Powrót


Na podstawie www.golden-ship.ru Tłumaczenie E. Marczuk


OBUZA

I wybiera się dziewczę za mąż. Śliczniutka, żywa, wesoła, amatorka potańczyć pod dostatkiem i pośpiewać dźwięcznie. Zgrabniutka, zwinna, pracowita, o takich mówią - wszystko przy niej. A przy niej wszystko i było, panna na wydaniu, że aż, sam zachwyt. Wybiera się za mąż, zapłonęły oczka ognikami niecierpliwości i szczęścia. Ojciec zauważył: Córeczka zakochała się. Wieczorami pod harmonię śpiewają, a do poranka nie rozchodzą się. Tylko wyśledzić nie mógł ojciec, kto on, ten młodzian, którego uszczęśliwi jego ślicznotka Niusia. Niedługo żył w niewiedzy, oto i zaczęła się ona, delikatna, serdeczna rozmowa:

- Ja, tatusiu, za mąż chcę...

- Sprawa dobra, kawalera-to rozsądnego znalazłaś?

- Rozsądnego, nierozsądnego, a ja go kocham i pójdę za niego za mąż.

Coś jakby zagadkami mówi, a już tak twardo, jego rodzaj - uparta. Usłyszał ojciec wiadomość i zastukało ojcowskie serce tak głośno, że lada chwila wyskoczy z piersi.

- Za Siergieja pójdę, za Sołopowa.

- Za ślepego?!

- A ja go, tatusiu, kocham.

- Ja ci pokażę - kocham! Za ślepego chłopaka za mąż umyśliła! Batem zaraz jak przeciągnę parę razy, to i cała miłość - wyleci. Ja ci dam - kocham...

Prawda, poszedł po bat. Tylko nie wyleciała z głowy miłość, a usadowiła się w niej jeszcze mocniej i solidniej. Wiele nie wiedział ojciec. Nie wiedział, że nie jest to żaden kaprys córki, że już dawno oni z Siergiejem rozmawiają o przyszłym rodzinnym życiu, dyskutują, marzą, planują. Za nimi zdziwienie i obawa samej Niusi. Usłyszała wyznanie miłości, jęknęła:

- Akurat ty przecież ślepy! Ty nie widzisz mnie, nie widzisz słońca, jaki z ciebie mąż?

On nie protestował. Doczekał się, kiedy ona wymówi mu wszystko, i powiedział tak cichutko i czule:

- A ja, Niusiu, pracować będę.

Ona zataiła przed nim najważniejsze. Zataiła, że kiedy jeszcze jako mała dziewczynka przechodziła koło ich domu na peryferiach Orska, widziała dym, unoszący się z komina, wpatrywała się w okienka z prościuteńkimi firaneczkami, serce jej drżało z litości: W tym domu żył ślepy chłopiec. Ona parę razy widziała go z dala, widziała, jak niepewnie i ostrożnie chodzi po podwórzu, jak prowadzony przez mamę idzie po ulicy. Ślepy chłopiec. Chłopiec, który nie widział słońca, a tylko czuł je na swojej twarzy, chłopiec, który nie widział Bożego świata, a żyjący w wiecznej ciemności i świecie dźwięków. Ona nie wiedziała, że słońce on jednak widział. Do trzech lat rósł jak wszyscy, wygłupiał się, poznawał życie, wpatrywał się w żuczki, przeciskające się według swoich spraw w gęstych trawkach, w jaskrawe motyle, w mamine dobre oczy. I nagle - oślepł. Jadł kaszę, a łyżki nie donosił do ust, chybiał, siedział, wysmarowany kaszą.

- Co z tobą, Sieriożeńka?

Sieriożeńka oślepł. Zaczęli prowadzać go po lekarzach, ale ci lekarze tylko rozkładali bezradnie ręce. Wyrósł chłopiec. Na zabawach młodzieżowych wyróżniał się wśród chłopaków wysokim wzrostem, budową ciała i pięknem. Harmonia - przyjaciółką jego najdroższą! Jak grał Siergiej, jak upajał się dźwiękami, jak władał melodiami, to ujarzmiając je, to dając im wolę, wypuszczał w niewidzialny dla niego świat. On, ślepy młodzieniec, swoimi zręcznymi, wrażliwymi rękami podporządkowywał sobie serca i nogi swoich widzących przyjaciół. On chciał - oni puszczali się w pląsy, chciał - poskramiali się w jednej chwili, chciał - oni psotnie wymieniali czastuszki, chciał - smucili się i strzepywali łzę. A on łowił, łowił napiętym słuchem dźwięczny panieński śmiech. On poznałby go wśród tysiąca. Niura, Ania Kiriłłowa, dziewczyna, która podarowała jego sercu królewskie uczucie pierwszej miłości.

- Wyjdź za mnie za mąż.

- Przecież ty jesteś ślepy, ty przecież słońca nie widzisz...

Wyszła. Groźny ojcowski bat bezradnie zawisł na rdzawym gwoździu w zagraconej szopie.

Pierworodny ich, Sławik, przeżył dwa latka z połową. Całe życie Anna Iwanowna wspominała o nim. Oto teraz do szkoły poszedłby, oto teraz by szkołę skończył, ożeniłby się.

- A teraz u niego już nie tylko dzieci, wnuki byłyby, a moje prawnuki - powiedziała mi z lekkim smutkiem.

Starsza, 82-letnia kobieta, która przeżyła z mężem długie, nieproste życie, wierna żona ślepego męża, teraz już od kilku lat wdowa. Pan Bóg pobłogosławił rodzinę Sołopowych po Sławku jeszcze trojgiem dzieci. Luba, Tatiana, Leonid teraz już dojrzali, poważni ludzie, wszyscy mają swoje rodziny, ale żyją w Orsku i maminego cichego, przytulnego mieszkanka bez doglądu nie zostawiają. Denis już prawnuk. Przyszedł, kiedy siedziałyśmy przy herbacie, przeglądałyśmy rodzinny album.

- Pamiętasz pradziadka?

- Nie, on umarł, kiedy mi pół roku było. Ale babcia Tania mi o nim dużo opowiadała. Mama moja urodziła się, a on cichutko nad łóżeczkiem nachylił się, ostrożnie przeprowadził ręką po twarzy: «Nasza rasa - mówi - sołopowska...»

Zadziwiające, ale Siergiej Michajłowicz całą swoją rodzinę «znał z widzenia». A żonę ukochaną opisywał idealnie.

- Ty niedużego wzrostu, oczy masz wielkie, poważne, czoło wysokie.

A ona nic nowego nie sprawiła sobie bez surowej rady męża. Upatrzyła grube płótno na palto, solidne, koloru odpowiedniego. Idą razem do sklepu, Siergiej rękami czepliwie obmacuje tkaninę, z niezadowoleniem rusza brwiami:

- Niusia, poszukajmy innego, coś mi to nie wzbudzała zaufania.

Szukają innego. Akceptują razem, razem wymyślają fason, razem idą na przymiarkę. I razem cieszą się: Do twarzy jej w tym palcie i leży jak ulał. On i sam lubił pięknie ubierać się i co zadziwiające - we wszystko jasne. To mnie zdziwiło, a Anna Iwanowna z mego zdziwienia dziwi się:

- On wszystko wyczuwał, o dzieciach w szczegółach wiedział, jakie one. Ja i zapomniałam z czasem, że ślepy. Mąż jak mąż, troskliwy, w ciągu 38 lat, które razem przeżyliśmy, ani jednego kiepskiego słowa nie powiedział. Dzieci wychowywał w rygorze, doglądał, żeby uczyły się dobrze. W domu głośne czytania zawsze były. To Tania czyta, to Luba, to Lonia, to ja. Siedzimy, słuchamy.

Tak, potem, pożywszy i przyzwyczaiwszy się, ona nie zauważała, że mąż jest człowiekiem szczególnym. Ale na początku... Pewnego razu kupiła sobie «cichaczem» modne pantofelki. Włożyła, chodzi po domu, zadowolona.

- Niusia, pantofle - to nie cisną? - chytrze pyta mąż.

Speszyła się.

- A skąd wiesz, ja przecież tobie nie mówiłam? Zaśmiał się:

- Maszerujesz, Niusia, z taką przyjemnością maszerujesz.

On sam układał płytki, remontował żelazka, wykonywał wszelaką domową pracę. W ich małym domku żyć stawało się przyciasno, dzieci podrastały i zamyślili Anna i Siergiej sprawić sobie nieduży domek. Sprawili. Prawda, weszli w długi, ale z tego powodu nie smucili się - oddamy. Anna Iwanowna do tego czasu skończyła studia pedagogiczne i uczyła w szkole, Siergiej Michajłowicz pracował w społeczeństwie niewidomych. Przeprowadzili się, a urządzić się i nacieszyć się nowym mieszkaniem nie zdążyli. Niebywała powódź zmiotła ich nowe gniazdko, jeden piec tylko został. Zaczęli budować się od nowa. Anna wprzęgła w męską pracę, czyż będziesz liczyć się, jeśli dzieci zostały bez kąta? Była w ciąży już trzecim dzieckiem, a ciągała kłody trzy razy większe od siebie. Skąd tylko brała się siła? Mdli, toksemia* rozigrała się, a ona toczy kolejną kłodę. Na zimę trzeba było przygotować drzewa. I znowu nauczycielka języka niemieckiego, maleńka, chudziutka, elegancka Anna Iwanowna bierze się do siekiery. Rąbie drzewka i składa w równy sąg. Siergiej pomagał, jak mógł, ale podstawowy ciężar wszystko jedno kładł się na nią. Tak było całe życie. I, prawdopodobnie, pojawiały się minuty słabości: Po co zwaliła na siebie taką obuzę?

- Akurat przecież nie - Anna Iwanowna patrzy na mnie ze zdziwieniem - jaka obuza? Sierioża jest ojcem moich dzieci, wyszłam za niego z miłości, już wyrachowania istotnie żadnego nie było. Obuza... Nie zgadzam się z tym słowem.

A ja i sama z nim nie zgadzam się, zapytałam dla porządku, dlatego chyba, żeby i usłyszeć właśnie to samo: «Wyszłam za niego za mąż z miłości».

Anna Iwanowna ciężko zachorowała. Czekała najbardziej złożona operacja i wierząca krewniaczka namawiała ją, żeby włożyła krzyżyk.

- Akurat jak włożę? Nauczycielka! Natychmiast zawiadomią, bez pracy zostanę, a na mnie jeszcze troje dzieci, wychowywać je trzeba.

Zdecydowali tak. Krzyżyka ona nie włoży, a zaciśnie go w pięści, może, i nie zauważą.

Siergiej siedział w korytarzu, przycisnąwszy do siebie troje dzieciaków, niewidome jego oczy łzawiły. Tam, za drzwiami sali operacyjnej, jego droga, jego ukochana Niusia. Szybciej, żeby szybciej... Wyszedł lekarz. Ze zmęczeniem zdjął z siebie opaskę, podniósł do góry dwie ręce. Dzieci nie zrozumiały tego gestu, a Siergiej go nie zobaczył. Dwie podniesione ręce lekarza - śmiertelny koniec, śmierć. Lekarz wiedział, że mąż jego pacjentki jest ślepy. I powiedział:

- Wszystko skończone. Ona umarła.

Siergiej zaszlochał, przestraszone dzieci też. Potem, kiedy ją odzyskają z tamtego świata, ona poczuje silny ból w dłoni. Rozewrze ją i zobaczy mały krzyżyk, który ostrymi krawędziami wbił się w skórę.

- Co ze mną było? - zapyta ona lekarza.

- Potem pani opowiem. To, co wydarzyło się z panią - cud...

Ale on niczego i nie opowiedział, nie zdążył. Po jakimś czasie Anna Iwanowna zobaczyła z okna domu procesję pogrzebową. Narzuciła chustkę, wyszła na ulicę:

- Kogo chowają?

- Lekarza - i wymienili nazwisko człowieka, który ją operował.

Oni żyli, jak żyje wiele rodzin. Pożyczali pieniądze, oddawali na czas, kupowali nowe ubrania dzieciom, bywało i kłócili się, wszystko bywało. Ale i teraz, będąc wdową, Anna Iwanowna dziękuje Panu za los, który jej się dostał. Nawet śmierć ona przeżyła, ale łzy ślepego męża, obejmującego dzieci, ale krzyżyk, zaciśnięty w ręce, zmieniły bieg zdarzeń. Pan Bóg zwrócił do ziemskiego bytu ją, już odchodzącą w nietutejsze pałace, osobę, aby, błogosławiona krzyżem wdowieństwa, była w stanie wychować dzieci. Ona została w tym życiu na prawach silnej. On siedział i mędrkował nad kolejnym zepsutym żelazkiem.

Złamało się pod nim krzesło i upadł, uderzywszy się głową o futrynę drzwi.

- Odleżę się - powiedział - wszystko przejdzie.

Nie przeszło. Silny wstrząs mózgu, bóle głowy, słabość. On umarł, kiedy skończył 71 lat. I teraz już ona płakała nad nim, a odpłakawszy, godnie wprzęgła się w ciężki wóz wdowieństwa i heroicznie powiozła ten wóz po wybojach życia. Prosta rosyjska kobieta, dla której jej własne życie - nic szczególnego, jak u wszystkich. Bardzo zmieszała się od mojego dziennikarskiego zainteresowania jej osobą, ciągle jej się wydało, że poplątałam coś i potrzebuję do zupełnie innego domu. A mi było bardzo dobrze w tym. Z czystą serweteczką na stole, ze skromnymi meblami, z prościuteńkimi ikoneczkami w świętym kąciku. Pokorne serce starszej kobiety - najważniejszy skarb, wypłukany przez nieproste życie. Jak wszyscy. Obuza nie była obuzą, bohaterstwo nie wykiełkowało w sercu kiełkami pychy i wyższości. Jak wszyscy...

Zięć Anny Iwanowny Wasyl Wasin ubóstwia swoją teściową. Ona dla niego - wzór przyzwoitości, dobroci i pokory. Prawdopodobnie dlatego, że ona przekazała te swoje zalety, jak drogie dziedzictwo, swojej córce Tatianie Siergiejewnie, jego żonie. Ich życie też szczęśliwe i pewne. Jest w nim gruntowność, założona na trwałym fundamencie miłości. Tej samej miłość, która nigdy nie może być obuzą, a która może być tylko szczęściem. Oto siedzą obok siebie, wielki, potężny Wasyl i maleńka, suchutka, z dziecięcymi czystymi oczyma Anna Iwanowna.

- Jestem najszczęśliwszą na świcie teściową - mówi mi ona.

A on sprzeciwia się, ten nieustępliwy Wasyl:

- Nie, ona ma najszczęśliwszego na świcie zięcia.

Anna Iwanowna opowiedziała, że jej ślepy Siergiej trzymał gołębie. Kiedy w wysokich przestworzach niebieskich krąży gołąb, zachwycać się nim to sama przyjemność, zmrużywszy od słońca oczy, radośnie wpatrywać się, jak łatwo i wytwornie kreśli on po granatowej kartce niebiańskiej akwareli swoim białym szybkim pędzelkiem, rysując Boże desenie. Ale ślepy człowiek? Jaka korzyść jemu od gołębia w niebie? Jaka jemu od niego przyjemność?

- Rzeczywiście, on czuł gołębie. I, kiedy nalatawszy się, ptak siadał mu na rękę, głaskał go dłonią. Dłoń u ślepego jest widząca. I ja ganiałam gołębie po dachach. Sierioża wołał: «Matka, pomóż». Lazę. Ja, pedagog, nauczycielka, niestatecznie po dachu, a nie odmówisz - mąż prosi.

Oto oni na zdjęciu. Rosły Siergiej z córeczką Lubą i swoją wierną żoną Niusią. A oto jej portret przed zamążpójściem. Nienaganne spojrzenie, uczesane włosy, wysokie czoło. Właśnie taką Niusią «zachwycał się» niewidomy mąż. A to obecna Anna Iwanowna. Obok córka Tatiana i prawnuk Denis. Kiedyś jego pradziadek niańczył mamę Deniska i rękami, «po omacku» określił sołopowską rasę. Okaż się i ty, Denis, godnym tej rasy.

Natalia Suchinina


Obuza - uciążliwa, nieprzyjemna troska, ciężki, uciążliwy obowiązek

Toksemia (jadzica) – krążenie we krwi toksyn bakteryjnych (jak przy błonicy i tężcu), zwierzęcych (przy ukąszeniu żmii) lub roślinnych. U ludzi stanowi główną przyczynę zgonów okołoporodowych matek i noworodków.
W medycynie niekonwencjonalnej termin "toksemia" stosuje się dla określenia przeciążenia organizmu "toksynami", co ma czynić go podatnym na infekcje.


Powrót