Powrót


Na podstawie www.golden-ship.ru Tłumaczenie E. Marczuk


KOLUPANOWSKIE TAJEMNICE

Konfitura z posmakiem egzotycznych, niezwykłych owoców, koloru malachitowego.

- Feijoa?

- Nie.

- Kiwi?

- Nie zgadła pani.

- Poddaję się.

- Agrest. Połóweczkę pomarańczka dodałam, dla smaku.

Herbatka z taką konfiturą i rozmowa serdeczna - pociecha dla duszy podróżnika. Zwłaszcza dla mojego. Ponieważ bardzo długo czekałam na to spotkanie i cieszę się - nacieszyć się nie mogę, że do niego doszło. Dla mnie Tamara Michajłowna Norkina to długie wąskie koperty, podpisane czytelnym i jednocześnie pośpiesznym pismem. Tulski obwód, wioska Zaokskij... Moja stała czytelniczka, skora na dobre słowo. Już dwa lata koresponduję z nią, a do spotkania popchnął... cud. Jadę taksówką, a z tyłu dwie kobiety głośno gadają. Jedna opowiada, druga ocha: „No przecież, no przecież...”

- A źródło, mówią, od wszystkich chorób leczy, tam żyła nadworna dama, Jekatierina II ją bardzo szanowała, a ona uciekła od carycy i została zakonnicą, chociaż sama nawet księżną była. Źródło na tym miejscu, od wszystkich chorób leczy. - Przecież...

Wstrzymałam oddech. Gdzie jest ono, to źródło? Póki namyślałam się - zapytać, nie zapytać, kobiety wysiadły. Poirytowana, przyszłam do redakcji. A mi list od Tamary Michajłownej Norkinoj wręczają. Cudowne sprawy Twoje, Panie! Czytam: „Byłam niedawno na świętym źródle, to zupełnie niedaleko od nas, obok dawnego miasta Aleksina. Tam żyła ascetka i prorokini, błogosławiona starica* Jewfrosinija, jurodiwaja* dla Chrystusa, księżna ziemska, dama dworska carycy Jekatieriny II”

Skory Pan Bóg z pomocą nam, grzesznym. teraz-to już znam adres świętego źródła. Piszę do Tamary Michajłownej: „Przyjadę”. I oto już i herbatkę z egzotyczną konfiturą pijemy, dyskutujemy o czekającej podróży. Jutro z poranka w drogę.

W cerkwi Święto-Kazańskiego żeńskiego monasteru we wsi Kolupanowo po raz pierwszy zobaczyłam jej ikonę. Surowe oblicze, spojrzenie wymagające, nawet ostre. W prawej ręce - krzyż, w lewej – czotki*.

Błogosławiona staryco Jewfrosinijo, ja przyszłam do ciebie po przypadkowo usłyszanej rozmowie w zbiorowym transporcie, po liście drogiej mojej czytelniczki Tamary Michajłowny który nadszedł w prę. Przyszłam, śpiesznie zebrawszy się i, w istocie, nic nie wiedząc o tobie. Czy przyjmiesz mnie, zakrzątaną i grzeszną? Spojrzenie wymagające i nawet ostre. Nie wytrzymuję go.

Uf już ten instytut szlachetnych dziewic! Ileż olśniewających osób wyszło z twoich ścian, ileż piękności twojej „smolnej orientacji” stało się ozdobą carskich pałaców, ileż lekkich nóżek twoich absolwentek ślizgało się po najdroższych parkietach i szelestem wachlarzy dyskretnie ale wymagająco torowało sobie drogę do wyżyn carskiej przychylności. Księżna Wiaziemska była jedną z nich. Skończywszy Smolny Instytut*, została damą dworską przy dworze cesarzowej Jekatieriny. Smutna cesarzowa wielokrotnie wzywała do siebie młodziutką damę dworu rozpędzać tęsknotę i zabawiać rozmową. A grono jej znajomości! Książę Aleksander Lwowicz Naryszkin, sam Suworow, książę Jurij Władimirowicz Dołgorukij, książę Wiaziemski. Do tego kuszącego życia szli, to kuszące życie podbijali, do niej dążyli, jej pragnęli. A księżna Jewdokija Wiaziemska - je opuszcza.

Historia jej odejścia z błyszczących parkietów jest zadziwiająca. Ona rzuca swoją odzież na brzegu wielkiego i głębokiego stawu w Carskim Siole. Koniec. Księżniczka, kąpiąc się w stawie, utonęła w nim. Jej już nie ma. Jest wykreślona z życia. Przebrawszy się w biedne łachmany, idzie pielgrzymować i już nikt nigdy nie pozna w niej wspaniałej księżnej Wiaziemskiej. Bierze na siebie najcięższy, według naszego pojmowania, nieludzki wyczyn - jurodstwa. Wzgardzić wszystkim, stać się jakby szaloną i tym przynieść w ofiarę Panu Bogu swój rozum, swój intelekt - źródło dumy i próżności. Ukrzyżować się, zrównać się z ziemią, oddać się na powszechne zbeszczeszczanie. Takich absolwentek Smolny nie znał, akurat i Rosja w ogóle nie znała. Ich bardzo niewiele. Jurodiwych dla Chrystusa można na palcach policzyć. Kobiet na tej liście zupełnie mało, a już dworskich dam carskich...

I poszła po Rusi jurodiwa staryca Jewfrosinija, doiła krowy na bydlęcym podwórzu jednego z wołogodzkich monasterów, w innym monasterze piekła prosfory. A kiedy już nadmierną fizyczną pracą ostatecznie ukrzyżowała swoje ciało i gotowa była do wysiłku modlitewnego, przyszła do Moskwy do metropolity Płatona, odkryła mu swoją tajemnicę. Prosiła o jedno: ukryć ją od prześladowań świata, pobłogosławić na dalszy modlitewny wysiłek jurodstwa. Metropolita Płaton odsyła ją z notatką do Sierpuchowskiego Diewiczego monasteru. Ale nie w samym monasterze osiadła błogosławiona, a za jego ogrodzeniem, w małej ubogiej chacie. Ona miała wiele kotów i psów. Z psami ona i spała na gołej podłodze, a jeśli ktoś zaczynał ją wymyślać - z psami, na podłodze, jak tak można, odpowiadała krótko: „Ja jestem gorsza od psów”. Na podłodze stało koryto. Staryca stukała w koryto pałką i wszystkie psy oraz koty zbiegały się do niego.

„Jedzcie, jedzcie, drogie moje!” - Pieszczotliwie pogadywała błogosławiona.

Ubierała się Jewfrosinija we włosiennicę, nosiła żelazne pęta, zimą chodziła boso. Głowa jej była ostrzyżona, owijała ją ścierką, a z góry wkładała czapeczkę. Na szyi nosiła żelazny łańcuch i wielki miedziany krzyż. Nocami chodziła dookoła monasteru i śpiewała psalmy. Zbierała różne zioła w monasterskim borze, dawała je chorym, przygadując: „Pijcie i bądźcie zdrowi”. W Sierpuchowie znali ją wszyscy, lubili, ale byli i tacy, którzy gnali. I ona ustępuje prześladowcom, przesiedla się na wieś Kolupanowo aleksińskiego powiatu do Natalii Aleksiejewny Protopopowej, właścicielki wsi. Ta płonie miłością do błogosławionej starycy. Zbudowała jej jasną izbę, wewnątrz otynkowała, drzew dookoła nasadziła. Błogosławiona umieściła w tych pałacach... krowę. A sama upatrzyła sobie ciasną, duszną izdebkę. Modliła się dużo, jadła mało. Chociaż Natalia Aleksiejewna nakazała karmić ją dobrze, wszystko oddawała swoim „współlokatorom” - kotom i psom. Nie one odżywiały się okruchami z jej stołu, a ona - tym, co pozostawało od nich.

Jak nie próbowała staryca skryć się od ludzkich oczu, ale wieść szybko znalazła ją i w Kolupanowo. Swoją pokorą, uśmierceniem ciała, stałą modlitwą staryca osiągnęła wysoką duchową doskonałość. Z tego daru korzystała hojnie dla dobra ludzi. Uzdrawiała, przepowiadała, uprzedzała... Wiele cudów jest na koncie błogosławionej starycy Jewfrosinii. Szli do niej nie tylko z Aleksina i Sierpuchowa, a zewsząd. Wierzyli jej przepowiedniom, mieli nadzieję na uzdrowienie przez nią. Ona lubiła odchodzić na wiorstę od Kolupanowo, w odosobnione piękne miejsce blisko Oki, modliła się dalej od ludzkich oczu. Tu też wykopała studnię. Kąpała się w niej zimą i latem. Wielu widziało, jak szła zimą od źródła z odkrytą głową, bosa i radosna, przygadując: „Bierzcie wodę z mojej studni i będziecie zdrowi”.

Umarła błogosławiona Jewfrosinija cicho i lekko. Tak, jak umierają wielcy szermierze Chrystusowi. Wydarzyło się to 3 lipca 1855 roku. Miała sto dwadzieścia lat. Podczas pochówku starycy wydarzył się cud, o którym mówili w okolicach Aleksina dużo, z drżeniem i zdziwieniem. I potomkom przekazywali, żeby nie porosło zapomnieniem. Dobrodziejka starycy Natalia Aleksiejewna Protopopowa ciężko chorowała, już wiele lat nie chodziła i przynieśli ją na panichidę* po zmarłej Jewfrosinii w fotelu. Nagle podczas Cherubińskiej Pieśni chora zakrzyczała: „Wy nic nie widzicie! Matka Jewfrosinija wstała z trumny i idzie uzdrowić mnie”. Chora, ku zdumieniu wszystkich, wstała z fotela i poszła do trumny błogosławionej starycy. Pochyla się nad trumną, bierze rękę zmarłej: „Dziękuję ci, matko święta, że mnie uzdrowiłaś” - i wróciła na swoje miejsce w fotelu.

Wszyscy stali wstrząśnięci.

Jej grób dziś w samej cerkwi Matki Bożej Kazańskiej. Z lewej strony od ikonostasu pod marmurowym nadgrobkiem. Wyszło tak, że najpierw przyszłam do cerkwi, a potem już na źródło. Pomodliłam się do błogosławionej Jewfrosińjuszki: „Pobłogosław wykąpać się w twoim źródle, tak bardzo mroźny dzisiaj dzień, trochę strach”.

Z trzech niedużych rur rwie się spod ziemi święta woda. Krzyż nad źródłem, przyprószony napis, taki serdeczny, taki dobry, że wydaje się, jakby głos błogosławionej starycy słyszysz: „Bierzcie wodę z mojego źródła i będziecie zdrowi”. Nabieramy „wodiczki” i, zapomniawszy o mrozie, wchodzimy do niedużego kąpieliska. Ręcznik przymarzł do ściany kąpieliska.

Słońce jaskrawie świeci i posrebrza śnieg. Boże, błogosław! Pobłogosław i ty, błogosławiona staryco! Na Rusi zawsze szli do błogosławionych i prosili ich pomodlić się. I my prosimy: „Pomódl się za nas, święta staryco, my bez twoich modlitw, jak i bez wody twojej uzdrawiającej lodowatej, nie obejdziemy się”.

- Ja poprzednim razem przywiozłam wodiczki do domu tak i wypiłam ją wszystką szybko. I kompoty stoją w lodówce i soków narobiłam, a nic smaczniejszego od jewfrosiniuszkinej wodiczki wszystko jedno nie ma - podzieliła się Tamara Michajłowna Norkina.

Przepowiedziała staryca: po jej śmierci na miejscu pochówku będzie stać monaster. Stoi. Święto-Kazański żeński monaster. Na razie nieduży, prawda. Zaledwie trzy zakonnice i trzy nowicjuszki trudzą się tam. Służby odbywają się w niedziele i święta, matuszka, starsza zakonnica, która za przeoryszę, ma na imię... Jewfrosinija. Matuszka Jewfrosinija wiarą i prawdą służy błogosławionej starycy Jewfrosinii i opowiedziała mi wiele zadziwiających współczesnych historii uzdrowienia według modlitw błogosławionej starycy.

- Przyjeżdżała kobieta z pięcioletnim chłopcem. Kiedy? Tak ze dwa miesiące wstecz, nie więcej. chłopiec-to ślepy. Przyłożył się* do grobka Jewfrosinii, mama przyłożyła się, prosili, bardzo prosili. Potem na źródło ich poprowadziłam. I - przejrzał chłopiec! Nie odmówiła Jewfrosinija. A opętani ludzie, nieszczęśliwi! I ich nie zapomina święta staryca.

Cuda-więc, one tu, przy grobie, stale dokonują się.

Dziecko, które przejrzało, oswobodzona od obsesji kobieta... iluż ludzi pocieszyła i uzdrowiła staryca, napoiwszy ze źródła i oblawszy świętą wodą. Kiedy rozmawiałyśmy z matuszką Jewfrosiniją w monasterskiej cerkwi, podszedł do niej chłopiec. W czerwonej kurteczce, chudziutki. „Gdzie postawić świecę za tatusia? Tatuś mój umarł”. Matuszka poderwała się, podprowadziła chłopca do grobka błogosławionej: „Pomódl się”. Potem pokazała, gdzie świecę postawić. Przy źródle zobaczyłam znajomą czerwoną kurteczkę. Chłopiec nabierał wodę w plastikowe butelki - jedną, dwie, trzy...

- Nie za dużo tobie będzie?

- A ja z mamą, z siostrami, nie sam. Zapoznajemy się. Okazuje się, rodzinny dom dziecka.

U Niny Wsiewołodowny Pierszykowej pięcioro swoich dzieci i sześcioro adoptowanych. Już dziesięć lat istnieje ich rodzinny sierociniec, na wsi Sieniewo pod Aleksinym. Żyją, jak i wszyscy, nielekko, ale nie wpadają w przygnębienie, krowa jest, prosiaki, kury. „A już psy i koty, to samo sobą, to dla dzieci obowiązkowo”. Niedawno umarł mąż - Wiktor. Przypominam, jak modlił się przy grobku Jewfrosinii w cerkwi Pietia za swego zmarłego tatusia i staje się na duszy spokojnie. Jewfrosinija przecież pomaga cierpiącym i teraz. Więc czyż nie pomoże wielkiej rosyjskiej rodzinie, która została bez żywiciela i bez ojcowskiej opieki?

- Bardzo lubimy tu przyjeżdżać. Oto, wodiczki nabraliśmy, do cerkwi zaszliśmy, pomodliliśmy się. Dobrze tu. Spokój, łaska. Święte miejsce.

A to co takiego? Niedużego wzrostu chłopina pstryka zapałką, z przyjemnością zaciąga się, i to przy świętym źródle.

- Nie wolno tu palić - mówię - źródło święte, tu z modlitwą trzeba.

Patrzy, nie pojmując.

- Wie pan o świętej Jewfrosinii?

- Tak jakby wierząca była. Mnie to bez różnicy, ja tu po wodę przychodzę. Woda tu nadto dobra. Ja, jak wolne, na sanki kanister i do źródła. Kilometrów ze trzy do mego domu, nie więcej.

Tak, wielu miejscowych mieszkańców przychodzi tu po prostu po wodę, nie wiedząc, co to za zdrój taki, nie wiedząc nic o zadziwiającym życiu księżnej Wiaziemskiej, błogosławionej Jewfrosinii. Ale i ich przyjmuje staryca i do nich zwraca swoje czułe słowa, napisane na płycie przed studnią: „Bierzcie wodę z mojej studni i będziecie zdrowi”.

A wierzący czytają tu, przy źródle, akafisty, kąpią się z nadzieją i wiarą, milczą. Cicho postać przy świętym źródle - to konieczność. I poprosić w modlitwie swojej odosobnionej...

O wielu cudach nie dowie się matuszka Jewfrosinija i nie zapisze ich w swojej księdze cudów. Ponieważ nie opowiedzą o nich ludzie. O nich będą wiedzieć tylko dwoje: modlący się człowiek i błogosławiona staryca. Pan Bóg pobłogosławi ich tajemnicę, tajemnicę kolupanowskiego źródła. Ale za to krzyczące cuda będą przekazywane po łańcuszku po całej naszej świętej Rusi. Chłopiec przejrzał, zaledwie dwa miesiące temu, opętana uzdrowiła się. Matula Jewfrosinija woła wszystkich pragnących:

- Przyjeżdżajcie. Do Aleksina dojechać, a tam i pieszo można. A jeśli samochodem, to przez Aleksin do PGR Awangarda, a tam znak - święte źródło.

Jej życie było beztroskie, pomyślne, wspaniałe. Ona zamieniła je na trudne, przepełnione wysiłkami, nieosiągalne dla nas życie w jurodstwie dla Chrystusa. Wielki wyczyn, którego nie pomieści serce, nie da się pojąć rozumem. Ale - zabrakło księżnej Wiaziemskiej i nic nie zmieniło się w nadwornym życiu. Te same bale, te same intrygi, te same olśniewające kariery i upokarzające upadki. Ale - pojawiła się jurodiwa, żyjąca w dusznej, cuchnącej chacie, śpiąca na podłodze z psami („ja jestem gorsza od psów”). A jeszcze, kiedy mówili, że w jej chacie nieznośny smród, ona uśmiechała się i odpowiadała: „To mi zamiast perfum, faktycznie nadto perfumy lubiłam”.

Ona zostawiła nam swoje niepojęte życie, przed którym drży serce i cichnie, ledwie poczuwszy, ledwie uświadomiwszy sobie jego częściowo odkrywający się szczególny sens. Ona zostawiła swój grobek, do którego można przypaść i prosić, i modlić się, i płakać, nie kryjąc się i nie wstydząc się łez. Ona zostawiła źródło, do którego zaprasza i obiecuje uzdrowienie. Bogata księżna Wiaziemska nie byłaby w stanie zostawić nam tak bogatego spadku.

Natalia Suchinina


Kolupanowo - wieś w składzie miasta Kaługa.

Feijoa - Akka Sellowa – gatunek rośliny z rodziny mirtowatych. Występuje na terenach Ameryki Południowej, w Brazylii, w Urugwaju i Argentynie. W uprawie spotkać ją można we Francji, w Australii, w Nowej Zelandii, w zachodniej części USA.

Staryca (Starec, starczestwo) - kierunek mnisiego życia, u którego podstaw leżą rady i pouczenia, udzielane przez doświadczonego duchowego opiekuna ”starca” (w żeńskim monasterze – „starycy”); Podobne „pouczające” rozmowy mogą być czysto mnisze, jakby skierowane wewnątrz klasztoru, albo mniszo-świeckie, otwarte na zewnątrz

Jurodiwaja dla Chrystusa – cs (jurodiwaja Christa radi) – saloita, pot. szaleniec Chrystusowy: człowiek celowo pozorujący głupotę, brak rozsądku, narażający się na kpiny i szykany, uczestniczący w ten sposób w poniżeniu i cierpieniu Chrystusa

Czotki – odpowiednik różańca

Smolny Instytut - Instytut założony z inicjatywy I. I. Bieckiego i zgodnie z dekretem, podpisanym przez Jekatierinę II 5 maja (24 kwietnia) 1764 roku i początkowo nazywał się „Imperatorskie wychowawcze stowarzyszenie szlachetnych dziewic”. To stowarzyszenie, jak mówiło się w dekrecie, było stworzone dlatego, żeby „dać państwu wykształcone kobiety, dobre matki, pożytecznych członków rodziny i społeczeństwa”.

Panichida – nabożeństwo za duszę zmarłego.

Przyłożyć się (do świętości) – dotknąć (najczęściej czołem), ucałować z uwielbieniem i czcią.


Powrót