Na podstawie http://www.voskres.ru/literature/prose/schedrin.htm tłumaczenie E. Marczuk
Równina jeszcze kostnieje, ale wśród głębokiego milczenia nocy pod śnieżną zasłoną już słyszy się gwar budzących się strumieni. W parowach i wąwozach ten gwar przyjmuje rozmiary głuchego huku i ostrzega podróżnika, że droga w tym miejscu pokryta wiszącymi oblodzeniami. Las jeszcze milczy, przytłoczony szronem, jak bajkowy bohater żelazną czapką. Ciemne niebo całe usypane gwiazdami, lejącymi na ziemię chłodne i drżące światło. W złudnym jego migotaniu migają ponure punkty wsi, pogrążonych w zaspach. Piętno sieroctwa, opuszczenia i ubóstwa położyło się i na zastygłą równinę i na pogrążona w ciszy drogę polną. Wszystko skute, bezradnie i milczące, jakby przygniecione niewidocznym, ale groźnym jarzmem.
Ale oto w jednym krańcu równiny rozbrzmiało huczenie północnego dzwonu; któremu na spotkanie, z przeciwległego krańca, pomknęło inne, za nim - trzecie, czwarte. Na ciemnym tle nocy wycięły się płonące iglice cerkwi i okolica nagle ożyła. Po drodze przeciągnęły się sznury wiejskiego ludu. Z przodu szli ludzie bezbarwni, zamęczeni życiem i nędzą, ludzie ze znękanymi sercami i z pochylonymi w dół głowami. Oni nieśli do świątyni swoją pokorę i swoje westchnienia; to było wszystko, co oni mogli dać zmartwychwstałemu Bogu. Za nimi, opodal, podążali w świątecznych ubraniach wiejscy bogacze, pankowie i pozostali władcy wsi. Oni wesoło gawędzili między sobą i nieśli do świątyni swoje marzenia o nadchodzącej tygodniowej radości. Ale szybko tłumy narodu utonęły w głębi drogi polnej; zamarło w powietrzu ostatnie uderzenie zapraszającego dzwonu i wszyscy znowu uroczyście zamilkli.
Głęboka tajemnica dała się odczuć w tej nagłej przerwie rozpoczętego ruchu, - jak gdyby za milczeniem, które nastąpiło, nadciągał cud, mający tchnąć życie i odrodzenie. I rzeczywiście: nie zdążył jeszcze zaczerwienić się wschód, jak upragniony cud dokonał się. Zmartwychwstał pohańbiony i ukrzyżowany Bóg! Zmartwychwstał Bóg, do którego od wieków zmartwione i schorowane serca lamentują: «Panie, pośpieszaj!»
Zmartwychwstał Bóg i przepełnił Sobą wszechświat. Szeroki step wstał Mu na spotkanie wszystkimi swoimi śniegami i zamieciami. Za stepem rozprostował się potężny las i też poczuł przybliżenie Zmartwychwstałego. Wiekowe doświadczone jadły podniosły do nieba kosmate łapy; zaskrzypiały wierzchołkami stuletnie sosny; zabrzęczały parowy i rzeki; wybiegły z nor i barłogów zwierzęta, wyleciały z gniazd ptaki; wszystko wyczuło, że z głębin idzie coś pogodne, silne, wydzielające światło i ciepło, i wszystko wołało: «Panie! To Ty?» Pan Bóg pobłogosławił ziemię i wody, zwierzęta, i ptaki i powiedział im:
- Pokój wam! Przyniosłem wam wiosnę, ciepło i światło. Ja zdejmę z rzek lodowe okowy, ubiorę step zieloną zasłoną, przepełnię las śpiewem i aromatami. Ja nasycę i napoję ptaki, i zwierzęta, i napełnię przyrodę triumfowaniem. Niech jej prawa będą dla was lekkie; niech ona dla każdej trawki, dla każdego ledwie dostrzegalnego owada nakreśli krąg, w którym oni zostaną wierni wrodzonemu powołaniu. Nie jesteście posądzani, bo wypełniacie tylko to, co wam dane od początku wieków. Człowiek prowadzi nieustanną walkę z przyrodą, przenikając w jej tajemnice i nie przewidując kresu swojej pracy. Jemu są niezbędne te tajemnice, ponieważ one kompletują nieunikniony warunek jego dobrobytu i pomyślności. Ale przyroda - samowystarczalna i w tym jest jej przewaga. Nie ma problemu, że człowiek pomału przenika w jej wnętrza - on podporządkowuje sobie tylko atomy, a przyroda trwa nadal przed nim w swojej pierwotnej niedostępności i przygniata go swoją potęgą. Pokój wam, stepy i lasy, zwierzęta i upierzone! I niech ogrzeją i ożywią was promienie Mojego zmartwychwstania!
Pobłogosławiwszy przyrodę, Zmartwychwstały zwrócił się do ludzi. Jako pierwsi wyszli Mu na spotkanie ludzie płaczący, uginający się pod jarzmem pracy i zrujnowani ubóstwem. I kiedy On powiedział im: «Pokój wam!» - To oni przepełnili powietrze szlochaniem i upadli twarzą do ziemi, milcząco prosząc o wybawienie.
I serce Zmartwychwstałego znów zachmurzyło się tym wielkim i śmiertelnym smutkiem, którym ono po brzegi przepełniło się w sadzie Getsemańskim, w oczekiwaniu na przygotowany mu kielich. Całe to męczeńskie żołnierstwo, które upadło przed nim, niosło brzemię życia dla Jego imienia; wszyscy oni jako pierwsi pochylili ucho do Jego słowa i na zawsze wyryli je w swoich sercach. Wszystek ich widział On z wysokości Golgoty, jak oni miotali się w oddali, osnuci sieciami niewolnictwa i wszystkich On pobłogosławił, dokonując Swojej drogi krzyżowej, wszystkim obiecał uwolnienie. I wszyscy oni od tamtej pory pragną go i rwą się do niego. Wszyscy z bezgraniczną wiarą wyciągają do Niego ręce: «Panie! To Ty?»
- Tak, to Ja, - powiedział On do nich. - Ja rozerwałem pęta śmierci, żeby przyjść do was, słudzy moi wierni, współmęczennicy moi drodzy! Ja zawsze i na każdym miejscu z wami i wszędzie, gdzie przelana wasza krew, - natychmiast przelana i Moja krew razem z waszą. Czystymi sercami bezgranicznie uwierzyliście we Mnie, dlatego tylko, że kazanie Moje zawiera w sobie prawdę, bez której wszechświat przedstawia sobą naczynie zguby i piekło nieprzeniknione. Miłuj Boga i miłuj bliźniego, jak samego siebie, - oto ta prawda, w całej jej jasności i prostocie i ona najbardziej dostępna jest nie teologom i dogmatykom, a właśnie wam, o prostych i przygnębionych sercach. Wy wierzycie w tę prawdę i czekacie na jej przyjście. Latem, pod promieniami gorącego słońca, za sochą, służycie jej; zimą, długimi wieczorami, przy świetle dymiącego łuczywa, przy skąpej kolacji, uczycie jej waszych dzieci.
(Jak ani krótka cicha ona sama po sobie) Nieważne jak krótka jest ona sama w sobie, ale dla was w niej zamyka się cały sens życia i nigdy nie wysychające źródło nowych i nowych pogawędek. Z tą prawdą wstajecie rano, z nią kładziecie się do snu z nadejściem nocy i ją też przynosicie na ołtarz mój w postaci łez i westchnień, które słodsze od aromatu kadzidła otwierają Moje serce. Proszę wiedzieć, że: chociaż nikt nie przewidzi naprzód, kiedy wybije jego ostatnia godzina, to ona już się zbliża. Wybije ta oczekiwana godzina i przyjdzie światło, którego nie zwycięży ciemność. I zrzucicie z siebie jarzmo smutku, biedy i trosk, które was dręczy. Potwierdzam wam to i jak niegdyś z wysokości Golgoty błogosławiłem was na wzbogacanie dusz waszych, tak i teraz błogosławię na nowe życie w królestwie światła, dobra i prawdy. Niech nie uchylą się serca wasze ku słowom przewrotnym, niech pozostaną one czyste i proste, jak dotychczas, a słowo Moje niech będzie prawdą. Pokój wam!
Zmartwychwstały poszedł dalej i spotkał na drodze Swojej innych ludzi. Tu byli i bogacze, i krwiopijcy, i okrutni władcy, i złodzieje, i zbóje, i obłudnicy, i hipokryci, i nieprawi sędziowie. Wszyscy oni szli z sercami, przepełnionymi marnościami i wesoło rozmawiali, witając nie zmartwychwstanie, a nadchodzącą świąteczną krzątaninę. Ale i oni zatrzymali się w niepokoju, poczuwszy przybliżanie się Zmartwychwstałego.
On także zatrzymał się przed nimi i powiedział:
- Wy - ludzie tego świata i duchem życia swojego kierujecie się. Bogactwo i żądza władzy - oto silniki waszych działań. Zło przepełniło całą treść waszego życia, ale tak łatwo szerzycie jarzmo zła, że ani jeden skrupuł waszego sumienia nie drgnął przed przyszłością, którą przygotowuje wam to jarzmo. Wszystko otaczające was wyobrażacie jakby było powołanym, by wam służyć. Ale nie dlatego opanowaliście wszechświat, że jesteście silni sam po sobie, a dlatego, że siła jest odziedziczona przez was od przodków. Od tamtej pory wy ze wszystkich stron chronieni i mocarze świata uważają was za wiecznych. Od tamtej pory idziecie z ogniem i mieczem naprzód; kradniecie i zabijacie, bezkarnie bluzgając zniewagę na prawa boskie i ludzkie i wywyższacie się, że od wieków odziedziczycie takie prawo. Ale mówię wam: przyjdzie czas - i nie jest on już daleko - kiedy marzenia wasze rozwieją się jak pył. Słabi także poznają swoją siłę; wy zaś uświadomicie sobie swoją marność przed tą siłą. Czy przewidzieliście kiedykolwiek ten groźny czas? Czy zawstydzało was to przewidywanie za siebie i za dzieci waszych?
Grzesznicy nic nie odpowiedzieli na to pytanie. Oni stali, ze spuszczonymi oczami jakby oczekując jeszcze gorszego. Wtedy Zmartwychwstały kontynuował:
- Ale w imię Mojego zmartwychwstania ja i przed wami otwieram drogę do wybawienia. Ta droga jest sądem waszego własnego sumienia. Ona otworzy przed wami waszą przeszłość w całej jej nagości; ona wezwie cienie zgubionych przez was i postawi ich na straży przy wezgłowiach waszych. Zgrzytanie zębów przepełni domy wasze; żony nie poznają mężów, dzieci - ojców. Ale kiedy serca wasze zaschną od boleści i tęsknoty, kiedy wasze sumienie przepełni się, jak kielich, nie mogący pomieścić przepełniającej jej goryczy - wtedy cienie zgubionych pogodzą się z wami i otworzą wam drogę do wybawienia. I nie będzie wtedy ani złodziei, ani zbójów, ani łapówkarzy, ani hipokrytów, ani nieprawych właścicieli i wszyscy jednakowo będą weselili się za ogólnym stołem w domu moim. Idźcie więc i wiedzcie, że słowo moje - prawda!
W tę samą minutę wschód zaczął się czerwienić i w rzednącym półmroku lasu ukazała się wstrętna ludzka masa, bujająca się na osice. Głowa wisielca, prawie oderwana od tułowia, zawisła w dół; wrony już wydziobały w niej oczy i wyjadły policzki. Sam tułów był miejscami obnażony z ubrania i, ziejąc gnijącymi ranami, wymachiwał na wietrze rękami. Gromada drapieżnych ptaków krążyła nad ciałem, a odważniejsze nieustraszenie kontynuowały dzieło niszczenia.
To było ciało zdrajcy, który sam dokonał sądu nad sobą.
Wszyscy czekający z przerażeniem i wstrętem odwrócili się od ukazującego się widowiska; Spojrzenie Zmartwychwstałego zapłonęło gniewem.
- O, zdrajco! - Powiedział On - myślałeś, że poprzez samobójstwo uwolniłeś się od przytłaczającej ciebie zdrady; szybko uświadomiłeś sobie swoją hańbę i pośpieszyłeś skończyć porachunki z haniebnym życiem. Przestępstwo tak wyraźnie ukazało się przed tobą, że z przerażeniem cofnąłeś się przed ogólną pogardą i wolałeś od niego duchową zgubę. «Jedno mgnienie - powiedziałeś sobie - i dusza moja pogrąży się w wiecznej ciemności, a serce przestanie być dostępne wyrzutom sumienia». Ale akurat nie tak będzie. Zejdź z drzewa, zdrajco! Niech wrócą ci wydziobane twoje oczy, niech zamkną się gnijące rany i niech wróci haniebne twoje oblicze w tym samym stanie, w jakim ono było w tę minutę, kiedy ty całowałeś Zdradzanego przez ciebie. Żyj!
Według tego słowa, przed oczyma wszystkich, zdrajca zstąpił z drzewa i upadł na ziemię przed Zmartwychwstałym, błagając Go o przywrócenie śmierci.
-Wskazałem wam drogę do wybawienia - kontynuował Zmartwychwstały - ale dla ciebie, zdrajco, ona jest zamknięta na zawsze. Ty jesteś przeklęty przez Boga i ludzi, przeklęty na wieki wieków. Nie zabiłeś przyjaciela, który otworzył przed tobą duszę, a zaskoczyłeś go znienacka i wydałeś na egzekucję i pohańbienie. Za to Ja skazuję cię na życie. Będziesz chodzić z miasta do miasta, ze wsi do wsi i nigdzie nie znajdziesz dachu, który przygarnąłby cię. Będziesz pukać do drzwi - i nikt nie otworzy ich tobie; będziesz błagać o chleb - i tobie podadzą kamień; będziesz spragniony - i tobie podadzą naczynie, przepełnione krwią wydanego przez ciebie. Będziesz płakać i łzy twoje przekształcą się w potoki płomienni, będą palić twoje policzki i okrywać je strupami. Kamienie, po których pójdziesz, będą krzyczeć!: «Zdrajca! Bądź przeklęty!» Ludzie na targowiskach rozstąpią się przed tobą i na wszystkich obliczach wyczytasz: «Zdrajca! Bądź przeklęty!» Będziesz szukać śmierci i na lądzie i na wodach - i wszędzie śmierć odwróci się od ciebie i zasyczy: «Zdrajca! Bądź przeklęty!» Mało tego: na jakiś czas los zlituje się nad tobą, zyskasz przyjaciela i wydasz go i ten przyjaciel z głębin lochów krzyknie do ciebie: «Zdrajca! Bądź przeklęty!» Otrzymasz zdolność czynić dobro, ale dobro to zatruje dusze obdarzonych przez ciebie dobrodziejstwem. «Bądź przeklęty, zdrajco! - zakrzyczą oni - bądź przeklęty i ty i wszystkie uczynki twoje!» I będziesz chodzić z wieku do wieku z nieznającym odpoczynku robakiem w sercu, ze zgubioną duszą. Żyj, przeklęty! i bądź dla nadchodzących pokoleń świadectwem tej niekończącej się egzekucji, która oczekuje zdrajców. Wstań, weź, zamiast laski, gałąź, na której spodziewałeś się znaleźć śmierć - i idź!
I ledwie ucichło w powietrzu słowo Zmartwychwstałego, jak zdrajca wstał z ziemi, wziął swoją gałąź i wkrótce kroki jego zamilkły w tej niezmierzonej, zagadkowej dali, gdzie czekało na niego wieczne życie. I chodzi on do dziś po ziemi, rozsiewając zamieszki, zdradę i niezgodę.
Michaił Jewgrafowicz Sałtykow-Szczedrin. 1886