Do strony głównej


Na podstawie http://www.tropinka.orthodoxy.ru/zal/greh_str/istorija.htm Tłumaczenie E. Marczuk


HISTORIA JEDNEJ POKUSY

„Panu Bogu swemu pokłon oddawaj i tylko Jemu służ”.

Ewangelia Mateusza 4; 10.

Według wielu znaków Pan dał nam żyć w czasach ostatecznych. Jeden z nich – szerokie rozpowszechnienie w społeczeństwie magii i okultyzmu. Działanie sił zła przyjmuje coraz bardziej otwarty i ostrzejszy charakter, „aby skusić i wybranych”. Coraz więcej ludzi, zlekceważywszy ostrzegający głos Cerkwi, stara się posiąść niezwykłe zdolności, próbuje kontaktować się z tamtym światem, nie wiedząc o groźnych niebezpieczeństwach, ludzie zaczynają praktykować czarną i białą magię, z podziwem i zachwytem uzyskując konkretne rezultaty, ale zadając przy tym swojej duszy i zdrowiu nieodwracalne szkody. A liczba szatańskiej tele- i wideoinformacji, literatury, ciągle rośnie, staje się ona coraz bardziej natrętna i agresywna, kusząc niedoświadczoną duszę. O czym świadczą same tylko tytuły na okładkach książek: „Magia praktyczna”, „Magia erotyczna” itd.

Inny aspekt tego samego problemu – pojawienie się mnóstwa fałszywych proroków, uzdrowicieli, magów, czarowników, mediów, jasnowidzów. Ogromna masa „wilków w owczych skórach” proponuje naiwnym i zdesperowanym ludziom swoje pseudouzdrowicielskie możliwości. Nowoobjawieni „prorocy”, łowcy ludzkich dusz, ogłaszają siebie Jezusem Chrystusem, Panną Marią i nawet (jak w systemie, który rozpatrzymy niżej) Świętym Duchem. „Diabeł atakuje Boga a pole ich bitwy – ludzkie serca”. Te słowa Dostojewskiego dokładnie obnażają istotę głównego sensu każdego ludzkiego życia. Zająć miejsce w sercu człowieka – oto cel wroga rodzaju ludzkiego, a do tego wszystkie środki są dobre, w tym bezwstydne oszustwo, dary niezwykłych zdolności, wciągające teorie i w końcu, bezpośrednie zastąpienie sobą prawdziwego Boga.

Ciekawe, że metody stosowane w tym celu, są stare jak świat i bardzo podobne w całkowicie różnych na pierwszy rzut oka naukach (nazwę je niżej). A teraz dokładniej rozpatrzę jedną z modnych fałszywych nauk – sahaja-jogę (dalej SJ). Autor tych wierszy przez około dwa lata praktykował ten z pozoru bezpieczny system i będzie wdzięczny Bogu, jeśli jego żałosne duchowe doświadczenie ostrzeże „poszukiwaczy prawdy” o możliwości podstępnych zamian. Proponuję czytelnikowi krótki opis podstawowych zasad SJ, w którym wielu rozpozna cechy innych systemów, opartych na hipnozie i autohipnozie. Tak-tak właśnie hipnozie. Albowiem samo słowo i sens określanego przez nie pojęcia wielu zapomniało albo specjalnie woli zastępować niemodną dziś nazwę inną, bardziej współczesną, na przykład, bioenergetyk, zamiast dyskredytowanego hipnotyzer (albo jak powiedziałyby nasze prababcie – kołdun! dosłownie tłumacząc – czarownik). A przecież sens przy tym nie zmienia się i mowa idzie o obrzydliwym Bogu, czarodziejskim oddziaływaniu na duszę i ciało człowieka.

A więc co proponuje SJ? Okazuje się osiągnięcie duchowych wyżyn, samorealizacji, nadzwyczaj łatwo: trzeba tylko regularnie medytować na portret założycielki Mataji Nirmala Devi. Na pierwszym etapie początkującemu proponuje się rozwijanie niezwykłych zdolności, poprawę swojej sytuacji materialnej, poprawę stanu zdrowia, a nawet wyleczenie nieuleczalnych chorób (na przykład cukrzycy, białaczki!) poprzez specjalne czyszczenie centrów-czakry. Brzmi to kusząco. Trudno oprzeć się pokusie spróbowania. Tym bardziej, że sama Mataji podstępnie proponuje: „Zróbcie doświadczenie. Jeśli zobaczycie, że to działa – oznacza że to prawda”, wabiąc nasz rozum do pułapki. Jak i większość podobnych systemów, SJ zbudowana jest na półprawdzie. Proponowana metodyka (solankowe kąpiele nóg przed snem, „oczyszczanie” czopkami, medytacja) daje na początku przypływ energii, poprawę samopoczucia i nawet unormowanie niektórych funkcji organizmu. Ale nie ma w tym nic nadprzyrodzonego. W specjalnej literaturze o hipnozie, jeden z największych autorytetów w tej dziedzinie Leon Chertok, wylicza choroby, które z sukcesem „leczy się” hipnozą. Ta lista w zasadzie pokrywa się z obietnicami Mataji (z wyjątkiem białaczki rozumie się, która razem z AIDS stanowi przynętę – jeśli aż takie leczy SJ, to zwykłe choroby – drobnostka). Cel prosty: osiągnięty efekt wiąże się z jej „boskim” oddziaływaniem, żeby wywołać i utrwalić u człowieka tak zwany. maternaż (relacja jak do matki) – głębokie uczucie uznania, wdzięczności, zachwytu i nawet miłości w odniesieniu do hipnotyzera. Chertok w swojej książce „Hipnoza” określa to jako: „matczyne relacje” – „psychoterapeutyczne techniki mające na celu ustanowienie takich relacji między lekarzem a pacjentem, które są podobne do relacji matki i dziecka”. Na tym elemencie chciałoby się zatrzymać dokładniej. Fenomen hipnozy ma właściwie dwie podstawowe strony.

1. – całkowite podporządkowanie się woli hipnotyzera (doskonale pamiętamy o tym na podstawie publicznych „cyrkowych” programów, kiedy zahipnotyzowany bezwarunkowo wypełnia wszystkie polecenia hipnotyzera). Trzeba zauważyć, że właśnie z tego powodu hipnoza, nie to żeby była zabroniona, ale, delikatnie mówiąc, nie jest mile widziana w niektórych krajach (na przykład we Francji).

2. – zwłaszcza entuzjazm, ubóstwianie, zachwyt, miłość do hipnotyzera, pragnienie słyszeć jego głos, widzieć go, znów i znów spędzać magiczne seanse. Myślę, będzie ciekawie dowiedzieć się, że właśnie ten aspekt, tzn. powstanie silnego przywiązania do hipnotyzera, zmusił znanego na całym świecie S. Freuda zaprzestać hipnotycznej praktyki, po tym jak zahipnotyzowana pacjentka Anna O., po seansie rzuciła się mu na szyję. Freudowi (nie posiadającemu szczególnego uroku) wystarczyło samokrytyczności nie związać tego ze swoją własną osobą, a zdefiniować jako szczególne zjawisko przeniesienia na osobowość hipnotyzera uczucia miłości i przywiązania i nazwać je transferem. W ten sposób staje się jasnym, że atakując Freuda i psychoanalizę, Mataji nie brzydzi się korzystać z jego metodyki dla własnych celów. Trzeba tu powiedzieć otwarcie, że nauka do tej pory nie zna mechanizmu hipnozy i nie może jej dokładnie zdefiniować, a wypowiedź Pawłowa „Hipnoza – to częściowy sen” – niczego nie wyjaśnia. Święta Prawosławna Cerkiew dawno i wyraźnie zdefiniowała hipnozę, kodowanie, jako czarodziejskie, magiczne oddziaływanie na duszę i ciało, rodzaj bezbożnych, wstrętnych Bogu sztuk, takich jak i czarowanie, wróżenie, astrologia (horoskopy), bioenergetyka – w swojej istocie zgubnych dla duszy, bez względu na to, jakimi dobrymi intencjami zasłaniałyby się.

Tak oto, od dawna znanymi pogańskim kapłanom i jogom fenomenami hipnozy i uroku założycielka SJ posługuje dla ubóstwienia własnej osoby. Do potwierdzenia swojej boskości Mataji bluźnierczo powołuje się na Pismo Święte, (Jana. 14, 16), na słowa Zbawiciela: „Ja poślę wam Ducha Pocieszyciela, On wprowadzi was na wszelką prawdę”, przekonując, że to ona jest tym właśnie duchem! Tym samym wprowadza swoje ofiary w niewybaczalny grzech – bluźnierstwo na Ducha Świętego (strach i żal pisać o tym). Panie, Jezu Chryste Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznym! Wyrachowanie idzie po prostu na brak wiedzy: przecież obietnica ta spełniła się 50-go dnia po Jego Zmartwychwstaniu, kiedy na apostołów zstąpił Duch Święty i otrzymali oni dar znajomości wielu języków (Dz. 2). Przy czym informacja o tym, że ona jest bóstwem, podawana jest nie od razu żeby nie odstraszyć, znających, choćby przykazanie „Nie uczyń sobie bożka”), a wtedy, kiedy człowiek w rezultacie regularnego pogrążenia w lekki hipnotyczny trans (w tym i poprzez samohipnozę <autohipnozę> podczas obowiązkowych porannych i wieczornych medytacji, zastępujących modlitwy) traci krytyczne postrzeganie rzeczywistości. I nikczemna informacja o tym, że ona – nowe wcielenie Chrystusa, Dziewicy Marii i Świętego Ducha równocześnie (jak również i wszystkich bogów i świętych wszystkich czasów i narodów) przyjmuje się zupełnie spokojnie i nawet z zachwytem! Ale tego szatańskiej pysze mało, ona chce pełnej czci i płaszczenia się, przekształcenia odurzonych ludzi w swoich zupełnych sług. I na kolejnym etapie, obiecując wszelkie możliwe materialne skarby, zachowanie młodości (przypomnijcie sobie Fausta) i nawet przemianę w świętego, Matajia proponuje całować swoje „lotosowe” stopy (albo w najgorszym przypadku ich kolorową fotografię)! Dla małowiernych ogłasza, że przy tym zachodzi potężne oczyszczenie organizmu (ale skromnie przemilcza się czyjego – oczywiście gospodyni). Kłaniać się portretowi koniecznie trzeba okrzykiem „Dżej Szri Matadji!”, Z wyrzutem prawej ręki do przodu. Hitler też był doświadczonym mistykiem i okultystą i doskonałe wiedział o takim energetycznym doładowaniu.

Jak nie przypomnieć przy tym Ewangelii Mateusza (zwłaszcza 4 i 24 rozdziału), kiedy diabeł kusząc (poddając próbie) Chrystusa na pustyni, postawił Go na wysoką górę, „pokazuje Mu wszystkie królestwa świata i chwałę ich i mówi Mu: wszystko to dam Tobie, jeśli upadłszy pokłonisz się mi”. Odpowiedź Chrystusa jest przytoczona w epigrafie (motcie) do tego artykułu. Rozpatrzmy jeszcze jeden, powiedzmy tak, czysto techniczny jej szczegół. Trzeba od razu powiedzieć, że jest on uniwersalny dla wielu systemów oraz sekt i jest bluźnierczą parodią kultu ikon – medytacja na zdjęcie, portret założyciela sekty (przypomnijmy sobie portrety i popiersia przywódców, na które wypadało spoglądać z zachwytem, podziwem i czcią). Sekret bardzo prosty: przy tym pojawia się trwała więź z obiektem medytacji. Wizerunek wiąże was z tym, kto na nim jest przedstawiony. Przy czym pojawia się dwukierunkowy kanał łączności. W przypadku SJ na początku otrzymacie pomoc energetyczną „awans”, a następnie zaczynają bezwstydnie wykradać z was energię (wykorzystując wasze zaufanie i regularne medytacje). Jako lekarz, ze zdziwieniem zauważyłem (nie od razu, niestety), że mimo wielkich obietnic, wielu sahaja joginów (zwłaszcza tak zwanych „starszych” – zajmujących się od dłuższego czasu), wygląda na bardzo chorych, wychudzonych i wyczerpanych ludzi. Często zauważa się u nich znaczny spadek wagi, rozdrażnienie, nerwowe zrywy, sińce pod oczami, itp., co tłumaczone jest wprowadzeniem się biesów, a „lekko” podwyższona waga założycielki (głównego konsumenta energii) – około kwintala – tłumaczona jest koniecznością niszczenia „złych energii”.

Wielu nie wie jeszcze o jednej właściwości hipnozy – usunięcie symptomów chorób, podkreślam – nie wyleczenie, a tylko czasowe zlikwidowanie symptomów, na przykład, bólu (tego specjalnie uczeni są stomatolodzy w Ameryce albo przypomnijcie sobie Balsamo). Przy tym zajmując się SJ, topniejąc w oczach, człowiek czuje się „wspaniale” i z zachwytem narzuca demoniczny system otaczającym go. Superaktywność, natręctwo – to jeszcze jedna cecha podobnych sekt. „Najlepszy prezent dla mnie – mówi Mataji – jeśli przyprowadzicie do sachaji więcej nowych ludzi”. Ciekawe, że ona ostro osądza wszystkich telepatów (choć sama jest potężnym telepatą, naładowuje wodę, itp.) ponieważ konkuruje z nimi o ludzką duszę.

Wesolutki obrazek – nieprawdaż? Poszedłszy na modny „uzdrawiający” (czytaj: hipnotyczny, magiczny, czarodziejski) seans, jak zrobiłem to w swoim czasie, można łatwo wpaść w takie błoto. Wykorzystując naszą uwagę, zainteresowanie i, oczywiście, nieostrożną zgodę, diabły wschodzą w ciągu sekundy, a wychodzą latami i tylko poprzez łaskę Bożą. Mataji szczerze oświadcza podczas seansu: „Ja nic nie mogę uczynić bez waszej zgody. Poproście u mnie o samorealizację”. Szczegóły kodowania przemyślane są do drobiazgów. Jest tym też pierwsze przywitanie (pozdrowienie) na programie; „Pozdrawiam wszystkich poszukiwaczy prawdy!” – mile schlebia ambicji, rozdyma dumę, i „unikalne” wielokrotnie powtarzane w odpowiednich momentach zapewnienie: „Ja w niczym nie jestem winna!” Te całe demoniczne antypody (przeciwności) pokory i skruchy demaskują zgubny dla dusz charakter sekty.

Uczciwie należy podkreślić, że SJ (na początku) zdumiewa swoją bezinteresownością. „SJ – to dar Mataji dla ludzkości”. Kursy są bezpłatne albo prowadzone za symboliczną odpłatnością. Jednak, później zaczynają się zbiórki dużych sum (przy czym według imiennych list) na prezenty swemu bożkowi, na „chram”, na wyjazdy liderów za granicę. A geografia takich wyjazdów jest bardzo i to bardzo nęcąca: Indie, Włochy, Australia (pamiętacie – „wszystkie królestwa świata”). System internacjonalny. Na rachunek Nirmala Devi, za pieniądze łatwowiernych ludzi, funkcjonuje „Trust wiecznej miłości”, wybudowane centra w wielu krajach świata dla szerzenia niemoralnego systemu, a sama założycielka ciągle podróżuje po świecie, aby podtrzymywać w swoich ofiarach osławiony „maternaż” – entuzjastyczne patologiczne przywiązanie. W pełnym zakresie stosuje się w SJ i takie odkrycie hipnozy jak czynnik kolektywności, przeprowadzanie masowych seansów (na przykład na stadionie). W grupie jest czynnik uspokajający (wszyscy kłaniają się i ja też) i łatwiej narzucać wszelkie absurdalności. Na przykład, dla tych, u kogo na skutek śpiewu mantr i medytacji na portret Mataji „pod czaszką już całkiem pojechało”, ogłasza się nowe objawienie: ukochany przez naród pomnik Ojczyzna-Matka – to kundalini (stwórcza energia jogi) miasta Kijowa i nawet wizerunek samej Mataji(!) – ona niby naładowała go swoją „uzdrawiającą” energią. (Mowa jest o ogromnym i skandalicznym pomniku, symbolizującym „niezależność” Ukrainy, wzniesionym przy samej Ławrze i szpecącym wygląd miasta. Pomnik przedstawia gigantyczną figurę kobiety z mieczem w ręce, skierowaną twarzą na Wschód. Uwaga Red.) A oto w Kijewo-Pieczerskiej Ławrze osiedliły się biesy i chodzić tam nie należy. Trzeba powiedzieć, że to wstrząsające oświadczenie stało się początkiem mojej trudnej drogi wstecz z sahaji (nie patrząc na groźne ostrzeżenia samej Mataji na jednym z jej „najmądrzejszych” wykładów: „Jeśli wyjdzie pan z sahaji – umrze pan na raka” – co wygląda trochę jak zwykły szantaż; albo „Mnie oszukał pewien człowiek, więc poraził go paraliż (zwariował, syn zmarł na białaczkę itd. itp.). A było to tak: grupa SJ (i ja wśród nich) ze szczęśliwymi twarzami (nie zapominajcie o czarodziejskim maternażu), wywołując zdziwienie otoczenia, a był środek dnia, zwaliła się na trawnik wprost w Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i odwróciła swoje jasne twarze do „magicznej” rzeźby. I tu powiedziałem sobie: „Ze mnie już dość! Z moją głową jeszcze wszystko w porządku” i odszedłem. O odstępcy w celu zastraszenia ogłasza się, że w niego wprowadziły się zdradzieckie bhuty-diabły. I mimo wszystko nawet tego było niewystarczająco do pełnego zerwania z sektą. Najstraszniejsze to, że wyjść z niej na własną rękę, bez Bożej pomocy, na skutek takiej ewolucji poglądów, po prostu nie można. Zdanie otaczających i nawet najbliższych ludzi jest absolutnie ignorowane. Zakodowana psychika nie chce nawet słyszeć nic złego o „cudownej” sahaji. Ale, zaprawdę, Pan Bóg śmierci grzesznika nie pragnie i przyszedł grzesznych zbawić. Tajemnicę carską strzec należy, dzieła Boże głosić dobrze. Piszę o zaistniałych zdarzeniach według błogosławieństwa mego duchowego ojca. Mający uszy niech słyszy.

Smutnym tryumfem mojego przebywania w SJ stało się zaproszenie do Indii na światowy zjazd SJ. Były mobilizowane wszystkie finansowe możliwości, ludzkie powiązania i z upragnionym biletem lotniczym do Delhi, rozpierany uczuciem „własnej wartości” lekarz udał się do Moskwy po paszport i wizę. Na lotnisku Borispol wydarzyło się ważne zdarzenie w moim życiu – spotkanie z proboszczem Swiato-Makarjewskiej cerkwi ojcem Anatolem i matuszką Nadzieją (lecącymi do Petersburga do córki). Rzecz w tym, że batiuszka kilka lat temu udzielał mi ślubu, a jego poprzednik o. Gieorgij (Czylijski) chrzcił mnie w dzieciństwie w tej cerkwi. Z mojej strony żadnych zasług, żadnych prób do pokajania, tylko niepohamowana pycha... Jaki miłosierny u nas Pana Bóg, jak On kocha nas potępieńców, jak pragnie naszego zbawienia! Od nas zależy tylko swoboda wyboru. I ten wybór był zrobiony (oczywiście, przy pomocy Anioła-stróża, danego mi przy chrzcie) – podszedłem do kapłana. Śmiem myśleć, że spotkanie wydarzyło się i według świętych modlitw o. Gieorgija, który mnie chrzcił i według modlitw kilku pokoleń moich zmarłych krewnych, żyjących w tym okręgu Kijowa jeszcze przed rewolucją i którzy z rozpaczą i żalem spoglądali na moje obrzydliwe Bogu zajęcia. Chwała miłosiernemu Panu Bogu – to spotkanie wydarzyło się i ja, uważający, że posiadam wiele tajemnej wiedzy i cudowne zdolności podszedłem do kapłana po błogosławieństwo! Nigdy wcześniej tego nie robiłem, w cerkwi bywałem kilkakrotnie w roku po kilka minut (postawiłem świecę i szybciutko z powrotem), uważałem za niemożliwą dla siebie rzecz, aby całować rękę kapłana...

Ale tu pomyślałem: „Droga do Indii niebliska, twoi przodkowie na pewno w podobnych przypadkach prosili o błogosławieństwo”. Kiedyś widziałem, jak prawidłowo złożyć ręce i wydusić z siebie: „Błogosławcie”. I dokonało się: krzątanina stołecznego lotniska, szum ogłoszeń, jakieś walizki i cichy na zawsze pozostający w mojej pamięci głos batiuszki: „Na dobre uczynki w imię Ojca i Syna i Świętego Ducha” – i przypadłem do błogosławiącej prawicy, która ocieniła mnie potępieńca wszystko zwyciężającym znakiem krzyża. Muszę się przyznać, że z tchórzostwa nawet nie ujawniłem celu swojej podróży (wiedziałem, że Cerkiew potępia zajmowanie się jogą, ale myślałem, że zakaz ten z powodu niewiedzy i niezrozumienia – jeszcze by, jak prosty batiuszka może znać się na takich subtelnych sprawach!), tylko powiedziałem dokąd. Batiuszka w zamyśleniu odpowiedział: „Tak, Indie to ciekawy kraj… – ale dodał – na dobre sprawy błogosławię”. A takich nie przewidywało się. I co dalej? Zewnętrznie żadnych zmian, tylko jakiś duchowy ciężar, jeszcze nieuświadomiony sobie – już Życiotwórczym Krzyżem był zniszczony stan entuzjastycznego uroku. Ale najważniejsze było przede mną. Przyleciawszy do Moskwy, dowiedziałem się, że paszport zwrócono bez wizy, o istnieniu której zapewniono mnie na najwyższym szczeblu. A odlot jutro! Ja jeszcze nie rozumiałem, co się zdarzyło (o błogosławieństwie natychmiast zapomniałem) – ani długa rozmowa z indyjskim urzędnikiem w konsulacie, ani unikalne magiczne sztuczki, które do tej pory działały niezawodnie, nic nie pomagało. Bilet, a z nim i znaczne środki (teraz rozumiem, że na szczęście) bezpowrotnie przepadły. Chwała Bogu za wszystko! Ostatnią kroplą była wiadomość o tym jak spędziła czas grupa kijowskich sachaji w Indiach: oni myli jej nogi i pili (z wielką przyjemnością) tę wodę w składzie specjalnego rytualnego napoju (ta informacja dla wtajemniczonych i nie jest szeroko reklamowana).

Tego było już zbyt wiele. Szatańska pycha ukazała się w całej swej ohydnej nagości... Stało się jasne, od czego miłosierny Pan Bóg uchronił mnie poprzez kapłańskie błogosławieństwo.

Jeszcze i jeszcze raz analizując przyczyny swego upadku (a inaczej zajmowania się SJ nie nazwiesz), myślę o wielu: tu i skutki długiej bezreligijnej ery, braku cerkiewnego wychowania i edukacji rodzin i społeczeństwa, kompletna nieznajomość elementarnych spraw Zakonu (Prawa) Bożego, wieloletnie ćwiczenia hatha-jogi (niby tylko dla zdrowia – kto mógł wiedzieć, że ona tylko przygotowuje przyszłą ofiarę dla kosmicznych doznań!), wyraźnie przyswojone przez podświadomość kłamliwe twierdzenie: „Wszystkie religie prowadzą do jednego Boga”, ale, oczywiście, najważniejsze to nadmierna pycha, przyzwyczajona do tego, że jej wyobrażenia (poglądy) i odczucia – to ostateczna prawda, skoro jest mi dobrze, wygodnie w tym systemie – znaczy jest on wspaniały, a stąd też pragnienie narzucić go innym za wszelką cenę. Trzeba podkreślić, że wszystkie podobne systemy wykorzystują pychę (to korzeń wszystkich grzechów i przyczyna upadku pierwszego anioła) dla wabienia w swoje sieci. „Będziecie jak bogowie” – to słodkie przymilne wzywanie uderza człowieka w najwrażliwsze miejsce: być ponad innymi, posiadać nadprzyrodzone zdolności – a rezultat znany jeszcze po prarodzicach – gorzki i żałosny upadek. Ale wszystko to widzisz dopiero teraz. Wtedy tylko zachwyt, szalona energia, pełne olśnienie. Teraz rozumiem, nic przypadkowego u Boga nie ma, a wszystko opatrznościowe. Droga powrotna nie była lekka, ale jakaż siła jest dawana nam bezsilnym w Sakramentach Cerkwi: pierwsza spowiedź ze łzami, zbawienne pokajanie, pryczastije Życiotwórczych Darów (Eucharystii) (a przecież powinienem być odłączony od Nich na 20 lat!) – dały siły do walki z chorobą duszy. Cudotwórcze źródło prepodobnego Sierafima w Diwiejewie obmyło moją grzeszną duszę i ciało, zniszczyło wszystkie szatańskie moce. Częste chodzenie do cerkwi stało się życiową koniecznością (opuściłeś Liturgię, albo nie wystałeś do końca służby – tydzień nie możesz pracować). Jak mądre są wszystkie ustalenia Matki Cerkwi. Nam trzeba tylko skłonić szyję arogancji pod zbawienne jarzmo i lekkie brzemię cerkiewnego posłuszeństwa.

Na zakończenie chcę zaznaczyć, że w Kijowie bardzo aktywnie funkcjonuje wspólnota SJ. Reklamowe artykuły drukowane są w masowych publikacjach. Regularnie są przeprowadzane specjalne kursy. W Moskwie za „ofiary” zbudowano specjalny dom modlitewny, a przecież SJ jest społecznie niebezpieczną totalitarną sektą, przykrywającą imieniem Boga zwykły energetyczny wampiryzm jej założycielki. Autor tych notatek przez pewien czas nawet czytał kurs wykładów na temat SJ i dobrze poznał ją od wewnątrz. Wielu przychodzi do mnie z pytaniem: dlaczego przerwałem taką przyjemną SJ medytację? Mam nadzieję, z Bożą pomocą, dany artykuł przynajmniej częściowo odpowie na te pytania. Łowcy ludzkich dusz nie drzemią. Przeciwstawmy więc im religię naszych przodków: Święte Prawosławie – nasz największy skarb, czerpiąc z czystego Źródła Wody żywej Wiarę, Nadzieję i Miłość!

Sługa Boży Światosław. Kijów.


Do strony głównej