Do strony głównej


Na podstawie https://azbyka.ru/deti/

 tłumaczenie Eliasz Marczuk


Z dzieckiem do cerkwi – jak?

Pojawienie się dzieci w prawosławnej rodzinie to zawsze wielka radość. Życie trwa, dziecko, ucieleśnienie rodzicielskiej miłości, jakby zamyka krąg, ostatecznie jednoczy rodzinę i czyni ją bardziej kompletną. I całkiem naturalnym jest, pragnienie rodziców przyłączyć swoje dziecko do życia cerkiewnego, uczynić je pełnoprawnym członkiem Cerkwi Chrystusowej.

Oczywiście, najpierwszym krokiem na tej drodze – jest chrzest noworodka. Od tego dnia, jak maleństwo przyjmie święty Chrzest, otrzymuje ono prawo uczestniczyć w Sakramentach Cerkwi, oczywiście, na razie tylko w Sakramencie Eucharystii, to znaczy – priczaszczatisia (przyjmować Priczastije).

Póki dziecko jest małe, rodzice, przyszedłszy do cerkwi, mogą trzymać je na rękach albo w wózku. Niemowlęta przeważnie śpią, i dlatego nie sprawiają szczególnych kłopotów swoim rodzicom. Ale oto przeleci rok, i pewnego przepięknego dnia syn czy córka wchodzi do cerkwi już na swoich nogach. I od tego zaczynają się problemy…

Nierzadko zdarza się słyszeć od parafian skargi na to, że małe dzieci przeszkadzają modlić się. Chciałoby się pobyć w ciszy, a tu – albo biegają, albo krzyczą, albo łapanki-chowanki. I co robić? Co mają robić parafianie, którzy liczą na spokojną (pietystyczną) atmosferę w cerkwi podczas nabożeństwa? I co maja robić młode matki – całkiem nie prowadzać dzieci do cerkwi?

Rozwiązanie tego zagadnienia nie może być jednostronne. Budowane jest ono na kompromisach, zresztą, jak wiele w tym życiu, i wyjść na spotkanie ku sobie powinny obie strony.

Parafianie powinni rozumieć, że nie można pozbawiać dzieci nabożeństw i Priczastija. I ich cierpliwa i wyrozumiała postawa wobec hałaśliwych dzieci – to maleńka ofiara ze względu na Chrystusa, ponieważ dzieci zostały przyniesione do świątyni, żeby i one również zasmakowały radości przebywania z Bogiem. Dzieci szumią nie dlatego, że są bezbożne czy opętane. One hałasują dlatego, że nie mogą inaczej, przecież to tylko dzieci. Rozumiejąc niezadowolenie modlących się, koniecznie musimy jednak pamiętać o tym, że trzeba być bardziej tolerancyjnym i bardziej pobłażliwym, jak też o wezwaniu Pana, aby nie przeszkadzać dzieciom przychodzić do Niego.

A teraz zwracamy się mam i tatusiów. Wasza chęć przychodzenia do cerkwi razem z dziećmi jest w pełni zrozumiała i godna pochwały. Jednak nie zapominajcie, że dzieci mogą faktycznie przeszkadzać w nabożeństwie i modlitwie innych, dlatego swoje wyjścia do cerkwi z maleńkimi dziećmi koniecznie trzeba dokładnie przemyśleć. Tak, to są dzieci i im wiele można. Wiele, ale nie wszystko.

Przede wszystkim, chcę uprzedzić przed stosowaniem się do rekomendacji, zamieszczonych w niektórych prawosławnych książkach: dziecko trzeba prowadzać do cerkwi jak można najczęściej i na jak można najdłuższy czas, a pożądane – stać z nim całą służbę od dzwonka do dzwonka. Niby to, tak dzieci uczą się przebywać w cerkwi. Nic podobnego. Fizyczne przebywanie dziecka w świątyni nie przyucza go do nabożeństwa i nie czyni go automatycznie prawosławnym. Tak, dzieci dość szybko przyswajają atmosferę nabożeństwa, i przyzwyczajają się do niej, ale przyzwyczajają się w najgorszym zrozumieniu tego słowa.

Nie uganiajcie się za pobożnymi rekordami, jak to czynią niektórzy tatusiowie i mamusie, dążący wychować drugiego Siergija Radonieżskiego albo Ksieniję Petersburską. Nieumiejętnym, szorstkim „przyuczaniem” do cerkwi możecie dziecko tylko odepchnąć od niej. Przyjmujcie swoje dziecko takim, jakim ono jest, jakim stworzył je Pan, nie wszystkim dane być wielkimi podwiżnikami (ascetami, szermierzami) od łona matki, a jeśli już waszemu dziecku przygotowane jest stać się kagankiem (pochodnią, luminarzem) prawosławia, to świętość jego nie ominie.

Do określonego wieku dziecku nie można wytłumaczyć, jak trzeba zachowywać się w cerkwi, a i ze względu na swój wiek dziecko nie może wystać na miejscu dwie godziny, przecież dzieci są jakby utkane z energii. Im aktywniejsze dziecko, tym większe prawdopodobieństwo tego, że pościska się ono, pościska się obok matki, i pobiegnie szukać rozrywek. W efekcie dzieci w cerki zaczynają się bawić, hałasować, rysować, pełzać po podłodze, w tym czasie, jak ich mamy stoją, pogrążone w modlitwę. Czy takie postępowanie w cerkwi sprzyja wychowywaniu pobożnego chrześcijanina. Odpowiedź na wierzchu. Zamiast zaszczepienia pełnego szacunku do nabożeństwa, dziecko otrzymuje całkiem negatywną lekcję: w cerkwi jest nudno, nie ma czym się tam zająć, pójście do cerkwi – tylko zabijanie czasu. W żadnym wypadku nie można, przyprowadzając dziecko do cerkwi, puszczać je samopas! Jeśli przyszliście z dzieckiem do cerkwi, powinniście kontrolować to, czym ono zajmuje się podczas nabożeństwa. A to znaczy, powinniście przychodzić do cerkwi na taki czas, w ciągu którego będziecie mogli to czynić.

Najważniejszą rzeczą w tej sprawie jest indywidualne podejście. Nikt poza samymi rodzicami nie zna tak dobrze swojego dziecka, by dać rekomendację – jak często przyprowadzać dziecko do świątyni i na ile. Takie decyzje uprawnieni są podejmować wyłącznie sami rodzice. Dzieci bywają rożne – ruchliwe i niezbyt, głośne i cichutkie, cierpliwe i „pół kilograma trotylu”. Dlatego z aktywnymi dziećmi trzeba przychodzić bliżej Priczastija, z dziećmi spokojnymi można też wcześniej – najważniejsze, żeby one nie zdążały się znudzić, i nie pojawiło się pragnienie oddania się bezczynności.

Dzieciom starszym można już wyjaśnić przebieg nabożeństwa. Dziecku, które wie, co dzieje się w cerkwi, już nie będzie tak się nudzić podczas nabożeństwa, ono będzie czuć się jego uczestnikiem, a nie po prostu postronnym obserwatorem. W domu zamiast reguły modlitewnej można wykorzystać cerkiewne pieśni, objaśnić znaczenie ich słów – tak dziecko nauczy się rozumieć śpiew, a potem również same modlitwy.

Z maleńkimi dziećmi lepiej być w cerkwi z tyłu, za wszystkimi – tak mniej będziecie zwracać na siebie uwagę, a jeśli dziecko zacznie grymasić, będzie łatwiej wyjść z nim na podwórko. Głośne zabawy i nadmiernie aktywne rozmowy dzieci należy, oczywiście, przerywać. Z jednej strony, oczywiście – „co od nich wymagać – dzieci”, ale z drugiej od najmłodszego wieku koniecznie trzeba ustalać miarę. Tak, przez dość długi czas, dwa-trzy lata, a być może i dłużej, wasz pobyt w cerkwi będzie w większości poświęcony nie modlitwie, a pilnowaniu małych wiercipięt – to też część macierzyńskiego krzyża, jeden z jego elementów. Być rodzicem znaczy, przynosić znaczną część swoich interesów w ofierze. Dotyczy to również zwykłego porządku życia duchowego.

Co więc robić, jeśli bardzo się chce spokojnie postać podczas nabożeństwa? Zwłaszcza, jeśli masz zamiar przystąpić do Priczastija? Dziecka wcale nie musisz prowadzać na wszystkie bez wyjątku służby. Jeśli jest u was ktoś, kto może posiedzieć z maleństwem podczas waszej nieobecności: mąż, mama, teściowa, siostra, brat, koleżanka czy najemna niania – wspaniale. Proście krewnych o pomoc. Jeśli zaś takiego człowieka nie ma, to trzeba przychodzić z dzieckiem nie na całe nabożeństwo, a bliżej Priczastija. Jeśli z małżonkiem razem chodzicie do cerkwi, to można wymieniać się: jednego dnia modli się mama, a nad dzieckiem czuwa ojciec, drugiego dnia modli się ojciec, a mama czuwa przy dziecku.

I niech Pan Bóg pośle nam mądrość!

Azbuka wospitanija (Podstawy wychowania)