mających zły wpływ na ich dusze. To, jak uważa N. Piestow, jest kolejnym szczególnym momentem w ochranianiu dzieci przed pokusami tego świata.

Dla dzieci w młodszym wieku najlepszym czytaniem są bajki. Ale jest dużo bajek i opowiadań, gdzie autor przedstawia biesów w żartobliwym tonie. Diabeł i jego ciemne zastępy, przypomina Piestow – wrogowie człowieka, wg słów Samego Pana (Mt. 13, 28), i dlatego nie można przedstawiać ich dzieciom w charakterze głupkowatych albo śmiesznych istot. Przy poprawnym duchowym nastroju chrześcijanin powinien być zawsze czujnym przeciwko swojemu wrogowi i nie oszukiwać się odnośnie jego siły, złości, podstępu. Prepodobny Sierafim Sarowski mówił, że jeśli by łaska Boża nie chroniła ludzi, to szatan jednym pazurem zmiótłby z powierzchni ziemi całą ludzkość.

Zaszczepienie od dzieciństwa lekceważącego stosunku do ciemnej mocy przytępia w przyszłości naszą czujność. Oprócz tego, nie można aprobować wymawiania obrzydliwego dla Boga imienia. Ale jednocześnie dzieciom młodszego wieku nie można rysować diabłów w prawdziwym świetle, ponieważ będzie to ich straszyć i czynić bojaźliwymi. Dla maleńkich dzieci w ogóle nie powinna istnieć ciemna strona życia. Kiedy one podrosną, zasadne jest zapoznać dzieci z prawdziwym charakterem ciemnych mocy i sposobami walki z nimi, korzystając z opisów doświadczeń świętych i ascetów.

Należy chronić dzieci przed czytaniem książek o charakterze bluźnierczym, bogoburczych, niemoralnych, siejących nieczyste myśli. Każda książka napisana przez bezbożnika, nosi odcisk bezbożnego światopoglądu jej autora i w jakimś stopniu zachęca czytelnika patrzeć na świat jego oczyma.

Dla przykładu N. Piestow przytacza dzieła Marka Twaina, który uważany jest za dziecięcego klasyka. W utworach „Przygody Tomka Sawyera” i „Przygody Huckleberry Finna” Mark Twain rysuje obrazy antychrześcijańskiego charakteru, w których zepsucie grzechu przykryte jest maską męstwa. Dla jego bohaterów nie istnieje Bóg. Podstawowe cechy ich zachowania się w odniesieniu do starszych – to nieposłuszeństwo i oszustwo. Chłopcy palą, kradną, wdają się w bójki – i wszystko to autor sprowadza do męstwa.

Koniecznie trzeba, jak uważał Piestow, chronić dzieci od upodobań świata. „Nikt nie może służyć dwóm panom: bo albo jednego będzie nienawidzić, a drugi miłować; albo jednego trzymać się będzie a drugim pogardzi. Nie możecie służyć Bogu i mamonie” (Mt. 6, 24). Tak ostrzega nas Pan.

Upodobaniem do ziemskich skarbów nasze dzieci mogą zarazić się od nas, jeśli my nie jesteśmy wolni od tej wady. Gromadzenie materialnych wartości pod jakimkolwiek pretekstem – to naruszenie przykazań Bożych.

Upodobaniem mogą stać się nie tylko materialne wartości, ale i osiągnięcia nauki i postęp techniki. Nie przez światową naukę biegnie droga, prowadząca do głównego celu życia chrześcijanina. Do niego można przyjść tylko poprzez zdobywanie Ducha Świętego. Koniecznie trzeba pilnować, aby zajęcie nauką nie zabierało całej uwagi i całego czasu naszych dzieci, ale żeby one święcie przestrzegały niedzielnych i świątecznych dni z obowiązkowym uczestniczeniem w nabożeństwach. Niech pozostaną nietkniętymi dla świeckich zajęć poranne i wieczorne minuty, przeznaczone na modlitwę.

I czym by się dziecko nie zainteresowało – nauką, techniką, sztuką – rodzice powinni uważnie kontrolować, jakie znaczenie temu dziecko nadaje. Należy obawiać się tego, żeby dzieciom cokolwiek nie stało się bożkiem i nie oddaliło ich od Boga, zagłuszając rozwój życia duchowego. To oznaka duchowej choroby z którą należy walczyć. To oznaka niezdrowej atmosfery otaczającej dzieci.

Kontakt Boga i ludzkiej duszy ma miejsce tylko w warunkach ciszy, pokoju, głębokiego spokoju i skupienia. Należy, według słów Piestowa, chronić dzieci od rozrywek zakłócających spokój i wewnętrzny pokój, i starać się wychowywać dzieci w ustroniu i ciszy. Jeśli rodzice mają możliwość wyboru między miastem i wsią, należy wybrać wieś. Tam mniej pokus, rozrywek i gwaru. Tam łatwiej stworzyć dzieciom spokojne, duchowe życie, łatwiej zaszczepić zamiłowanie do dobrej książki, zbliżyć do natury, przyuczyć do skupionej modlitwy. Tam więcej czasu, żeby pomyśleć o Bogu i Wieczności.

Dużo trudniej wychować dzieci w mieście z właściwymi mu rozrywkami. Nie można zabronić im wszystkich rozrywek. Można pozwolić im chodzić do kina czy do teatru, ale nie należy samym ich do tego zachęcać. Oczywiście rodzice powinni wybierać najbardziej odpowiednie sztuki i filmy, na przykład, historyczne czy naukowe. Tak samo należy rozwiązywać problem z tańcami. Nie można zabraniać, jeśli dzieci bardzo tego chcą, ale nie należy ich zachęcać.

Odnośnie rozrywek rodzice sami powinni dawać przykład spokojnego skupionego życia, poświęconego bezinteresownej służbie bliźnim, życia w bojaźni Bożej, życia w Bogu i z Bogiem. I jeśli nie można całkowicie oddalić dzieci od pokus świata, to niech rodzice boją się sami popychać ich na rozrywki, wspominając słowa Pana: „Biada światu z powodu zgorszeń (pokus), wprawdzie zgorszenia muszą przyjść, lecz biada człowiekowi, przez którego zgorszenie przychodzi” (Mt.18, 7).


Do strony głównej