Powrót


Na podstawie www.golden-ship.ru Tłumaczenie E. Marczuk


Zamiast wstępu

We wstępie profesora Michaiła Michajłowicza Dunajewa do niedawno wydanego zbioru opowiadań i reportaży Natalii Jewgieńjewny Suchininej „Gdzie żyją szczęśliwi?” czytamy: „Suchinina uczy Prawosławia. Nie dogmatyki, rozumie się, i nie cerkiewnych kanonów – do tego są specjalne księgi. Ona uczy prawosławnego rozumienia życia na prostych życiowych przykładach. A to właśnie jest czytelnikowi niezbędne…”. To lakoniczne – jasne i zwięzłe – wyrażenie istoty treści zbioru w pełniej mierze może być odniesione i do tej książki. Jest to zrozumiałe, albowiem ten sam autor, podobne wątki i cechy stylistyczne.

Święte Prawosławie – nie po prostu doktryna (choć i ona ma swoje miejsce), którą można by łatwo sprowadzić do określonych pojęć i ograniczyć systemem. Prawosławie – to duchowe życie, droga duchowa, życie według przykazań Bożych, wielbienie Boga w Duchu i Prawdzie; poznaje się je wysiłkiem – poprzez doświadczenie, jak i smak pokarmu poznaje się poprzez spróbowanie, a nie poprzez analizy laboratoryjne. Jak byśmy się nie starali pięknie i mądrze zbudować schemat Prawosławia – leczyć świat, przekształcać go, napełniać dobrem i radością, będzie to nie dokładny schemat, a obraz.

Nieprzemijająca wartość świadectw Natalii Suchininej w tym, że ona z głęboką wiarą w Opatrzność Bożą i z szacunkiem wobec ludzi zauważa to, co dla wielu nie jest czymś znaczącym, a nawet po prostu niezauważalnym w ich ciągłym codziennym zgiełku, w przyziemności. Ona przenikliwie, artystycznie, niezwykle ciepło, jakoś w bliski nam sposób opisuje to, co widziała, o czym słyszała, z czym się zetknęła. Opowiadania Natalii Suchininej – to nie oderwane traktaty, wysuszające myśl albo pretendujące na niejaką uczoność, a odkrycie tego, co nas otacza, niepokoi, wzrusza, co obok nas, a być może – i w nas samych.

Przed oczami wyobraźni czytelnika stają liczne i zróżnicowane losy ludzi z ich smutkami i radościami, z ich biedami i szczęściami, z ich spokojem i szarpiącym duszę cierpieniem… Ale autorka wcale nie stara się za wszelką cenę znaleźć winnych albo włożyć na nich i bez tego ciężkie brzemię, a odwrotnie – ona przepełniona jest najlepszymi chęciami pomóc im wstać, cierpliwie rozdzielić z nimi brzemię i wskazać na to, że jedynie prawdziwa droga zbawienia – w Świętym Prawosławiu, tam, gdzie dawane są siły do walki i zwycięstwa nad próżnością, dumą, wywyższaniem się; tam, gdzie jest stała Niebiańska Pomoc, gdzie Sama Boża Matka… - Ona chroni „od rozpaczy matczyne serca, zawsze posyłając im nadzieję”; Ona rozpościera Swój Niebieski Omoforion nad świętymi monasterami, błogosławi nasze miasta i wsie „błękitem czystego nieba…” (Patrz: „Zbawicielka tonących” i inne). – I mimowolnie przypomina się tu apel, skierowany do wszystkich nas, przez wielkiego ruskiego Duszpasterza świętego sprawiedliwego Jana z Kronsztadu (+1908): „Sław Rosjo, sław każdy wierny synu Cerkwi Niebiańską Obrończynię swoją, Matkę Bożą, za nieprzerwane matczyne łaski Jej względem Rosji i ciebie. Tylko poprzez jej orędownictwo Rosja dotąd cała, potężna, wspaniała. Śmiało można powiedzieć, że gdyby Rosja zawsze ściśle trzymała się pobożności, gdyby wszyscy Rosjanie byli mocno oddani swojej wierze i Cerkwi Prawosławnej, jej majestat i pomyślność wzrastałyby z roku na rok, i jej pokój byłby bezgraniczny… Czego balibyśmy się wtedy, mając Taką Obrończynię, Której miłość i potęga nie mają granic?!”

Odtwarzanie żywotów świętych, jak zresztą i inne opisy, przedstawiane są tak żywo, życiowo, że mimowolnie przestajesz zauważać otaczające ciebie środowisko, zapominasz o dniu dzisiejszym i przenosisz się w czarujący świat narratora. – Razem z prepodobnym Gierasimem Jordańskim żyjesz na znojnej pustyni, dotykasz rany cichutko stękającego lwa i mało tego, razem z ”królem zwierząt” nie idziesz, a biegniesz na grobek Prepodobnego… („Miłością bestię oswoiwszy”). Z prepodobną Marią (która nazwała się Marinem) przepełniasz się pragnieniem posłusznie wypełnić najcięższe prace i gorliwie modlić się „w tym przewrotnym i obłudnym życiu” („Marin o imieniu Maria”). W kontaktach z prepodobnym Symeonem Wierchoturskim uciekasz „dalej od problemów świata, dalej, dalej…” (Nazywajcie go Symeon”). Czy też z matką-bohaterką dzielisz ciężkie brzemię dziecięcego nieszczęścia („Dwa życia Eugenii Rewkowej”). Wstrząsający swoją życiową prawdą jest również wniosek z tego opowiadania: „Myśleć o sobie, oczywiście, trzeba, ale pod warunkiem, jeśli więcej nie ma o kim myśleć”.

Głęboko pouczające jest opowiadanie o ofiarnym wysiłku drogiego wszystkim nam Monasteru prepodobnego Siergija Radonieżskiego w czasach Smuty – i nie tylko. Jak bicie w dzwon na trwogę brzmią odważne słowa pokornego archimandryty Dionizego: „Bracia!.. Wszystko oddać trzeba, a już sami jakoś… Żeby uwolnić Ruś od okupantów, wypada narodowi naszemu zebrać się razem. Oddzielnie nie zwyciężymy. A zwyciężyć trzeba…” – I poleciały z monasteru apele we wszystkie zakątki ojczystej ziemi… („Siergijowy nowicjusz”).

Autorka tak samo mówi i o ludziach zwykłych – takich z którymi spotykamy się często, którzy nas otaczają, do których czasem sami jesteśmy podobni, i jednocześnie, to co dzieje się w ich życiu występuje jako coś niezwykłe, zmuszające zatrzymać się w naszym ziemskim wyścigu i głęboko-głęboko zastanowić się: w jakim celu ty pojawiłeś się na tym świecie, po co ty w nim żyjesz, czy niesiesz ciepło i światło, czy nie stanie ci się gorzko na koniec twojej ziemskiej wędrówki z powodu niewypełnionego powołania chrześcijanina, jak i zwykłego człowieka? A co czeka ciebie później – za progiem tej wędrówki?! (Patrz: „Dziecięca dusza dziecięcego lekarza”, „Obuza”, „Ty będziesz bratem mojej zony”, „Przedział na dwóch”, „Broszka z Madonną”. „Trzy czerwone róże w delikatnym krysztale”, „Dziesięć dni na konto urlopu”, „Z modlitw utkana”…).

Chce się wyrazić autorce wdzięczność za odkrycie Przykazań Bożych, przy czym – w sposób najbardziej przystępny, poglądowy, barwny i dlatego skuteczny! Chociaż tu mało radości, więcej goryczy, ale przecież większość leków jest niesłodka! – „Wszyscy jesteśmy wobec siebie winni”. I ta wina ujawnia się nie w jakichś wielkich czynach (my ich nie dokonujemy), a, zazwyczaj, w błahostkach, z których właśnie składa się nasze życie. – I oto zaczynamy widzieć, chcemy pójść za Chrystusem i idziemy tam, gdzie najbardziej prawdopodobne spotkanie z Nim. Do cerkwi. Ale pierwsze co widzimy – wykrzywiona twarz cerkiewnej sprzątaczki, wycierającej podłogę. Ona pluje na to, że przejrzeliście. Ona dopiero podłogę umyła, a wy jej znów – brud. I omal nie szmatą w twarz: - Nasmarowała się, chustkę choć nasuń, wabić do restauracji będziesz, ot jak, wystroiła się!.. - Albo w bok podczas nabożeństwa: - Jak stoisz?..” – Czy trzeba mówić do czego doprowadza taka „misja”. – Istotę Przykazania można wraz z autorka sprowadzić do jednego: „Iść, uwolniwszy się od grzechu. I – nie oglądać się. Nie oglądać się. Inaczej – bieda…” (Patrz: „Nie świadcz na przyjaciela swego”).

Rozważania Natalii Jewgieńjewny o gniewie zbliżone są do pouczeń świętych Ojców Cerkwi. – „Najważniejsze, czego nie znosi gniew – milczenia… Zaciśnij usta i milcz… Trudno bywa przemilczeć… Niezbite argumenty świerzbią na końcu języka, wydaje się, wypowiem je, i one pogrążą we wstyd mego tak samo rozpalonego i czerwonego ze złości przeciwnika. Podstęp! Przeciwnik ma swoje niezbite argumenty” („zakochani się czubią – czy tylko się lubią?”).

Całą wielkość matczynego ofiarnego serca pokazano w opowiadaniu „Im głębszy smutek…”. – Można byłoby zatytułować je: „Życie ze względu na dzieci”. – przeczytawszy to opowiadanie, w myślach ukłonisz się przed Jeleną i Ludmiłą i podziękujesz Bogu, że są tacy ludzie.

W głęboko psychologicznej opowieści „Słony wiatr w poniedziałki” przekonywująco pokazana jest odpowiedzialność za tych, kogo „oswoiliśmy”. Ten kto porzucił dziś na pastwę losu zwierzę domowe, wiernie mu służące, jutro zostawi w biedzie i bliskiego mu kiedyś człowieka, przyjaciela, krewnego! Przecież bezduszność, jak i inne wady, jeśli z nimi nie walczymy, szybko rosną i swoimi jadowitymi owocami zatruwają świat.

Wzruszający i pouczający jest opis Niedzieli Wybaczania Win, po której następnego dnia, wstępujemy „w czyste wody Wielkiego Postu umyci własnym pokajaniem” („Nie świadcz na przyjaciela swego”)… A jak jaśnieje nasza dusza po tym, kiedy my, uświadomiwszy swoją winę i przezwyciężywszy swoje „Ja”, szczerze poprosimy o wybaczenie! – Czytamy: „Postanowiłam. Niech będzie, co ma być. Zadzwoniłam. Tania podniosła słuchawkę. Ja mówię, to Irena, ty wybacz mi za wszystko. I Olegowi przekaż, że proszę go o wybaczenie. Tak lekko się zrobiło! Jakie to zadziwiające uczucie – czyste sumienie. Powinniśmy takie święta codziennie świętować, a my z nich wydarzenia robimy. Jakby czyn bohaterski – wybaczyć człowiekowi. A to nasz obowiązek wobec Boga.” („Dziesięć dni na konto urlopu”).

Szczególne miejsce poświecone jest opowiadaniom o świętych źródłach, niosących cudowną pomoc nawet w najcięższych onkologicznych chorobach. – „Idźcie do źródła, - błogosławi igumeni jednego ze świętych monasterów. – Jeśli wierzycie – będzie lepiej, jeśli nie wierzycie – ja wam pomóc nie mogę”. „My bardzo lubimy tu przyjeżdżać – świadczą pielgrzymi. – Oto wodiczki nabraliśmy, do cerkwi zaszliśmy, pomodliliśmy się. Dobrze tu. Spokój, łaska. Święte miejsce”. (Patrz: „W stawie zapisany cud”, „Kolupanowskie tajemnice”, „Ciepło chłodnego źródła”).

Związek ze zmarłymi, czy, jak mówimy, kontakty Cerkwi ziemskiej z Cerkwią Niebieską, co zauważono w książce, o której mowa, wywołuje radość, pocieszenie, wzmacnia – modlitewne życie trwa nadal, miłość działa, dobroć nie znika… „Być może, dusza tatusia – wznosi ku Niebiańskiej Wysokości swoje smutne oczy, jadąca na pogrzeb ojca – w tę nocną godzinę przypomniała o sobie, prosiła o modlitwy? Zaczęłam modlić się, stojąc na zimnym stepowym wietrze pod gwiazdami i, jak zawsze bywa po modlitwie, odpuściło, stało się lżej.” („Według rodzinnych okoliczności”).

A oto reportaż „Gdzie przepadły gile?” powinny ze szczególną uwagą przeczytać panienki i przyszłe matki. Podczas spotkania z młodym człowiekiem w sercu babci pojawił się niepokój – wsłuchaj się wnuczko w jej czujne serce staruszki. Inaczej trzeba będzie długo patrzeć w okienko i w końcu zapytać: „Gdzie przepadły gile, babciu?”

Nawet obecny w opowiadaniach humor jest zaskakująco lekki – wcale nie krzywdzący człowieka, on mądrze zmusza go spojrzeć na siebie z boku i zobaczyć swoje wady, swoją nagość…

Krócej, od pierwszych słów książka przyciąga uwagę i utrzymuje ją do końca. W każdym nie tylko całym opowiadaniu, ale i w oddzielnych jego akapitach, czytelnik znajduje to, co go dotyka, wzrusza nawet do łez, to, co jest mu potrzebne, co pomaga prawidłowo spojrzeć na świat, na swoje życie, na swoje ziemskie powołanie.

- Wszystko w książce „Wierne. Głębokie. Ofiarne” (Patrz: „Skandaliczna kobieta”).

I znów przypominają się pouczenia świętego Jana: „Trzeba posiąść cerce czyste, skruszone i pokorne, proste, miękkie i czułe, które łatwo odczuwałoby jadowitość każdego grzechu, które bolałoby z powodu wszystkiego, co przeciwne Najświętszemu Bogu i swoim bólem rodziło łzy, oczyszczające nieczystości serdeczne… Trzeba posiąść miłość do cnót świętego życia”.

Gromadzeniu tego wszystkiego pomaga właśnie proponowana książka.


Konstantin Jefimowicz Skurat,
Zasłużony profesor
Moskiewskiej Duchownej Akademii.


Powrót