Do strony głównej


Osipow A.I.

Miłość, małżeństwo, rodzina
Rozmowa z dorosłymi

MAŁŻEŃSTWO – SAKRAMENT BOGŁOCZŁOWIECZY

Z wykładu profesora A.I. Osipowa w 2005 roku w cerkwi Proroka Eliasza (Moskwa).

„PORA ROKOWAJA*”

„Miłość, małżeństwo i rodzina” – temat, obejmujący, można powiedzieć, sam rdzeń ziemskiej „horyzontalnej” strony życia człowieka, we współczesnych warunkach przybierający szczególną ostrość. „Horyzontalność” ta może wznosić się do pełni jedności w małżeństwie, ale może i pogrążać się w otchłanie rozwiązłości, antynaturalności i zdrad. Te wektory w ogromnym stopniu kształtowane są już w młode lata życia człowieka. Słynny rosyjski filozof końca XIX wieku Władimir Sołowiow bardzo dokładnie zauważył: „I piekło, i Ziemia, i Niebo ze szczególną uwagą obserwują człowieka w tym rokowym okresie, kiedy wprowadza się w niego Eros”. Eros – antyczny bóg miłości. Ale dlaczego czas, kiedy w człowieka „wprowadza się Eros” filozof nazywa „rokowym”?

My wszyscy jakoś pamiętamy swoje dzieciństwo, dziecięce zainteresowania, zabawy. Ale, prawdopodobnie, jeszcze jaskrawiej przeżywamy ten czas, kiedy zaczęły zmieniać się nasze relacje z rówieśnikami drugiej płci, z nieznajomymi ludźmi, otaczającym światem ludzkim, jak zmieniał się nasz pogląd na samych siebie, na swoje zachowanie, swoje ubranie itp. – kiedy weszliśmy w „rokową prę” wieku przejściowego. Jak ostro (dotkliwie) zaczęło przeżywać nasze sumienie nacisk dwóch wzajemnie wykluczających się uczuć, które pojawiły się w ukrytym życiu serca: z jednej strony – odczucie czegoś nienależytego wywołującego strach, odpychanie, wstyd, z drugiej, przeciwnie – przyciągające, tajemnicze, szukające usprawiedliwienia. Które z nich jest normalne? Chrześcijańska odpowiedź jest jednoznaczna i nie powoduje wątpliwości, i to, i drugie jest naturalne, ale każde z nich, przekroczywszy granice i stawszy się panującym, doprowadzi do zgubnych skutków w życiu. I oto dlaczego.

*Rokowoj (rokowy) – 1. z góry określony, według przesądnych wierzeń, przez los, nieunikniony, nieodwracalny 2. katastrofalny, śmiertelny 3. zawierający w sobie, niosący biedę, nieszczęście, cierpienia 4. decydujący, przesądzający o czyimś losie albo o czymś.

DLACZEGO WODA BYŁA PRZEMIENIONA W WINO?

Kiedy naturalne i prawne relacje płci osądzane są jako jakiś grzech, jak coś niegodnego i brudnego, to chrześcijaństwo zdecydowanie temu sprzeciwia się. Sam Chrystus Swoją ziemską działalność rozpoczął od cudu na ślubie w Kanie Galilejskiej, który pobłogosławił Swoją obecnością.

Człowiek, nasłuchawszy się o chrześcijańskich ascetach i po raz pierwszy zapoznający się z Ewangelią, może zdziwić się tym, jak Jezus zachował się na tym weselu – całkiem nie tak, jak można było oczekiwać tego od Ideału świętości. Przecież nie wywołuje wątpliwości reakcja tego szermierza ascety i cudotwórcy na uroczystość weselną. Wszyscy zaczną weselić się, krzyczeć: „Gorzko!”, wznosić kielichy z winem – a w kielichach zamiast wina okaże się woda; grać na instrumentach – struny urywają się; śpiewać weselne pieśni – chrypną głosy. Czyż nie tak?

Ale ku wielkiemu zdumieniu naszego czytelnika Ewangelii, tam wydarzyło się całkiem nie to. Matka Chrystusa podchodzi do Niego i mówi: „Wina u nich nie ma”. Nietrudno wyobrazić, co oznaczał niedostatek wina na weselu w tych dalekich czasach. Można o tym sądzić według naszych wiejskich wesel, kiedyś przepięknych, wesołych i otwartych dla wszystkich swoich i obcych, wędrowców i przechodniów. Na nie i zapraszać nikogo nie trzeba było: wszyscy – do stołów, wszyscy mogą jeść i pić, dla wszystkich wystarczyć powinno.

Ale ewangeliczny pan młody był, najwyraźniej, biedny, nie mógł przygotować wystarczającej ilości wina. I wyobraźcie sobie jego sytuację: wesele w pełni, a wino skończyło się! Jakie przeżycie, co za wstyd!

Jak zaś reaguje na to Ten Który powiedział: Uważajcie na siebie, aby serca wasze nie obciążyły się objedzeniem i pijaństwem, i troskami życiowymi (Łk.21,34)? Zamiast tego, aby dziękować Bogu za to, że On zbawił ludzi od ewentualnego grzechu, Chrystus nie tylko nie odmawia Matce w jej prośbie, ale przeciwnie, mówi sługom: napełnijcie naczynia wodą. I napełnili je do wierzchu. – Według żydowskiego zwyczaju przy każdym domu stały pojemne (~2,3,4 wiadra), wydrążone z grubego kamienia naczynia, do których nalewano wodę. Do dziś pokazywane są one pielgrzymom i turystom w Kanie Galilejskiej. – I Chrystus mówi im: teraz zaczerpnijcie i nieście do zarządzającego ucztą. I ponieśli. Kiedy zarządzający skosztował wody, która stała się winem, – a on nie wiedział, skąd to wino, wiedzieli tylko służący, którzy czerpali wodę, – wtedy zarządzający przywołuje pana młodego i mówi mu: każdy człowiek podaje najpierw dobre wino, a kiedy napiją się, wtedy gorsze; a ty dobre wino zachowałeś aż dotąd (J.2,7-10).

Oto, jak odreagował Chrystus na ślub! Bóg, jak się okazuje, nie tylko nie neguje naszej natury: jeść, pić, zawierać małżeństwa i innego, ale i błogosławi je, naucza modlić się: Ojcze nas, chleb nasz niezbędny do życia daj nam. Dlatego apostoł Paweł w liście do Tymoteusza z gniewem osądza widzących w małżeństwie coś sprzecznego, nieprzyjemnego Bogu: Duch przecież wyraźnie mówi, że w ostatecznych czasach niektórzy odstąpią od wiary, słuchając duchów uwodzicielskich i nauk biesowskich, przez obłudę fałszywych mówców, spalonych w sumieniu swoim, zabraniających zawierać małżeństwa (1Tm.4,1-3).

Swoją drogą, teraz są tacy „starcy”, którzy, twierdzą, że nadchodzi ostateczny czas i zakazują zawierania małżeństw, albo uważają stosunki małżeńskie dozwolone tylko dla poczęcia dzieci. Kiedyś przyszło się rozmawiać z dwiema dziewczynami, które przyjechały z Syberii i wprost ze łzami opowiadały, że duchowny zabrania im wstępować w związek małżeński i mieć dzieci, bo oto-oto koniec świata nastąpi.

Małżeństwo zawsze i wszędzie jest małżeństwem. Od samego początku istnienia człowieczego było ono błogosławione przez Boga i pozostaje takie zawsze, niezależnie od tego, jakich przekonań i wiary trzymają się zawierający je. A dla szczerze wierzących chrześcijan, zawierających małżeństwo, Cerkiew ustanowiła jeszcze i szczególny wspomagający, dobroczynny środek łaski w ich wspólnym życiu, w ich trudach i czynach – sakrament małżeństwa, koronowanie (ślub). Całe Sobory, na przykład, Gangrski Sobór (340 r.) nakładały anatemę na zniesławiających małżeństwo. A jak wspaniale, cudownie dokonywane jest zawarcie małżeństwa i nie tylko w Prawosławiu, ale i we wszystkich innych religiach, nie mających pojęcia o chrześcijaństwie! Ono zawsze i wszędzie było wydarzeniem święta i uroczystości! Prawda, jeden mój siostrzeniec, jakoś raz, westchnąwszy, powiedział: „Dopiero ożeniwszy się, dowiedziałem się czym jest prawdziwe szczęście... ale było już za późno”.

Sam Pan Jezus Chrystus zatwierdza małżeństwo jako dzieło Boże i dlatego święte i nierozerwalne: co Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela (Mt.19,6). Swiatitiel Grigorij Teolog wychwala małżeństwo: „Związani więzami małżeństwa zamieniają (zastępują) sobie nawzajem i nogi, i ręce, i słuch. Małżeństwo i małosilnego czyni podwójnie silnym, przynosi wielką radość. Wspólne troski łagodzą smutki. Wspólne radości są dla nich rozkoszniejsze. Dla jednomyślnych małżonków bogactwo jest przyjemniejsze, a ubóstwo łatwiej jest znoszone. U nich jeden napój z domowego źródła, z którego nie kosztują obcy. Tworząc jedno ciało, oni mają i jedną duszę. Małżeństwo nie oddala od Boga, ale, przeciwnie, bardziej przywiązuje do Niego”.

Dlatego nienaturalnymi, jawnie sprzecznymi z chrześcijaństwem i bluźnierczymi wydają się poglądy na życie małżeńskie jako na grzech, nieczystość czy coś nie odpowiadające człowieczej godności.

CZYM MY JESTEŚMY LEPSI OD ZWIERZĄT?

Ale zatwierdzając małżeństwo i uświęcając je, Cerkiew zdecydowanie sprzeciwia się wdrażanej (wpajanej) obecnie na zachodzie idei rozpatrywać naturalny od początku świata związek między mężczyzną i kobietą jako jedynie jedną z jego form. Cerkiew nie może przyjąć ani dzikich teorii, usprawiedliwiających „wolne” związki, ani tak zwanych małżeństw jednopłciowych, bowiem i w tym, i w drugim przypadku małżeństwo jest poniżane, wulgaryzowane, likwidowane. Tymi ideami, w zasadzie, znów i znów próbują przekonać człowieka o jego małpim pochodzeniu, przekonać, że jest zwierzęciem, jedynie z komputerem w głowie: „Jesteś małpą, nawet gorzej – przodkiem małpy! I wszystko bydlęce – jest twoje, a wszystko, co wyższe, – to fanatyzm i idealizm”. Rzeczywiście, jeśli nie ma Boga, nie ma wieczności, nie ma duszy, to co pozostaje z człowieka?! Co znaczy wtedy małżeństwo, rodzina? Współczesne zachodnie teorie tzw. „nowych” modeli rodziny jawnie odpowiadają na to pytanie: nie ma małżeństwa i rodziny, a jest albo kontrakt na wspólne życie albo współżycie różno albo jednopłciowych istot zwanych „człowiek”. Z ogromną natarczywością i porażającym ukierunkowaniem (celowością) w skali całego tak zwanego cywilizowanego człowieczeństwa wprowadzane jest ciągle ukierunkowanie do tego samego celu – przekonać człowieka, że jest on jedynie sumą instynktów i powinien prowadzić odpowiadający im styl życia. Kto wprowadza tę rozkładającą, demoralizującą człowieka ideę i w jakim celu – to już inne zagadnienie, teraz nie o tym.

Ale Cerkiew rozpatruje wszelkie pozamałżeńskie i nienaturalne związki jako zło, grzech, jako biedę, klęskę dla człowieka i człowieczego społeczeństwa w całości. Podobny też stosunek do tego rodzaju związków widzimy i w innych religiach, i we wszystkich narodach, które zachowały wiarę w Boga. Jeszcze przed narodzeniem Chrystusa w Biblii znajdujemy nakaz kamieniowania kobiet, które zgrzeszyły; w muzułmaństwie i u wielu narodów innych wiar – ta straszna kara zachowuje się do tej pory. Jedne narody na mocy Boskiego Objawienie, inne intuicyjnie czuły, że człowiek – to nie zwierzę! Kiedyś przeczytałem, że w Arabii Saudyjskiej kobietę, przyłapaną na zdradzie, zakopano po szyję do ziemi i pobito kamieniami. Strach nawet wyobrazić sobie taki obraz.

Ale dlaczego wszystkie narody tak bardzo troszczyły się o tej stronie moralności – czy nie wszystko jedno jak się żyje? Powód jest zrozumiały – oni dobrze widzieli, że przez to niszczone jest najcenniejsze i jednocześnie najwrażliwsze w naturze człowieka – jego całościowość, jednolitość (czystość, cnotliwość), piękno duszy człowieczej, jednolitość rodziny i, w ten sposób, burzone są podstawowe fundamenty, filary całego życia społecznego. Dlatego tak surowe kary stosowano zwłaszcza wobec kobiety, bo ona według samej swojej natury w pierwszej kolejności jest strażniczką (albo burzycielką) moralności, stabilności ogólnonarodowej moralności. Kobiety doskonale to rozumieją. Dlatego zachodni demonizm i rozbiera (ogałaca) teraz wszędzie kobiety, szydząc nad nimi i nad wszystkim świętym, co jest w człowieku.

Opowiadał mi pewien duchowny, jak on pewnego razu, jeszcze przed rewolucją, zatrzymał się w hotelu, który bardzo zapamiętał. Tam w dużej hali na przeciwległych ścianach były namalowane dwa ciekawe obrazy. Na jednym – przepiękna zalana słońcem, cała w kwiatach łąka, na której w korowodzie tańczyły świątecznie ubrane dziewczęta i chłopcy z płonącymi pochodniami w rękach. Obraz był tak radosny, że trudno było oderwać od niego wzrok. Z drugiej strony obraz przedstawiał sobą całkowitą przeciwność – słońca nie ma, jakiś mrok, walają się pogaszone pochodnie, kwiaty rozdeptane, i na ziemi jak węże przeplatają się ciała. Wszystko było jasne bez słów.

JAK STAJĄ SIĘ ŁAMIĄCYMI PRZYSIĘGI

Małżeństwo to całościowa (nie dająca się sprowadzić do sumy części), duchowo-cielesna jedność i wierność we wzajemnej miłości małżonków na wieki, utwierdzana przez nich przysięgą nie tylko przed ludźmi, ale przez wierzących i przed Bogiem. Dlatego nakłada ono pełną wzajemną odpowiedzialność członków rodziny we wszystkich aspektach życia. I, mimo tego, małżeństwa rozpadają się. Jakie są tego przyczyny? Jest ich wiele, ale główna, leżąca u podstaw ich wszystkich – to egoizm, dążenie do życia według bezdusznej zasady: „Aby tylko dla mnie było dobrze”. Taka wewnętrzna postawa zabija w człowieku najcenniejsze – życzliwość, współczucie, miłość do innego i nie pozostawia w duszy nic świętego. Żyjący tylko dla siebie nieuchronnie przekształca się w skończonego egoistę, który, w ostatecznym rozrachunku, nikogo nie pożałuje. Nikt mu nie jest drogi, i gdy staje on przed wyborem: bliska osoba czy własna przyjemność, on zdradzi i żonę, i przyjaciela, i dzieci… Taki już przed ślubem jest niewierny. Chroń nas Boże przed zdrajcami!

Ale jak obecnie „wychowują” dorastające pokolenie? Środki masowej informacji, wolne od społecznego osądu i kontroli, otwarcie i nieprzerwanie propagują zwierzęce wszechpozwolenie i odpowiednią do tego „miłość”. Wszędzie panuje jedna myśl: bierz od życia wszystko, żyj dla rozkoszy. W szkołach prezentowana jest tak zwana waleologia (nauka o zdrowiu człowieka), na „specjalnych kółkach” – płciowe „wychowanie”. Rezultat takiego „wychowania” jest oczywisty. Oni nie znają i nie rozumieją takiej prostej rzeczy, że prawdziwa miłość to gotowość do poświęcenia się, ofiarności, samoograniczenia, wzajemnego wsparcia we wszystkich aspektach wspólnego życia: bytowym, moralnym, duchowym. Ale jeśli on i ona już od młodości uczą się żyć, szukając tylko przyjemności, to wstępując w związek małżeński, oni okazują się nie po prostu do niego nieprzygotowanymi, ale, ponadto, psychologicznie gotowi do zdrady. Właśnie takie „wychowanie”, któremu daleko nie każdy jest w stanie wewnętrznie się przeciwstawić, jest jedną z najważniejszych przyczyn kolosalnej liczby dzisiejszych rozwodów, ściślej, jawnych zdrad.

Ale co bywa ze zdrajcą na wojnie? Wiemy. I w małżeńskiej zdradzie następuje coś podobnego do kary śmierci. Zdrajca (zdrajczyni) traci zdolność kochania, staje się zniszczonym, opustoszałym, przewrotnym graczem, marnującym życie i, w końcu, nikomu niepotrzebnym. A i nowa „miłość”, z reguły, przemienia się w nowe rozczarowania, cierpienia jak wewnętrzne, tak i zewnętrzne.

Zwróćcie uwagę, kiedy mowa jest o zabójstwie, to mówią – „to straszne”, o rozboju – „co za hańba, bezeceństwo”! A o zdradzie, cudzołóstwie – „nic strasznego, przecież spotykają się z miłości”. Tak rozumują głupcy, krótkowzroczni ludzie, nic nie widzący dalej od swego nosa. Zapomnieli mądre rosyjskie przysłowie: „Poszedł dzban po wodę chodzić, tam mu i głowę złamali”. Nie można bezkarnie demoralizować siebie i innych – gorzki koniec będzie.

Znając, choćby częściowo, niektóre prawa fizyczne, my, niestety, o duchowych często nawet i nie myślimy. A one są jeszcze bardziej czynne, efektywniejsze, skuteczniejsze i ważniejsze, niż fizyczne, bowiem ich naruszenie kaleczy (psuje) to, co większe jest od ciała – samą duszę człowieka. Znając prawo grawitacji, my nie powiemy: „Pomyślisz, czyż nie wszystko jedno, zejść z piątego piętra po schodach czy wyskoczyć przez okno? Wyskoczyć jest nawet ciekawiej. Szybować w powietrzu – przecież to wspaniałe! Czyż nie prawda?” – Ale wystrzegajmy się takiej „wspaniałości”! To właśnie w jej okrutne objęcia trafia ten, kto wyskakuje z moralnej wysokości. I to jest jedno z niewzruszonych praw duchowych.

Priepodobny Mark Asceta (VI wiek) pisał: „Kto nasycił się cielesnymi rozkoszami ponad miarę, wynagrodzi przesycenie stokrotnym cierpieniem” jeszcze tu, w tym życiu. Podobnie też twierdzi znany całemu światu filozof I. Kant: „W rzeczywistości my odkrywamy, że im bardziej oświecony rozum oddaje się myśli o rozkoszowaniu się życiem i szczęściem, tym dalej jest człowiek od prawdziwego zadowolenia”. Wypełnienie się tego prawa spotykamy na każdym kroku.

Jedna sprawa – małżeństwo, założenie rodziny, kiedy on i ona biorą na siebie odpowiedzialność, obowiązki, wychowują dzieci, kiedy moralna godność i moralny obowiązek są zakonem, prawem ich życia. Druga – wprost przeciwstawna, przeciwnaturalna – współżycie dla przyjemności, czasowe, „na razie”. W drugim przypadku traci się, zanika najcenniejsze w ziemskim życiu człowieka – miłość i rodzina. Życie przewraca się w przelotną igraszkę, w jakieś puste, bezsensowne spędzanie czasu, rozrywkę, za które kara jest nieunikniona. „Wolna miłość” gubi, niszczy człowieka od środka.

Kto zmysłami w niemoralnych rozkoszach
W młodości przyzwyczaił się tonąć,
Ten, zmężniawszy, jest ponury i krwi żądny,
I umysł jego przedwcześnie ciemnieje.

Taka jest diagnoza Puszkina

CEŁOMUDRIJE* albo „POROZWRACANIE” DUSZY

Chrześcijaństwo, jak i wszystkie religie, zachowujące ideę świętości, zdecydowanie występują przeciwko tzw. wolności seksualnej. Istnieje wspaniałe rosyjskie słowo – „cełomudrije”, które teraz ideolodzy „wolności” próbują zbezcześcić (diabeł zawsze nienawidzi wszystkiego co święte). Pojęcie „cełomudrije” dokładnie, trafnie wyraża duchową i moralną godność człowieka. Ono – nie po prostu dziewictwo ciała, ono – całościowość, niepodzielność człowieka w jego stosunku do obowiązku moralnego, godności, prawa, rodziny (kiedy wewnętrznie nie jest dopuszczalna zdrada), do ludzi itd. Cełomudrije może i powinno być nie tylko przed zawarciem małżeństwa, ale i w życiu rodzinnym, połączonym z rodzeniem i wychowywaniem dzieci. Ono, najprościej mówiąc – moralna czystość myśli, uczuć, pragnień, działań, czystość całego życia. Cełomudrije jest włożone w samą naturę człowieka, ono urzekającym pięknem przejawia się w kobiecie, zwłaszcza wysoki stopień osiąga ono przy prawidłowym duchowym życiu na podstawie prawosławnej wiary u ascetów. Cełomudrije nie jest niszczone przez małżeństwo, przeciwstawia się mu zrujnowanie, razwrat**.

A wiecie skąd pochodzi samo słowo „razwrat”? Dobrze wiedzą o tym medycy, chirurdzy. Oni mogą opowiedzieć, jak ciężko jest patrzeć na porozwracane, rozszarpane po jakiejś katastrofie ciało człowieka. A i czy my nie odwracamy oczu, kiedy widzimy coś podobnego? Razwrat (demoralizacja) – jest tym samym „porozwracaniem”, tylko nie ciała – a duszy. Jest to nic innego, jak bezwstydnie wystawione na zewnątrz niskie instynkty, pożądliwości ciała, wywrócenie ciemnej strony duszy na lewą stronę, kiedy naturalnie właściwa człowiekowi wstydliwość i sumienność jest podeptana przez cynizm i bezsumienność, bezwstydność. Bezwstydność – to wierny wskaźnik zepsucia, rozkładu człowieka, wskaźnik, że doszedł on do tego dna, gdzie gromadzi się wszelki brud. O tym ciekawy materiał jest u o. Pawła Florenskiego w książce „Filar i podpora prawdy”.

Jak to wszystko może pojawić się w człowieku? Wszystko zaczyna się od małego – tego, z czym człowiek może jeszcze w sobie poradzić: spojrzeń, poglądów, myśli, marzeń, frywolnych żartów, swobody w kontaktach… Bo potem powstrzymać się mu będzie bardzo i to bardzo trudno. Dlatego Chrystus powiedział: Wierny w małym i w wielkim jest wierny, a niewierny w małym niewierny jest i w wielkim (Łk.16,10). Dzieje się to, oczywiście, nie od razu.

*Cełomudrije – cnotliwość, powściągliwość, rozwaga, rozsądek, niewinność, wstrzemięźliwość, czystość; zrost dwóch słów ceło – całkowity i mudrije – mądrość czyli całkowita mądrość.

**Razwrat – porozwracanie, demoralizacja, rozpusta, wyuzdanie, bezwstyd, nierząd, rozwiązłość, zepsucie.

OBY NIE ROZCHLAPAĆ CZASZY MIŁOŚCI

Każdemu człowiekowi z samej natury dawana jest pełna czasza drogocennego napoju – miłości. Wszyscy, zwłaszcza młodzi, przeżywają ją. Ale nie zawsze wiedzą, jak kruche jest to wypełnione tajemniczym pięknem naczynie, i jak ważnym jest zachowanie go w nienaruszonym stanie do ślubu, przygotowawszy siebie do tej świętej godziny w swoim życiu. Nie daj Boże przez nieostrożne zachowanie rozbić to naczynie duszy i rozlać jego nektar! Wyobraźcie sobie, oto piękny złoty pierścień. Ale rozetrzyjcie go na pył i rozsypcie. Gdzie on? Nie ma go. A kiedyś był taki wspaniały pierścień!

Tak i czasza miłości. Można rozpryskać ją kropla po kropli i zostać z niczym, pustym i nikomu niepotrzebnym. Tak bywa z tymi, którzy spędzają swoją młodość w miłosnych grach, poszukiwaniu romansów, przypadkowych spotkaniach intymnych. Przeciwnie, w prawym małżeństwie łączą się dwie czaszy i wtedy, jakie dobro przeżywają małżonkowie, jakie szczęście oni otrzymują, ile radości wypijają. I Błogosławiony, szczęśliwy jest ten, kto potrafi zachować swoją czaszę miłości w całości! Dlatego apostoł pisze: Małżeństwo u wszystkich niech będzie czcigodne i łoże nieskalane; rozpustników zaś i cudzołożników sądzi Bóg (Hbr.13,4).

Ale znów nie mogę nie zwrócić się do naszej rzeczywistości. Jaki obraz życia przedstawiany jest teraz przez większość programów telewizyjnych, co dzieje się na stronicach czasopism i gazet, co czyni się w reklamie! Z jaką siłą, dosłownie burzą zwala na ludzi jakiś jadowity, cyniczny, złośliwy wąż swoją szatańską wolność od sumienia, od dobra, od wstydu, od godności Człowieka! Nie mając sił przeciwstawić się Bogu, on wylewa swoją złość na stworzoną przez Boga naturę człowieka, celowo burząc w ludzkim społeczeństwie ideał rodziny, niszcząc to naturalne, normalne, co ożywia człowieka, raduje, dale mu szczęście w tym życiu.

Przytoczę kilka informacji z prasy.

„17.04.2008 Rada Europy zatwierdziła „prawo kobiety w pełniej mierze rozporządzać swoim ciałem” i ogłosiła konieczność stworzenia w krajach-członkach prawodawczych mechanizmów, sanitarnych, medycznych i psychologicznych warunków dla skutecznej realizacji prawa kobiet do „bezpiecznej aborcji”. Dokument przewiduje wprowadzenie obowiązkowego seksualnego wychowania w szkołach i innych placówkach oświatowych, „aby uniknąć niechcianych ciąż”. Również proponuje się zwiększenie środków budżetowych na produkcję i reklamę środków antykoncepcyjnych”.

„Instytucja małżeństwa i rodziny w Europie stoi na progu ideologicznego kryzysu. Niedawno najbardziej czarująca postać w niemieckiej polityce Gabriele Pauli zaproponowała wprowadzić prawo, zgodnie z którym każe zawarte małżeństwo byłoby uważane za oficjalne nie dłużej niż siedem lat. A tymczasem liczba corocznie zawieranych małżeństw w Unii Europejskiej stale spada. W okresie lat od 1980 do 2000 liczba urodzonych pozamałżeńskich dzieci w Norwegii wzrosła z 14,5 do 50 % całkowitej liczny urodzeń. W Wielkiej Brytanii ten wskaźnik w tym samym okresie podskoczył z 11,5 do 39,5 %”.

„W Holandii prostytucja została zalegalizowana w 2000 roku i teraz z prawnego punktu widzenia jest takim zawodem, jak wszystkie inne. Prostytutki płacą podatki i mogą być członkami związku zawodowego, chroniącego ich prawa”.

„21.06.2007 Najwyższy Sąd Izraelski zezwolił na zorganizowanie gejowskiej parady w Jerozolimie”.

Mimowolnie pojawia się pytanie: poco i komu potrzebne jest propagandować, wdrażać w życie cały ten brud i obrzydliwość? Czyż nie ma w człowieku nic dobrego, czystego, czyż mało piękna w naturze, w historii, w ludzkim życiu? I zamiast tego pokazują (demonstrują) wszystko najbardziej podłe, obrzydliwe, najbardziej razwratne, najbardziej nienawidzące człowieka, ludobójcze. Nie na darmo pewien amerykański dziennikarz napisał: „Kiedy włączacie telewizor, automatycznie wyłączacie w sobie proces stawania się Człowiekiem”. I przytacza taką statystykę: do wieku osiemnastu lat człowiek zdobywa mądrość, ma siły zobaczyć na ekranie przykładowo 150 tysięcy przestępstw, z których około 25 tysięcy – zabójstwa. Takie „wychowanie” człowieka z wielkiej litery! Jaka więc miłość zostanie w czaszy jego serca po takim „wychowaniu”?!

PRAWO REZONANSU

Istnieje określona prawidłowość psychologiczna, którą można nazwać prawem rezonansu. To prawo polega na tym, że ani jedno wrażenia świata zewnętrznego czy wewnętrznych przeżyć nie znika z naszej duszy, ponieważ człowiek – to „komputer” z nieskończoną pamięcią, w której w podświadomości zachowywane jest absolutnie wszystko. I nie tylko zachowywane, ale i wywołuje odpowiedni rezonans w duszy, wpływając na jego psychologiczny, zachowawczy i moralny stan. Tak więc wszystko, co zobaczyliśmy, usłyszeliśmy, odczuliśmy, przeżyliśmy, o czym pomyśleliśmy itd., obowiązkowo, chcemy tego czy nie chcemy, niewidzialnie, a czasem i widzialnie wywołuje wpływ na naszą duszę, nasz nastrój, nasze decyzje. I to działanie będzie tym większe, im silniejsze wrażenie, im głębiej „pogrążyliśmy się” w odpowiedni „obraz” swoimi zmysłami i uczuciami, pragnieniami, z czym większą świadomością i namiętnością czyniliśmy to czy inne działanie. Psychologowie twierdzą, że w człowieku istnieje do 10 poziomów podświadomości, które znajdują się na różnych głębokościach i mogą według nieznanych nam praw nieoczekiwanie pojawiać się w świadomości, przypominać się, wywołując odpowiednie działanie na duszę.

Więc, oto przykłady. Jedziecie szosą, otwierają się piękne widoki przyrody, tak i chce się zatrzymać się i nacieszyć się ich widokiem. Ale, przejeżdżając dalej, widzicie nagle straszną katastrofę samochodową. Teraz porównajcie, jakie ślady pozostaną w duszy po obserwacji i przeżyciu tego i drugiego. Albo, wyobraźcie sobie, że zapraszają na jakieś obfite przyjęcie. W domu wszystko błyszczy luksusem i obfitością. Ale nagle widzicie dziwny obraz: goście przychodzą, i nieoczekiwanie pod różnymi pretekstami zaczynają żegnać się z gospodarzami i wychodzą. Co się stało? Okazało się, że gdzieś w podłodze była szczelina, z której ciągnęło trupim zapachem …rozkładającego się szczura. Jakie tu jedzenia.

Te wrażenia mają zewnętrzny charakter i nie są związane z naszym dobrowolnym udziałem. Dużo poważniejsze jest to, co robimy sami, w czym uczestniczy nasza wola, serce, umysł, nasza moralna świadomość, nasze oczy. Myślicie, popatrzyłem i zapomniałem? Mylicie się. Wszystko w nas zostaje, i nie po porostu zostaje, ale i daje o sobie znać, i to jak czasami! I wielka szkoda, że mało kto o tym myśli. Wpuszczając w siebie obrzydliwe, złe, przewrotne myśli i uczucia, okrutnie karzemy sami siebie.

Istnieje wiele przypadków, kiedy zakorzeniali przestępcy od nieoczekiwanego przebudzenia w nich obrazu poprzednich przestępstw i strasznych mąk sumienia popadają w stan najcięższej depresji. Wielu w tym stanie kończyło samobójstwem.

Ludzka podświadomość – jest właśnie tym „podziemiem”, które my możemy wypełnić, wybaczcie, „zdechłymi szczurami”, zatruwającymi swoim smrodem naszą duszę, albo, przeciwnie, aromatycznymi kwiatami. A jakich stanów może doświadczać człowiek, wypełniony wszelką obrzydliwością, dobrze wiedzą kapłani, przyjmujący spowiedź. Między nimi toczy się przykładowo taki dialog. On: „Ojcze, nie mogę już!” Kapłan: „Co się stało? Ciężki grzech popełniłeś?” – „Nie, żyję normalnie”. – „W rodzinie niezgoda?” – „Co wy, i żona, i dzieci odnoszą się bardzo dobrze!” – „A jak w pracy?” – „Tam mnie cenią”. – „Więc co z tobą?” – „Nie wiem. Źle się czuję”. – „Musisz uważnie rozpatrzyć swoje przeszłe życie, przypomnieć swoje namiętności, niegodziwe postępki i z całej duszy pokajać się”. – „Dziękuję, ja przemyślę”.

Całkowicie oczywista przyczyna podobnych niewytłumaczalnych cierpień duszy, niedających człowiekowi spokoju: zbyt dużo „zdechłych szczurów” włożył on do swojej duszy, i oto zatruwają one świadomość jego duszy. Z tej przyczyny pojawiają się niepojęte, na pierwszy rzut oka, pijaństwa, hulanki, narkomania, dzieją się bezprzyczynowe rodzinne kłótnie, dochodzące do rozwodów, bezsensowne przestępstwa, samobójstwa. Jak niebezpiecznym jest wypełniać swoją duszę nieuczciwością, niesumiennością, wulgarnością, nierozważnością!

Nie na darmo rzymscy patrycjusze, kiedy spodziewali się dziecka, najskrupulatniej (najstaranniej) chronili swoje żony przed nieładnymi osobistościami, brzydkimi obrazami, strasznymi scenami, wrażeniami, zaburzeniami i, przeciwnie, starali się stworzyć maksymalnie spokojną, pełną radości życia zewnętrzną i wewnętrzną atmosferę ich życia. Doświadczenie pokazuje, że wszystkie niekorzystne wrażenia zewnętrzne, zaburzenia duszy, życiowe nieprzyjemności, tak zwane sceny rodzinne, tym bardziej moralne wstrząsy w najbardziej zgubny sposób odbijają się na przyszłym dziecku. Okazuje się, bardzo wielkie znaczenia ma, charakter życia człowieka nie tylko dla niego samego i otaczających go, ale i dla jego potomków. Nie można zapominać o rodowym grzechu i rodowej cnotliwości.

Jakże wielkim więc błogosławieństwem i dobrem jest to, że jest chrześcijaństwo, jest pokajanie, jest sakrament Spowiedzi. Jak pocieszającym jest, że można oczyścić sumienie, zrzucić jarzmo ze swojej duszy, uwolnić ją od nieczystości grzechów, otrzymać pokój. Bo wszystko to ma kolosalne znaczenie dla szczęśliwego małżeństwa, szczęśliwych dzieci. Rozumieli to, jak widzimy, nawet rzymscy poganie, czczący nieznanych bogów – czy nam, chrześcijanom, nie przestrzegać tego prawa?!

Tylko to małżeństwo i może być trwałe, pełne miłości, które zawiera się czysto, z nierozchlapaną czaszą miłości albo z najszczerszym pokajaniem o popełnionych upadkach. Wtedy prawdziwie oni będą już nie dwoje, ale jedno ciało (Mt.19,6), którego nikt i nic nie rozdzieli.

TEOLOGIA RODZINY

Z tego, czym zajmuje się teologia jako nauka, chrześcijanie muszą znać całkiem niewiele. Wiadomo, że wielu zbawiało się, osiągało nawet szczyty świętości, nie znając żadnych nauk teologicznych. Oni po prostu wierzyli, że jedyny Bóg to Święta Trójca, że Chrystus – to Bogoczłowiek, zbawiający nas Swoim Krzyżem i Zmartwychwstaniem, że On stworzył Cerkiew, w której daruje nam Swoje Tajemnice (Sakramenty), że konieczne jest życie według Ewangelii, konieczne pokajanie, bo bez pokory i miłości Sam Bóg nie może zbawić człowieka – oto niezbędna i wystarczająca wiedza teologicznych prawd dla człowieka. Jakie praktyczne wnioski z tego wynikają?

Pierwotne rdzenne patrystyczne pojmowanie teologii i jej przeznaczenia wynika z celu chrześcijańskiego życia człowieka, i dlatego sens teologii widzi w nauce i praktycznym poznaniu tylko tego, co prowadzi człowieka do osobistego duchowego zjednoczenia z Bogiem. Teologia, w ten sposób, w patrystycznym jej rozumieniu – to teoretyczna i praktyczna nauka o duchowym życiu człowieka, która odkrywa mu, z jednej strony, głębię uszkodzenia człowieczej natury, osobistą grzeszność i niezdolność bez pomocy Bożej stać się nowym człowiekiem, z drugiej – poznanie wielkości miłości Bożej, oczyszczającej każdego szczerze kajającego się ze wszystkich nieczystości jego duszy. To dwustronne doświadczalne poznanie zradza w duszy najważniejsze dla człowieka – pokorę, która tylko czyni duszę zdolną do przyjęcia uzdrawiającej i uświęcającej łaski Bożej. Priepodobny Ioann Klimak dlatego pisał: „Doskonałość czystości jest początkiem teologii”.

Ale jakie wzajemne powiązania mają ta teologia i rodzina?

Uczyń dom twój cerkwią: ty, przecież odpowiadasz za zbawienie dzieci i domowników”, – mówi swiatitiel Ioann Złotousty. Rodzina chrześcijańska, okazuje się, jest małą, domową cerkwią, której głównym zadaniem jest stworzenie u siebie takiej atmosfery, która najbardziej sprzyjałaby zdobyciu przez każdego członka rodziny zbawiennych fundamentów, filarów życia. W takiej rodzinie odkrywa się w całej mocy znaczenie czynnej, praktycznej teologii, nauczającej człowieka żyć według Chrystusa – w pokoju i miłości.

Wielu myli naturalną miłość, właściwą każdemu człowiekowi z natury, z miłością chrześcijańską. Naturalna miłość pojawia się łatwo, sama z siebie, ale też szybko i znika – często po pierwszym dotknięci cudzego egoizmu (swego, naturalnie, nie widzimy). Chrześcijańska miłość, przeciwnie, zdobywana jest wysiłkiem i dlatego bywa twarda, niezachwiana. Ale jak się ją zdobywa?

Jeśli krótko powiedzieć – w przymuszeniu siebie do życia według Ewangelii, w walce ze swoim starym człowiekiem (Kol.3,9). W rodzinie, chcącej żyć po chrześcijańsku, osiągane to jest przy przestrzeganiu, przede wszystkim, niezauważalnego na pierwszy rzut oka, ale bardzo ważnego według swego znaczenia w realnym życiu warunku: Wierny w małym i w wielkim jest wierny, a niewierny w małym niewierny jest i w wielkim (Łk.16,10). Przez wierność w małym rozumie się tę niewielką dobroć, którą my jeszcze zdolni jesteśmy uczynić, o czym powiedział Pan: we wszystkim, jak chcecie, żeby z wami ludzie postępowali, tak postępujcie i wy z nimi (Mt.7,12). W danym przypadku rozumie się proste i oczywiste prawdy: wyrozumiałość wobec wad drugiego, cierpliwość, jeśli w danym momencie nie ma możliwości osiągnięcia wzajemnego zrozumienia, przymuszenie siebie do różnych spraw bez gniewu i pretensji, zachowanie w każdym razie, życzliwości. Ta wierność w małym stopniowo wykorzenia egoizm, wzmacnia ducha i, w ten sposób, wychowuje w członkach rodziny chrześcijańską pokorę – tę główną cechę, która tylko może być pewnym, zaufanym źródłem prawdziwej miłości – fundamentu ludzkiego bytu. Bez pokory chrześcijańska miłość nie jest możliwa. A gdzie nie ma miłości, tam nie ma rzeczywistości, nie ma prawdy, nie ma szczęścia, i będzie panować jedynie ukryty egoizm! Właśnie według miary świadomego, mężnego (a nie niewolniczego) poniżenia siebie w imię zachowania pokoju, Bóg niewidzialnie, ale odczuwalnie daje i miłość w rodzinie. Tylko wiernemu w małym i odpowiednio spokorniałemu powie Pan: dobrze, dobry i wierny sługo! w małym byłeś wierny, nad wielkim ciebie postawię; wejdź w radość pana twego (Mt.25,21). Taka jest główna zasada teologii rodziny i podstawowe prawo jej ziemskiego dobrobytu.

Wielką pomoc na tej drodze może okazać czytanie pożytecznej duchowej literatury. Są to wyjaśnienia Pisma Świętego, przyjęte przez naszą Cerkiew, „Żywoty świętych”, dzieła świętych Ojców i ascetów. Szczególnie chciałbym podkreślić „Pożyteczne dla duszy pouczenia” abby Dorofieja, wspaniałe dzieła i listy swiatitiela Ignatija (Brianczaninowa), „Listy Wałaamskiego starca” schiihumena Ioanna (Aleksiejewa), „Jak żyć dzisiaj” ihumena Nikona (Worobjowa), żywot i listy ihumeni Arsienii (Siebriakowej). To – skarby dla tych wszystkich, którzy chcą znać prawa duchowego życia, uniknąć jego podróbki, którzy dążą, aby ich rodzina stała się rzeczywiście domową cerkwią Bożą.

Ważnym jest zrozumieć, że małżeństwo nie zdarza się, a dokonuje się. On urzeczywistnia się dzięki mocy dwustronnego (synergicznego) udziału Boga i człowieka. Miłość Boża przy tym zawsze działa w pełnej zgodności z duchowym stanem człowieka. Dlatego małżeństwo – tajemnica Bogoczłowiecza.

A.I. Osipow, profesor MDA

O ŻYCIU NIENARODZONYM

W „Podstawach społecznej koncepcji Ruskiej Prawosławnej Cerkwi” znaczące miejsce poświęca się problemom bioetyki. Powód jest oczywisty – z rozwojem technologii biomedycznych nauka coraz głębiej przenika w naturę człowieka i czasami próbuje nie tylko ją badać, aby pomóc w wyleczeniu chorób, ale coraz uporczywiej podejmuje i próby jej zmiany. Stąd pojawia się mnóstwo problemów. Jedne z nich są dość stare, inne – całkiem współczesne i wymagają szczególnej uwagi i oceny.

SKRAJNY PUNKT UPADKU MORALNEGO

Jeden z takich problemów – zniszczenie poczętego życia (aborcja, środki antykoncepcyjne poronne). Odpowiedź na ten problem jest od dawna znana: Cerkiew od samego początku swego istnienia i do czasów dzisiejszych uważa aborcję za ciężki grzech. Przyczyna takiego osądzenia jest jasna: poczęte życie, najmniejszy embrion – to człowiek. Po połączeniu komórkowych jąder matczynej i ojcowskiej komórek rozpoczyna się życie nowego unikalnego człowieka. Już w tym momencie są przesądzone (określone z góry) wszystkie jego cechy, które będą w pełni uformowane w pierwszych tygodniach rozwoju. Dlatego aborcja i jest porównywana, równoznaczna z morderstwem.

Niestety, aborcje dokonywane są od najdawniejszych czasów. Ale jeśli wcześniej jakiekolwiek działania przerywające ciążę uważano za grzech i przestępstwo, to w 20-m wieku we wszystkich tak zwanych cywilizowanych krajach aborcje zostały zalegalizowane. O czym to mówi? Ponad sto lat temu włoski prawnik Rafael Ballestrini pisał: „Najpewniejszym dowodem tego, że jakiś naród doszedł do skrajnego punktu swego moralnego upadku, będą te czasy, kiedy aborcja będzie uważana za sprawę powszechną i absolutnie akceptowalną”.

DROGA CENA ABORCJI

Tymczasem ostatnie osiągnięcia nauk medycznych mówią o bardzo smutnych konsekwencjach aborcji, konieczności wybawienia się od tego zła i coraz bardziej potwierdzają słuszność potępienia ich przez Cerkiew. Współczesne medyczne, psychologiczne i społeczne badania ujawniają ciężkie konsekwencje aborcji. Wnioski są bardzo poważne. W wyniku aborcji 6,5 miliona rosyjskich kobiet stało się bezpłodnymi. Miliony kobiet cierpi na ciężkie choroby zapalne w tym i przewlekłe. Ale ciężkie są nie tylko cielesne, ale i psychiczne skutki. W książce lekarza-psychiatry W. Pułtawskiej „Wpływ przerywania ciąży na psychikę kobiety” (M. 2002) mówi się, że aborcja – to poważny dla kobiety uraz psychologiczny, która zradza wysokie prawdopodobieństwo zaburzeń psychicznych. Spowodowane są one poczuciem winy, którą obserwuje się, praktycznie, u wszystkich kobiet.

Podaje się, w szczególności, że kobiety, dokonujące aborcji, 5 razy skłonniejsze są do narkotyków, niż nie przerywające ciąży, wśród nich 6 razy więcej samobójstw. „W raporcie Ekblada ze Szwecji podaje się, że wśród 479 kobiet, które dokonały aborcji, które autorka zbadała w 1949 i 1950 r., 58% stało się psychicznie upośledzonymi”. Zgromadzenie Światowej Organizacji Zdrowia 1970 roku, potwierdziwszy uchwałę Deklaracji Genewskiej 1948 r.: „Będę bezwarunkowo szanować życie drugiego człowieka od chwili poczęcia”, tym samym jeszcze raz przypomniało, że szanując czyjeś życie (płodu), kobieta przede wszystkim ratuje swoje życie od wszelkich możliwych ciężkich konsekwencji.

Bardzo wiele kobiet, które zaszły w ciążę przed ślubem i pod naciskiem mężczyzn przerwały ciążę, nie zawarły z nimi małżeństwa, ale, przeciwnie, całkowicie zerwały z nimi wszelkie kontakty. Setki kobiet przyznaje się, że nie mogą kochać, inne znienawidziły mężczyzn, z powodu których popełniły aborcję. Wiele zaś par małżeńskich, które „uwolniły się” od swego nienarodzonego dziecka, rozwodzi się z powodu pojawiających się poważnych nieporozumień. Według ogólnych obserwacji, kobiety, które popełniły aborcję, z reguły, tracą swoją miękkość, kobiecość, stają się bardziej nerwowymi, napiętymi psychicznie, nadwrażliwymi. Nawet jeśli aborcja dokonywana jest za obopólną zgodą, mężczyzna i kobieta w większości przypadków stają się konfliktową parą, i konfliktowość ta najczęściej kończy się rozwodem.

Charakterystyczne są także dane statystyczne, dotyczące aborcyjnej antykoncepcji (w wyniku której już poczęte życie jest niszczone). Tak, kobiety, stosujące takie środki antykoncepcyjne, 7 razy częściej popełniają aborcje, niż te, które ich nie stosują. Ciekawe, że w krajach, legalizujących aborcje, liczba tajnych (podziemnych) pozbyć się dzieci, przed ich narodzeniem, nie maleje. I można zrozumieć, z jakich powodów kobiety starają się to ukryć.

A oto z szacunkiem dla Anglii trzeba powiedzieć, że tam 55% lekarzy odmówiło pracy w ośrodkach aborcyjnych. Tego, niestety, nie powiesz o Związku Radzieckim, który był pierwszym krajem na świecie, legalizującym aborcje. W ten sposób zostało zadane uderzenie przeciwko Rosji, najpotężniejszemu w stosunkach religijnych i moralnych prawosławnemu krajowi. Teraz to z nie mniejszą siłą dokonuje się w skali globalnej. Oto przykład. 17.04.2008r. Rada Europy potwierdziła „prawo kobiety w pełnej mierze rozporządzać swoim ciałem” i ogłosiła konieczność stworzenia w członkowskich krajach prawodawczych mechanizmów, sanitarnych, medycznych i psychologicznych warunków dla skutecznych realizacji prawa kobiet do „bezpiecznej aborcji”. Dokumentem przewidziano wprowadzenie obowiązkowego seksualnego wychowania w szkołach i innych placówkach oświatowych, „aby uniknąć niechcianych ciąż”. Również europejskim krajom zaproponowano zwiększenie środków budżetowych na produkcję i reklamę środków antykoncepcyjnych. Wszystko to uporczywie, usilnie jest wdrażane.

Niestety, Rosja zajmuje jedno z pierwszych miejsc na świecie w realizacji tych ustanowień. „W 2007 roku w Rosji przy pomocy aborcji, według danych dyrektora departamentu problemów rodziny, macierzyństwa i dzieciństwa (Minzdrawsocrazwitija) Olgi Szarapowej, zostało zabitych 1 milion 407 tysięcy dzieci”.

Jeśli chodzi o całkowitą liczbę (zarejestrowanych + niezarejestrowanych), eksperci, określają liczbę od 2,5 do 4 milionów i jeszcze więcej w ciągu roku. Jest to jedna z tragedii naszych czasów.

W naszym kraju, oczywiście, kobiety wiedzą, że Cerkiew występuje przeciwko aborcjom i antykoncepcji, że kapłani nakładają epitymie (pokuty) za te grzechy. Jednak, jak pokazuje praktyka, wezwania Cerkwi docierają do bardzo nieznacznej części nie tylko społeczeństw ogólnie, ale nawet i samych wierzących. Do tego grzechu, okazuje się, można też przyzwyczaić się, jak przyzwyczają się do palenia, do przeklinania – w efekcie człowiek przestaje go zauważać. Dlatego wielu, nie patrząc na wszystko dalej żyje, jak żyli, nawet nie myśląc o ciężkich dla siebie i innych konsekwencjach takiego życia – i ziemskich i wiecznych. Oni nie zastanawiają się nad tym, że sumienie można stłumić tu, ale z tym większą siłą ono przemówi tam!

INSTYNKT CZY ŚWIADOME PODEJŚCIE?

Tak więc, czyż nie ma wyjścia? To pytani pojawia się w związku z ciekawym medycznym faktem, który, jak mówią specjaliści, jest u nas starannie przemilczany. Istnieją współczesne naukowe metody rozpoznawania płodności (MRP), które pozwalają każdej kobiecie, niezależnie od cech jej organizmu, prowadząc nieskomplikowane obserwacje określić płodne dni z dokładnością 98-99,8%. Stosowanie tej metody nie wymaga stosowania żadnych sztucznych środków antykoncepcyjnych.

Oznacza to, że dla tych wszystkich, którzy z obiektywnych przyczyn nie mogą w danym okresie powiększać składu swojej rodziny, otwiera się realna możliwość drogą krótkiej wstrzemięźliwości od stosunków małżeńskich uniknąć poczęcia nowego życia i przez to w pełni zabezpieczyć siebie nie tylko od aborcji ze wszystkimi jej duchowymi i nierzadko fizycznymi, psychicznymi i rodzinnymi tragediami, ale i od wszelkich środków antykoncepcyjnych.

W ten sposób, niezliczone mnóstwo rodzin jest obecnie przed nową sytuacją: czy iść dalej po-dawnemu drogą bezmyślnego instynktownego życia ze wszystkimi wypływającymi stąd często tragicznymi konsekwencjami czy mądrze odnieść się do tego poważnego problemu i uniknąć biedy?

Niektórzy, oczywiście, nie zechcą zawracać sobie głowy rozważaniami – bezmyślne życie wygląda prościej. Dlatego jedni będą nadal niszczyć siebie i przyszłość swego narodu, żyjąc według bezdusznej zasady: „Po nas może być choćby potop”. Inni spróbują znaleźć usprawiedliwienie swojej nieodpowiedzialności i braku woli powołując się na Cerkiew, jakoby ona w tak poważnej sprawie wymaga od małżonków pełnego podporządkowania pożądliwości ciała i poczynać nowego człowieka, nie patrząc na nic, na żadne uwarunkowania życia. Ale Cerkiew, zabraniając zabójstwa poczętego życia, wcale nie zachęca, nie popiera i nierozsądnego podejścia do swoich cielesnych pragnień nawet w małżeństwie. Święci ojcowie podkreślają, że nie ma cnotliwości bez rozsądności. I dlatego, jeśli nawet niewielką sprawę rozstrzygamy, przemyślając, to czy po chrześcijańsku będzie dać życie nowemu człowiekowi bezmyślnie, żywiołowo, po zwierzęcemu?

Jeśli rodzina wiedzie żałosne życie, jeśli rodzice z trudem utrzymują dzieci które już mają, nie wiedząc, w co je ubrać, jak wykarmić, jeśli widzą, że z powodu ich materialnego niedostatku dzieciom grożą materialne, psychologiczne, moralne (popatrzcie na niedopilnowanych, bezdomnych!) nieszczęścia, to które wyjście jest słuszniejsze? Co lepsze z chrześcijańskiego punktu widzenia: dać dziecku życie, nawet gdyby umarło ono z głodu, czy też, nie stosując żadnych moralnie nagannych środków, powstrzymać się od poczęcia, aby zbawić je od tych nieszczęść i cierpień, za które rodzice i tylko oni będą winni przed swoim sumieniem i Bogiem? Oto z czym boryka się teraz wiele rodzin. I czy nie jest jasne, co lepsze?

W „Podstawach społecznej koncepcji Ruskiej Prawosławnej Cerkwi” podane są bardzo jednoznaczne zlecenia w tej sprawie. W paragrafie XII.3 czytamy: „małżonkowie ponoszą odpowiedzialność przed Bogiem za pełnowartościowe wychowanie dzieci. Jedną z dróg realizacji odpowiedzialnej postawy wobec ich narodzenia jest powstrzymanie się od stosunków płciowych na określony czas. Jednak, musimy pamiętać słowa apostoła Pawła, skierowane do chrześcijańskich małżonków: „Nie oddalajcie się od siebie nawzajem, chyba że za zgodą, na jakiś czas, dla ćwiczenia w poście i modlitwie, a potem znów bądźcie razem, aby nie kusił was szatan niewstrzemięźliwością waszą” (1Kor.7,5). Oczywiste, że decyzje w tym zakresie małżonkowie powinni podejmować za obopólną zgodą, korzystając z porady ojca duchowego. Ten ostatni zaś powinien z duszpasterską roztropnością brać pod uwagę konkretne warunki życia małżeńskiej pary, ich wiek, zdrowie, stopień duchowej dojrzałości i wiele innych okoliczności, odróżniając tych, którzy mogą „pomieścić” wysokie wymogi wstrzemięźliwości, od tych, komu nie jest to „dane” (Mt19.11), i troszcząc się przede wszystkim, o zachowanie i wzmocnienie rodziny”.

Ale mimo wszystko, czy takiego rodzaju wstrzemięźliwość nie może stać się środkiem do osiągnięcia celów egoistycznych i dlatego podobnych do aborcyjnych? Odpowiada na to „Społeczna koncepcja”: „środki, które nie są związane z odcięciem poczętego już życia, do aborcji w żadnym stopniu porównywać nie można. Określając stosunek do nieaborcyjnych środków antykoncepcyjnych, chrześcijańscy małżonkowie powinni pamiętać, że kontynuacja człowieczego rodzaju jest jednym z ich podstawowych celów ustanowionego przez Boga związku małżeńskiego (por..X.4). Świadoma odmowa od rodzenia dzieci z egoistycznych pobudek czyni bezwartościowym małżeństwo i jest niewątpliwym grzechem” (OSK.XII.3). Oczywiście, nie ma tak dobrej rzeczy, której nie można byłoby zepsuć, wypaczyć. Jeszcze starożytni rzymianie mówili: Absus non est usus*. I tu trzeba po porostu porównać możliwe złe wykorzystania tej metody z tą korzyścią, jaką ona przyniesie w przypadku jej właściwego zastosowania. Wykorzystanie tej metody przez jakąś część ludzi w celach moralnie nieuzasadnionych (aby dzieci nie przeszkadzały w jedzeniu, piciu i zabawianiu się) nie może umniejszyć jej oczywistej wyższości nad tymi wszystkimi współczesnymi „metodami”, którymi moralnie i fizycznie niszczony jest teraz nasz naród.

Jest całkiem oczywiste, że ta metoda uratuje mnóstwo kobiet od najcięższego grzechu i samookaleczenia, zatrzyma, przynajmniej, zabójstwo dziesiątków milionów nienarodzonych żyć. Tym samym zastosowanie tej metody zmieni moralny i duchowy klimat naszego społeczeństwa.

Statystyka mówi, że rodziny, wykorzystujące MRP, są bardziej otwarte na przedłużenie rodu i dlatego częściej świadomie są wielodzietne. Rozwody w takich rodzinach są wielką rzadkością. Różnymi badaniami stwierdza się nie więcej niż 1% rozwodów w rodzinach praktykujących wykorzystanie tej metody. Dzieci z takich rodzin są harmonijnie rozwinięte i łatwiej przystosowują się do zmieniających się warunków współczesnego świata.

* Absus non est usus – złe wykorzystanie (rzeczy) – nie dowód przeciwko (jej) normalnemu używaniu.

DUCHOWO PRZYGOTOWAĆ NARODZINY

Stosując tak prostą metodę, jak obserwacja i rozsądna wstrzemięźliwość, rodzice mogą nie tylko zapobiec negatywnym skutkom ślepych stosunków do swoich relacji, ale i wybrać czas do tego, aby nowe życie rozwijało się w najkorzystniejszych warunkach. Jest to aktualne jak z punktu widzenia psychofizycznego, tak i religijnego. Rodzice powinni i moralnie, i duchowo, i materialnie przygotować się do darowania życia nowemu człowiekowi.

Przykazanie Boga stworzonemu człowiekowi wypełniaj i przestrzegaj (Rdz.2,15) rozprzestrzenia się nie tylko i nie tyle na jego stosunki do otaczającej przyrody, ile i przede wszystkim na stosunek do siebie samego, do swojej duszy, do swego ciała i, i oczywiście że, do swojej rodziny. Święci Ojcowie mówią, że słowa wypełniaj i przestrzegaj (zachowuj) oznaczają: trudź się, kontroluj, reguluj, aby wszytko u ciebie i wokół ciebie było rozsądne i przepiękne. Taka też powinna być i postawa wobec rodzenia dzieci – rozumna, a nie bezrozumna, rozsądna, a nie żywiołowo-instynktowna. Ta mądrość powinna być kontrolowana jak dwoma pierwszymi przykazaniami Bożymi – o miłości do Boga i bliźniego, tak i czystością sumienia.

Prawosławna Cerkiew nie wzywa małżonków do żywiołowych moralnie niekontrolowanych stosunków, ale ona nie wymaga i całkowitej wstrzemięźliwości (jak czynią to niektórzy samoczynni mentorzy) od tych, którzy z powodu w pełni obiektywnych przyczyn (np. niepłodność, wiek, ubóstwo, itp.) nie mogą mieć dzieci. Apostoł pisze: Nie oddalajcie się od siebie nawzajem, chyba że za zgodą, na jakiś czas, dla ćwiczenia w poście i modlitwie, a potem znów bądźcie razem, aby nie kusił was szatan niewstrzemięźliwością waszą (1Kor.7,5). Pokusy od szatana niewstrzemięźliwością oznaczają taką władzę pożądliwości nad rozumem i moralnymi uczuciami człowieka, kiedy nie jest on w stanie powstrzymać się nawet na krótki czas, i znajduje sobie „usprawiedliwienie”: jak Bóg da. Niestety, są apologeci (obrońcy) takiego niekontrolowanego podejścia do małżeńskiego życia. Oto przykład wypowiedzi pewnego autorytatywnego współczesnego starca (nie będziemy wymieniać imienia): „Małżonkowie powinni powierzać swoje życie Bożej opatrzności i nie czynić własnych planów. Oni powinni wierzyć w to, że Bóg, troszczący się i o ptaki niebiańskie (powietrzne), okaże znacznie większą troskę o ich dzieci… Łatwo Mu jest przestać dawać małżonkom dzieci, jeśli On zobaczy, że nie są już w stanie ich wychować”. Starec, najwyraźniej, nie wiedział, ile jest milionów bezdomnych dzieci w Rosji, których rodzice nie są już w stanie wychować, ale które narodziły się i dołączyły do szeregów alkoholików, narkomanów, więźniów i innych ludzi „dna”! Bóg pozwala ludziom czynić swoją wolę! Nie na darmo, mądrość ludowa ostrzega: „Bóg – to Bóg, ale sam nie bądź zły”.

Jeśli powstrzymanie się na czas postu i modlitwy – pożyteczne, to czyż małżeńska wstrzemięźliwość ze względu miłości do tego, kto, otrzymawszy życie, zginie i ciałem, i duszą – jest grzechem? Sam Pan dał odpowiedź kusicielowi na propozycję nierozsądnego postępowania, pokładać nadzieje na Boską opatrzność: nie wystawiaj na próbę Pana Boga twego (Mt.4,7). Nie można zabijać poczętego życia (aborcje, antykoncepcja), ale też niedopuszczalna i nierozsądność w jego poczęciach, kiedy jest oczywiste na jakie cierpienia ono będzie skazane z powodu naszego niedbalstwa i niepowstrzymania się w najmniejszym. Bóg wzywa człowieka do życia zgodnie z sumieniem, do rozumnego podejścia do wszystkich problemów życiowych, i tym bardziej do tak ważnego, jak rodzenie dzieci.

Ale jak łatwo niektórzy mentorzy związują brzemienia (ciężary) ciężkie i trudne do zniesienia i wkładają je na plecy ludziom, a sami nie chcą i palcem ruszyć ich (Mt.23,4). Żyjącym w małżeństwie, jednak nie mającym możliwości w danym momencie mieć dzieci, błogosławią (czyli nakazują): „Nie chcesz płodzić biedy – nie płódź, kto zmusza? Żyj cełomudrienno (cnotliwie)!”

Ale, po pierwsze, czy małżeńskie życie, na które błogosławił Sam Pan w Kanie Galilejskiej, i które Jego Cerkiew błogosławi szczególnym sakramentem, jest naruszeniem cełomudrija?! (Jak żywotna i czepliwa jest stara manichejska herezja!) W tym samym paragrafie Społecznej Koncepcji przypomina się: „Święty Synod Ruskiej Prawosławnej Cerkwi w uchwale z 28 grudnia 1998 roku wskazał kapłanom, pełniącym posługę duchową, na „niedopuszczalność zmuszania czy nakłaniania wiernych, przeciwko ich woli, do… odmowy małżeńskiego życia w związku małżeńskim”.

Po drugie, takie „święte” rady i nakazy może dać tylko człowiek, kompletnie nie rozumiejący, że nieliczni są w stanie pokonać siły naturalnych, niegrzesznych pociągnięć, włożonych przez Boga w naturę wszystkich żywych stworzeń. Dlatego takie rady – są jedną z oznak tego, że dany kierownik jest duchowo zaślepiony, utracił poczucie rzeczywistości i… uczucie miłości do ludzi. Według wypowiedzi priepodobnego Makarija z Egiptu, taki mentor pozostaje jakby w dzieciństwie, w stanie bardzo niezadowalającym (św. Izaak Syryjczyk pisał, że taki „nie jest godzien nazywać się świętym”). A swiatitiel Ignatij o takich nauczycielach pisał: „W monasterach … zauważa się ostrożność w radzeniu się z nimi… aby nie oddawać się pośpiesznie i lekkomyślnie pouczeniom takich starców”.

I ostatnie, o czym koniecznie trzeba powiedzieć. Teologiczne osądzenie tej metody, i jej ocena z chrześcijańskiego punktu widzenia nie powinny stać się przeszkodą do tego, aby jak można szybciej uratować miliony naszych kobiet od poczęcia tego życia, które, niestety, one kontynuują zabijać, gubiąc tym siebie.

Literatura:

1. W. Pułtawskaja. „Wpływ przerywania ciąży na psychikę kobiety”. Moskwa 2002.

2. Włodzimierz Fiałkowski. „Biologiczne rytmy płodności”. Warszawa 1977.

3. Doktor medycyny Iosif Retcer. „Naturalna regulacja poczęcia”. Moskwa 1995.

4. Kolin Hormann. „Formowanie rodziny bez antykoncepcji i aborcji”. Moskwa. 2009.

 

Tłumaczenie Eliasz Marczuk