Na podstawie http://www.wco.ru Tłumaczenie Eliasz Marczuk
Żyjemy teraz na wielkiej rubieży czasów, w końcu drugiego tysiąclecia ery Nowego Testamentu. Ale miłość świętych Bożych, a wśród nich i kochającej naszej matki - świętej Błogosławionej Ksienii Petersburskiej, niewyczerpana i nie podlega upływowi czasu. Święci należą do wieczności, żyją w zachodzącym świetle. Nie zmniejsza się także dzisiaj liczba wierzących, proszących Błogosławioną Ksieniję o pomoc i dzisiaj do jej kaplicy idą, jadą zewsząd ze łzami smutku i błagania, ale i ze łzami miłości, i wdzięczności. Mnóstwo listów przychodzi do cerkwi Smoleńskiej ikony Matki Bożej, w pobliżu której położona jest kaplica - ludzie proszą pomodlić się, pomóc, ale wiele jest listów i radosnych - o spełnieniu modlitw, o cudownej pomocy według modlitw świętej.
Niektóre z tych listów proponujemy uwadze czytelnika.
Poważany ojczulku!
Mam do Was wielką prośbę. Nie moglibyście odsłużyć moleben do Błogosławionej Ksienii? Rzecz w tym, że kilka dni temu moja mama była mocno chora. Bardzo bałam się o nią i nie mogłam zmusić się, aby pójść spać, chociaż już była noc. Na krótko przed tym podarowali mi "Żywot i akatyst do Ksienii Petersburskiej". W nim przytaczano wiele przykładów uzdrowienia ludzi według modlitw Błogosławionej Ksienii. I pomyślałam, że jeśli ona usłyszała modlitwy tylu ludzi, to dlaczego by nie pomogła i dla mnie? Zapaliłam łampadkę obok łóżka mamy i zaczęłam się modlić. Długo modliłam się, a kiedy mama z jękami budziła się, pytałam, czy nie jest jej lepiej. Ale ona odpowiadała, że nie lepiej. W każdym innym czasie rozpaczałabym, że modlitwa moja nie pomogła. A tu w mojej duszy zrodziło się przekonanie, że Błogosławiona Ksienija obowiązkowo mi pomoże. I dlatego będę modlić się dotąd, póki mamie nie stanie się lepiej. Znowu modliłam się - oto, mama obudziła się i powiedziała, że jest jej lepiej, i głowa już prawie nie boli. Wyglądała zupełnie zdrowa, była rześka i wesoła. Ledwie nie płakałam z radości, przecież moje modlitwy zostały usłyszane. I obiecałam Ksienii, że zamówię do niej moleben. Nie mogę nie spełnić swojej obietnicy, przecież w życiu jeszcze tyle będzie momentów, kiedy mi będzie potrzebna jej pomoc. Proszę Was, proszę pomóc mi w tym. Nie wiem, ile to kosztuje, ale Wy napiszcie do mnie i przyślę pieniądze, ile trzeba. Proszę Was, proszę mi nie odmówić.
Fokina Helena Aleksandrowna 12.10.93 r.
Witajcie!
Ojcze Wiktorze, otrzymałam Wasz list z płatkiem róży i kropelką olejku z grobu Świętej Ksienii. O. Wiktorze, pisałam ze szpitala, miałam ciężką operacją i list przyszedł na 10-y dzień po operacji. Jeszcze leżałam w reanimacyjnej (izba ciężko chorych pooperacyjnych). Kiedy przeczytałam list, pomodliłam się do Świętej Ksienii, olejku jeszcze nie miałam. Przyłożyłam Wasz list z płatkiem róży na chore miejsce i po raz pierwszy nocą ból ustąpił, spałam bez zastrzyków nasennych. Następnego dnia mąż przyniósł mi oleju wazelinowego i tam włożyłam płatki róży z olejkiem z grobu Błogosławionej Ksienii, a wieczorem i wszystkie następne dni smarowałam koło chorych miejsc tym olejem (chore miejsca były opatrzone i ich nie wolno było smarować) i ból ustąpił. Chociaż bólu już nie było, ale w brzuchu u mnie była wstawiona gruba, długa rurka, która bardzo przeszkadzała i sprzykrzyła się mi. Rano na 12-y dzień po operacji zwróciłam się do lekarza, żeby wyjęli ze mnie tę rurkę, ponieważ bardzo przeszkadzała i nie mogłam chodzić. Lekarz mi odpowiedział, żeby i rozmowy na ten temat nie zaczynać, ponieważ jeszcze długo muszę z nią być.
Wtedy na pomoc wezwałam Św. Mikołaja - Cudotwórcę ze słowami: "Mikołaju-Święty, jeśli ty jesteś Cudotwórcą, uczyń ze mną cud, niech mi dzisiaj wyjmą rurkę z brzucha, ona mi tak się sprzykrzyła i bardzo przeszkadza". Tegoż dnia przyszła siostra opatrunkowa i powiedziała, że dzisiaj opatrunek mi będzie zmieniać lekarz i prawdopodobnie wyjmie przewód. Rzeczywiście - dokonał się cud - przewód wyjęli i jeszcze za 2 dni przenieśli mnie na ogólną salę. 16 sierpnia wypisano mnie do domu. Jestem jeszcze bardzo słaba, schodziłam ostatnio do cerkwi, przyjęłam Świętą Komunię. Dzisiaj pierwszy dzień poszłam na pocztę, Wysłałam wam 50 tysięcy rubli, ponieważ nie wiem, ile trzeba. I ogromnie Wam dziękuję za moleben i za list. Przyszedł na czas. Niech Bóg Wam wynagrodzi!
Modlitwami świętych ojców naszych Panie Jezu Chryste Boże nasz, zmiłuj się nad nami!
Witajcie, o. Wiktorze!
Piszę do Was, żeby poświadczyć jeszcze jeden cud, objawiony przez Pana Boga według modlitw błogosławionej matki Ksienii.
Na moją prośbę jedna moja znajoma, mieszkanka Petersburga, przysłała mi adres świątyni, dokąd powinienem był o tym napisać.
Sam jestem inwalidą I grupy (paraliż nóg) Dymitr Rezepow. Choroba moja trwa już 11 lat i do niej już się przyzwyczaiłem, akurat i nie w tym sprawa. Żyję w spółdzielczym domu, w mieście Czyta. Dwa lata temu, zarząd spółdzielni zdecydował się wycofać mieszkania u wszystkich, kto wszedł w ich posiadanie niezgodnie z regulaminem spółdzielni. Jedno z takich zwolnionych mieszkań sprzedano mi, jako inwalidzie, żeby polepszyć warunki mieszkaniowe. Minął rok. Nagle zjawia się dawna gospodyni tego mieszkania. Zaczął się proces sądowy, który ciągnął się ze zmiennymi skutkami ponad rok. W tym okresie jedna moja znajoma, bardzo miła, głęboko wierząca staruszka, pisarka Wiktoria Giennadijewna przyszła mnie odwiedzić. Zastała mnie w przygnębionym nastroju. Natychmiast z torebki wyjęła książeczkę "Żywot Ksienii Petersburskiej" i kazała przeczytać. Ja, oczywiście, natychmiast nie przeczytałem, a położyłem na stół, gdzie przeleżała jeszcze parę tygodni. Wreszcie ją przeczytałem. Trzeba powiedzieć, że o błogosławionej Ksienii wiedziałem wcześniej, czytałem i jej żywot, ale myślałem: " gdzie Petersburg, a gdzie Czyta, gdzież tu do Ksienii dojdą te modlitwy". W tej zaś książeczce wyczytałem o jednym wypadku, kiedy Ksienija pomogła w wyroku sprawy sądowej. Mnie to bardzo jakoś natchnęło. Tymczasem zbliżała się kolejna rozprawa sądowa. Nie wiem dlaczego, ale przyszła mi do głowy myśl, aby napisać niedużą ikonkę Błogosławionej Ksienii i dać ją matce, aby wzięła ze sobą na sąd. Sam zajmuję się pisaniem ikon, ponieważ przed chorobą skończyłem szkołę plastyczną, a teraz pomagam według miary sił w odnawianiu świątyń, piszę ikony. Napisałem tę ikonę przez jeden dzień i jeszcze nawet niewyświęconą dałem matce na sąd. Mama ostrożnie ją pocałowała, zawinęła w serwetkę, położyła do torebki i poszła. Ja zaś tymczasem modliłem się, prosząc Pana i Błogosławioną Ksieniję o pomoc. Cudowne czyny Pańskie i wielkie Jego miłosierdzie! W sądzie przecież wydarzył się zadziwiający wypadek. Podczas posiedzenia była gospodyni mieszkania, odpowiadając na pytania sędziego, tak zaplątała się, że sama opowiedziała, że kupiła to mieszkanie na podstawie fikcyjnych dokumentów i po znajomości. Nawet sędzia roześmiał się. Na tym wszystko się zakończyło. Mama wróciła do domu uradowana. Ikonę poświęciliśmy, ona zawsze z nami. Każdego dnia, patrząc na nią, przypominam pomoc Błogosławionej Ksienii i modlę się do niej. Tak, że dla Pana i Jego świętych odległość - nie przeszkoda.
Cudowny Bóg w świętych Swoich, Jemu też i sława na wieki. Amen.
Z poważaniem, Dymitr Rezepow, 28 lat, inwalida I grupy.
P.S. Pomódlcie się za wielcegrzesznego sługę. Bożego Dymitra i służebnicę Bożą Galinę. Błogosławiona Ksienijo, módl się do Boga za nas!
31.03.94 r.
Witajcie, wielcepoważany o. Proboszczu i inni współkapłani i słudzy Smoleńskiej cerkwi! I wszyscy, którzy modlili się o moje zdrowie w kaplicy Ksienii Błogosławionej. List Wasz otrzymałam w piątek mniej więcej 15 sierpnia 1995 r. Syn przyszedł z pracy i wyjął ze skrzynki pocztowej Wasz drogi dla mnie list, na który bardzo czekałam. Jak popatrzyłam - z Sankt Petersburga, ucieszyłam się niezmiernie. Chciałam w tym czasie rozcałować Waszą rączkę za to, że dla mnie postaraliście się wykonać taką boską poważną sprawę. Dobrego Wam zdrowia i niski ukłon. Teraz opiszę. Zaczynałam rozcierać bolące miejsca, (mam paraliż lewej strony), rękę i nogę, płatkami róży. Paraliż zaczął ustępować, z okropnymi bólami, przechodziło, ale bardzo powoli. W kopercie otrzymałam list i płatek róży. One zwilżone były olejkiem z niegasnącej lampki Ksienii Błogosławionej. Teraz staję na nogi, trzymając się za oparcie krzesła i robię kilka kroków. Dobrego Wam zdrowia, mówię Wam kilkakrotnie w dzień i wszystkim Waszym kapłanom, o. Wiktorze! Byłam przykuta do łóżka siedem miesięcy. Prawda, trzeba polać płatki olejkiem, ale nie mam go. A przecież płatki róży bardzo szybko łamią się, kiedy nimi zaczynam gładzić chore miejsca i one u mnie prawie wszystkie połamały się, ja nawet drobne cząstki płatków przechowuję i korzystam z nich dotychczas. Prosiłam niektórych, żeby z cerkwi przynieśli mi olejku świętego, żeby kawałeczki róży polać, żeby pomazywać nimi bolące miejsca. Obiecałam, jak tylko stanę na nogi, odsłużyć moleben do Zbawiciela naszego i jeszcze moleben do Ksienii Błogosławionej, którzy mi pomogli stąpać nogą, chociaż tymczasem niepewnie. Proszę Was, o. proboszczu, odsłużcie za mnie moleben do Zbawiciela i Ksienii Błogosławionej. Mnie pielęgnują po kolei trzej synowie: Jurij, Władimir, Leonid. Oni też nie bardzo zdrowi, proszę Was i za moje, Anny, zdrowie pomodlić się w kaplicy Ksienii Błogosławionej. Bardzo Was proszę, uczyńcie to. Modlę się za Wasze zdrowie kilkakrotnie w dzień. Pamiętać będę całe życie Was i innych kapłanów Waszej cerkwi.
Komarowa Anna Stiefanowna, 71 rok.
Póki ten list leżał (oczekiwałam, kiedy przyniosą kopertę), każdego dnia pomazywałam chore miejsca płatkami i już zaczęłam dobrze chodzić z kijkiem. Dziękuję Wam, jeszcze raz dobrego Wam zdrowia.
Witajcie, bracia i siostry w Chrystusie! Wybaczycie mi wielcegrzesznemu, bo znowu zabieram Wam drogocenny czas, ale proszę Was wysłuchać mnie z cierpliwością. Pisałem do Was list i oto otrzymałem odpowiedź, pisałem z miejsc pozbawienia wolności z prośbą, aby odsłużyć moleben za zdrowie do Ksienii Petersburskiej i pomodlić się za moją chorą matkę, u której odmówiły posłuszeństwa nogi i za mnie. Tu w więzieniu na ile mogłem, poznałem Boga i czytam duchową literaturę, przeczytałem o Ksienii Błogosławionej, o jej cudownych uzdrowieniach i wszelkiej pomocy wszystkim, kto całym sercem zwracał się do niej i do Boga. Nagle bardzo zapragnąłem zwrócić się do Was, ale adresu w książce nie było więc napisałem prawie jak na wieś do dziadka i mój list Was znalazł. Pan Bóg wiedział, z jakim sercem go pisałem i zdałem się na Niego, i wszystkie nadzieje położyłem na Niego, nie pomyliłem się ani trochę. List mój doszedł, prośba moja spełniona. Chwała Tobie, Panie, za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Chcę szczegółowo napisać Wam, co było tak naprawdę. Sześć dni po tym, jak napisałem i wysłałem do Was list z moją prośbą, otrzymuję list z domu od matki (mam ją tylko jedną, ojciec umarł), w którym pisze, że z nogami stało się o wiele lepiej i że nie tylko może wstawać, ale i pracować. Wtedy pomyślałem, że list mój z prośbą jeszcze do Was nie doszedł, po prostu jej samo po sobie stało się lepiej, a kiedy list dojdzie i prośba zostanie spełniona, jej będzie jeszcze lepiej. To wtedy tak myślałem, ale kiedy otrzymałem od Was odpowiedź, widzi Bóg - czytałem ją ze łzami, zacząłem w pamięci wszystko sobie układać: kiedy otrzymałem list od matki, kiedy ona go pisała i okazało się, że jej nagle stało się lepiej w ten sam dzień, kiedy pisałem list do Was z moją prośbą o modlitwę o jej wyzdrowienie. I rzeczywiście, po co Panu Bogu to, żeby mój list doszedł, żeby bracia i siostry odprawiali moleben, a dopiero potem On popatrzy, jak postąpić. On wiedział, z jakim sercem i z jaką wiarą płomienną pisałem do Was ten list i moja wiara wybawiła mnie i moją matkę. Serce moje przepełnia radość, nie jestem w siłach o tym zmilczeć i nie odpowiedzieć Wam. Dalej, prosiłem także pomodlić się i o mnie, tak oto piszę do Was przed Bogiem, także gdzieś po 2-3 dniach po tym, jak wysłałem do Was list, otrzymałem to, o czym nawet myśleć nie śmiałem, nawet ponownie zapytałem tego pana, który wezwał mnie i który powiedział wszystkie te słowa, które usłyszałem. Byłem rzeczywiście wstrząśnięty, mówię - nawet myśleć o tym nie mogłem, a tu wychodzić tak naprawdę. Prosiłem Was w liście moim pomodlić się o moim najszybszym uwolnieniu, a o pozostałym zataiłem, ale na sercu miałem to wszystko, a przecież Pan Bóg zna moje serce i wie czego potrzebuję i On dał mi nową dobrą pracę, gdzie mam czas bardziej Jego poznawać i wznosić do Niego modlitwy. Przyjąłem ją, jak od Pana i zawsze swój dzień swoją pracę zaczynam od modlitwy. czuję się teraz bardzo niezręcznie, mocno zastanawiam się, za co On mi tak? Jak bezgraniczna Łaska Jego przewyższa moją świadomość, tak i grzechy moje przed Nimi górują nad moją świadomością. Jaki ja jestem wielcegrzeszny i bezsilny! Ja nie godny nawet Jego spojrzenia, a On mi proszę, nagle wszystko. Proszę Was, mili moi bracia i siostry: pomódlcie się za mnie, grzesznika, zamówicie we wszystkich cerkwiach, to mówię nie ja, to mówi moje serce, moja dusza, niech Pan Bóg daruje mi rozgrzeszenie wszystkich moich grzechów, niech Pan Bóg oczyści je Swoją Przeczystą Krwią na zawsze! I wyzwoli mnie z tej niewoli. Jak bardzo chcę, żeby On wybaczył mi! I postawił mnie na twardy fundament. Jak chcę, żeby On dał mi skrzydła i zaraz odleciałbym stąd do mojej matuli, która stała się dla mnie tak droga. Leciałbym dzień i noc bezustannie, bez jedzenia i picia! Jak chcę uwolnić się stąd i być obok mojej mamy! Proszę Was, bracia i siostry w Chrystusie, pomódlcie się do Ksienii Petersburskiej. Pomódlcie się o zdrowie mojej mamy - służebnicy Bożej Niny i o mnie, grzesznym słudze Bożym Eugeniuszu. Jak bardzo chcę, żeby Pan Bóg wybaczył mi, pomódlcie się za nas, pomóżcie nam! I ostatnie - jakbym był wdzięczny Tobie, Panie, jeśli byś Ty przysłał mi małą saszetkę z ziemleczką z mogiłki Ksienii i olejku z jej łampadeczki. I będę prosić u Ciebie, Panie, żebyś Ty do tego daru dał mi strażnika, żebym według niewiedzy swojej nie rozgniewał Ciebie i nie zgubił siebie. Dzięki Bogu, że cokolwiek wiem, wiem, komu to pomoże, a komu - nie i jeśli Tobie będzie wygodnie, Boże, to proszę Cię: pobłogosław mnie i spełnij moją prośbę.
A ode mnie, Panie, przyjmij oto tę ofiarę, którą ja posyłam w ślad za listem, to wszystko, co posiadam i to wszystko Ci ofiaruję, Panie, z całego serca i bardzo ubolewam, że mam tak mało, ale proszę Cię przyjmij wszystko, co u mnie jest, do kopiejeczki.
Wybaczycie mi, bracia i siostry w Chrystusie.
Krasnojarski kraj, Boguczanski rejon, Eugeniusz Nikołajewicz.
Pokój Wam, ojcze Wiktorze! Mam do Was prośbę - proszę wysłuchać mnie. W sierpniu 1993 roku zaginął mój mąż, w październiku 1993 r. znaleźliśmy go. Został zamordowany i zakopany w ziemi. Zostałam z córeczką Daszą sama. Córeczka ma 10 lat, ja 29 lat. Mieszkanie, w którym żyliśmy, należało do męża i tylko on jeden był w nim zameldowany. Jestem zameldowana u mamy. Kiedy on zamarł, kazano mi wyprowadzić się z tego mieszkania. Zawsze chodziłam i chodzę do cerkwi. W cerkwi zapoznałam się z kobietą, która tam pracuje i ona opowiedziała mi o Ksienii Błogosławionej i poradziła modlić się do niej, dała czytać akafist, który przepisałam i zaczęłam czytać, prosić Ksieniję Błogosławioną o pomoc dla mnie i mojej córeczki, żebyśmy zostały w mieszkaniu. I moje modlitwy były usłyszane, mieszkanie zasądzono dla mnie. Być może, nie tak piszę jak trzeba, ale wszystko to jest od duszy. Dziękuję za to, że wy jesteście.
Marina Jurjewna.
Mnie, Ludmiłę Grigoriewnę, urodzoną w 1932 r. zamieszkałą w Moskwie, na ul. Onieżskiej, uzdrowiła święta Błogosławiona Ksienija Petersburska.
W lutym 1994 r.
umarł mój mąż i zaczęłam często odwiedzać mogiłę na Daniłowskim cmentarzu. Wkrótce dowiedziałam się o pochowanej tam Błogosławionej matuli Matronie, każdy raz wstępowałam do niej. Tam w kolejce do matuli usłyszałam o Błogosławionej Ksienii Petersburskiej - kupiłam książeczkę, przeczytałam i zaczęło ze mną dziać się coś nieprawdopodobnego. Jakaś tajemnicza siła zaczęła ciągnąć mnie do Ksienii... Mam dziedziczną chorobę miednicowo-główkowego stawu prawej nogi - deformujące zapalenie stawów. Choroba, przy której staw gnije, rozkłada się i następuje całkowite unieruchomienie.Moja mama była chora jeszcze od czasu wojny, a od 1956 r. bezterminowa pierwsza grupa inwalidztwa. Gdzieś od 68-70 r. w CITO (Centralny Instytut Urazowo Ortopedyczny – przyp. E.M.) zaczęli robić operację polegającą na zamianie stawu kostnego na tytanowy. W styczniu 1973 r. zrobiono operację mamie i ona, nie odzyskując przytomności, umarła na trzeci dzień. W 1979 r. zaczął niepokoić mnie ból w stawie, zwróciłam się do CITO, zrobili mi zdjęcie i potwierdzili chorobę.
Do 1994 r. (do śmierci męża) jakoś łagodziłam ten ból, a potem mnie zaczął męczyć silny doskwierający, niecichnący ból a zwłaszcza podczas nocy. Oto wtedy Bóg i przyprowadził mnie do Ksienii Petersburskiej. Przyjechałam do Petersburga pociągiem na siedząco , noc na dworcu; rano przyleciałam do kaplicy i spędziłam tu od 10 do 15 godzin. Odstałam 2 molebny, chodziłam dookoła kapliczki, błagałam, prosiłam matulę Ksieniję, całowałam grobowiec, ikony... Wieczorem w noc
y wracałam do Moskwy. W pociągu nagle zaczął się ostry ból w pachwinie, pomyślałam: "Co-to, tu mi nigdy nie bolało".Po przyjeździe do domu zaczęłam odczuwać, że u mnie wewnątrz w stawie zaczęła się jakaś "praca", ktoś coś tam zaczął robić. Najpierw pracowali z główką kości biodrowej, a potem przeszli do miednicy. Oto tę pracę jakbym "widziała", jakby płaska kość z wgłębieniem albo rzepką pod główkę kości nogi miała promieniście rozmieszczone 5-6 pęknięć szerokości 2 mm z nierównymi brzegami. I oto te pęknięcia zaczęły od centrum wypełniać się podobną do chrząstki biało-niebieskawo-szarą substancją.
Ta praca bezboleśnie trwała mniej więcej 3-4 tygodnie; potem wszystko ustało i wszystkie odczucia i bóle skończyły się.
Po 2-3 miesiącach, w marcu 1995 r. (w czasie postu) podczas gołoledzi dwa razy po kolei upadłam na odbudowany staw - siniak był ogromny. Ja całkowicie roztrzęsiona.
Pojechałam do Daniłowego monasteru
, aby zamówić moleben do Ksienii, ale kapłan polecił mi samej w domu przez tydzień czytać akafist, co uczyniłam (czytałam prawdopodobnie 2 tygodnie). Modlę się do Błogosławionej Ksienii dwa razy dziennie i dziękuję jej.Cudowny Bóg w świętych Swoich!
Dzień dobry wam, drodzy są moi bracia i siostry!
Pisze do was hieromnich Arseniusz z Borysoglebskiego monasteru miasta Dmitrowa Moskiewskiego obwodu. Nie pisać nie mogę, bowiem przepełnia duszę radość o modlitewnym orędownictwie Błogosławionej matuli Ksienii. Jeszcze będąc świeckim, kiedy w telewizji wyemitowano niedługą audycję o matuli Ksienii, bezzwłocznie zabrałem się w drogę. To, o co prosiłem przy grobie Błogosławionej, było spełniane natychmiast, ale teraz nie o tym. W lipcu-sierpniu 1994 roku służyłem w Noginsku Moskiewskiego obwodu w świątyni Przenajświętszej Bogurodzicy na cześć ikony, zwanej "Tichwinska". Pewnego razu na spowiedź przyszła kobieta, około pięćdziesięciu lata, chrzczona, prawosławna, ale pierwszy raz w życiu. U niej przytrafiła się w rodzinie bieda, jaka - to tajemnica spowiedzi. Kiedy narzuciłem na jej głowę epitrachelion, pomyślałem, cóż jej odpowiedzieć, jak nagle powiewem wiatru natchnęło mnie - zwrócić się do Błogosławionej Ksienii. Po liturgii dałem tej kobiecie krótki żywot Błogosławionej z akatystem i pobłogosławiłem
, aby przez siedem dni czytała akatyst. Po tygodniu w radosnym nastroju, z uczuciem wielkiej wdzięczności podeszła ta spowiednica i opowiedziała: "Kiedy w pierwszy wieczór, tego dnia przyjęcia Chrystusowych Sakramentów, przeczytałam akatyst do Błogosławionej Ksienii Petersburskiej i, pomodliwszy się, położyłam się do łóżka, jeszcze i kołdry nie naciągnęłam na siebie całkowicie, jak nagle nade mną ukazało się widzenie: w drewnianym półokrągłym fotelu siedzi kobieta w jaskrawo-białej szacie (chustka, zawiązana pod podbródkiem, prosta suknia). Ona powiedziała: "Nie bój się, daj mi rękę". Podałam jej rękę. Lekko uścisnęła ją i znów powiedziała: "Pomogę ci, rób, co tobie powiedziano". Z tymi słowami wszystko zniknęło. Na duszy zrobiło się tak lekko i jasno - trudno wypowiedzieć. Przebaczycie, ojcze, że nie przybiegłam następnego dnia, przecież mówiłam wam, że mam ciągłą produkcję".Nie potrafię wyrazić słowami i swojej radości z powodu wstawiennictw Ksienii Błogosławionej za ludzi przed Panem Bogiem naszym Jezusem Chrystusem.
Od siebie tylko pozostaje dodać: "Ksienijo, matko nasza, módl się do Boga za nas".