Powrót


Na podstawie golden-ship.ru Tłumaczenie E. Marczuk


PRAWOSŁAWNE WIDZENIE ŚWIATA

Rosyjscy ludzie - prawosławni. A kto nie jest prawosławnym, w tym ruskość jego staje się wątpliwa. Dla wielu to już wspólne miejsce od czasów Dostojewskiego. Ale co znaczy - być prawosławnym? Nie z urodzeniem przecież to się daje. Nie, do Prawosławia koniecznie trzeba się uczyć, w Prawosławiu wychowywać się. A jak?

Rozumie się, do cerkwi chodzić: kto stawia siebie poza świątynią, ten i poza wiarą nieuchronnie - komu Cerkiew nie matka, temu Bóg nie ojciec. To znowuż dawno stało się bezsprzecznym, chociaż i nie dla wszystkich tak, że powtarzać i powtarzać niewątpliwe od czasu do czasu pożytecznie. Obowiązkowo czytać Pismo Święte, sprawdzając się mądrościami świętych ojców , bo swoim pojmowaniem do takich herezji można się doczytać, że lepiej by tych książek i w ręce nie brać. Trzeba rozumieć podstawy wiary prawosławnej, dogmatyczne prawdy. Trzeba wreszcie starać się żyć według przykazań, co jest bardzo nieproste.

Jednakże w podążeniu do tego wszystkiego czai się na nas niebezpieczeństwo przekształcenia niezbędnego w zewnętrzne, formalne, nie opanowujące całej pełni naszego bytu. Można zostać naczytanym teoretykiem, pyszałkiem-faryzeuszem - a od tego mało pożytku będzie. Przecież faryzeusz był bardzo pobożny, spełniając nawet więcej niż wymagano i tym nie mniej Sam Syn Boży postawił go niżej od grzesznika-celnika.

Żeby przyjąć w siebie prawdy Prawosławia, trzeba, oprócz tego, przyswoić je przez własne życiowe doświadczenie - wtedy one staną się nie zewnętrznym dogmatem, ale wskazówkami na drodze do zbawienia. Dlaczego zgrzeszyli nasi praojcowie? Ponieważ nie mieli doświadczenia bytu poza Bogiem. Właściwie, kara ich była wielkim dobrem, nauczeniem, opatrznościowo danym całej ludzkości dla znajdowania najcenniejszego doświadczenia, bez którego niemożliwe być twardym w wypełnianiu woli Bożej. (Nie wszystkim to doświadczenie przyniosło pożytek, ale to już inny temat.)

Jednakże własnym doświadczeniem całej wielozłożoności życia - nie zrozumieć. Zbyt niezmierzone i nieprzejrzane jest morze życiowe dla jednego człowieka. Ale przecież można wykorzystać dla własnego dobra i duchowe doświadczenie bliźnich, jak dobre, tak i negatywne. Dlatego wielką robotę robią ci, którzy zbierają takie doświadczenie po ziarnkach i czynią je powszechnym skarbem. Szczególnie cenne, jeśli wszystko zebrane otrzymuje prawosławne, czyli prawdziwe, naświetlenie i interpretację.

Przyznaję się, zawsze z wielką obawą biorę się za czytanie prac, w których autor stawia dla siebie właśnie taki cel. Bo nierzadko prawosławność jest rozumiana zewnętrznie: wydaje się, trzeba wspominać imię Boże, pobożnie wzruszać się - i wystarczy. A wychodzi manieryzm, szczebiotanie, fałszywa pobożność, ocukrzony zachwyt, demonstracyjny mdły smak. Prawosławie zaś właśnie tego nie znosi, wywracania oczu i artystyczne pozy są mu obce. Te utwory, gdzie słówka w prostocie nie powiedziano, a wszystko z «pobożną» przesadną skromnością, sprawie tylko szkodzą, odpychając od siebie dusze, nie cierpiące fałszu.

Książka Natalii Suchininoj każdemu, kto nieobojętne ją przeczyta, da dużo pożytecznego, niezbędnego do wzbogacenia własnego doświadczenia, ponieważ ona proponuje surowe, trzeźwe, odważne, czasem twarde i równocześnie mądre, prawdziwie dobre poglądy na życie. Tu zebrane są najcenniejsze doświadczenia, otwierające niewymyślone, ale na żywych przykładach - życie z Bogiem i bez Boga.

Suchinina uczy Prawosławia. Nie dogmatyki, rozumie się i nie cerkiewnych kanonów - do tego są specjalne książki. Ona uczy prawosławnego zrozumienia życia na prostych życiowych przykładach. A to jest czytelnikowi po prostu niezbędne, ponieważ życiowe doświadczenie nie jest natrętne, ale czasem bardziej przekonywające od najrozsądniejszych pouczeń.

Kto na przykład nie zna prawdy priepodobnogo Sierafima Sarowskiego «zdobądź duch łagodności (pokoju) i dookoła tysiące się zbawią»? Można długo i mądrze o tym porozprawiać. Suchinina zaś odsłania to na negatywnym przykładzie, w rozpoznawalnej przez wszystkich codziennej sytuacji (opowiadanie «Ostatnie kwiaty z naszego ogrodu»): niełagodny (niespokojny) duch, przygnębienie - trują wszystko dookoła siebie, czynią bliskich nieszczęśliwymi, wypełnionymi duchem złości. I nie ma ani jednego wspominania nadaremnie Bożego imienia, nie ma powołania się na Świętych Ojców, ale mądrość Świętych Ojców «przygnębienie jest radością diabła » (arcybiskup Tichon Zadonskij) jest zbyt widoczna, żeby w nią zwątpić.

Przekazywać sensu wszystkich opowiadań nie ma potrzeby - je trzeba po prostu przeczytać. Autor uczy wpatrywać się w ludzi, zauważać za zewnętrznym wewnętrzną istotę charakterów i czynów. I uczy miłości, która zaczyna się od współczucia do nawet najbardziej niepociągającego człowieka. Uczy w pokorze przebaczać, kiedy tak trudno przebaczyć.

Każdy wierzący wie: Bóg pomaga mu we wszystkich życiowych okolicznościach, w próbach, zamieszaniach. Trzeba tylko z wiarą szukać takiej pomocy. A jeśli wątpliwości przezwyciężają? Ale oto przeczytajcie o niewymyślonych historiach, które zdarzyły się w życiu najzwyklejszych ludzi - czyż to nie żywe świadectwo?

Czytasz książkę i mimo woli wzmacniasz się w przekonaniu: z wiarą żyć dobrze i lekko (nie w codziennym sensie, a w duchowym), bez Boga - ciężko i beznadziejnie. Rosyjscy ludzie od dawna wiedzieli: bez Boga nie do proga. I oto wszystkie te opowiadania to jeszcze jedno potwierdzenie tego.

I mimo woli przychodzi na myśl jedno poboczne rozważanie, które prawdopodobnie i nie było założone przez autora: jak zbrodniczo myślą i prowadzą się ci, którzy dotychczas walczą przeciwko wierze, którzy z nienawiścią wypowiadają się o Prawosławiu. Na co skazują oni człowieka, cały naród, próbując wbić wszystkim w świadomość swoje przytłaczająco wulgarne stereotypy o samowystarczalności człowieka, o pluralizmie, o konsumpcyjnych ideałach? Ci, którzy rzucają się w histerii, wystarczy zacząć rozmowę o konieczności nauczania dzieci podstaw Prawosławia, skazują naród na zwyrodnienie i zagładę. Statystyka przerażająca: jesteśmy na pierwszym miejscu według samobójstw w środowisku młodzieżowym. I nie trzeba oszukiwać się: przy braku wiary, w bezbożności będzie to coraz bardziej się wzmagać. Co zaś chcą osiągnąć walczący z wiarą? Nie wiedzą, co czynią? Ktoś we własnym samozadowoleniu i tępej pewności siebie i istotnie nie wie, a ktoś...

Człowieka prowadzi przez życie, chroniąc od upadków (a temu nierzadko sprzeciwiamy się - i padamy jednak), wola Opatrzności Bożej. Nie należy jednakże przypuszczać, jakoby ta prosta myśl była prymitywnie prosta. Ona akurat żąda nierzadko prawdziwego bohaterstwa wiary, ponieważ prawosławne wymogi wobec człowieka są niekiedy twardo paradoksalne i na poziomie codziennej świadomości nie do przyjęcia. Swego rodzaju testem w celu sprawdzenia naszej wiary staje się w tym sensie opowiadanie «Smutny flecista przy wesołej piekarni». Cała istota nasza sprzeciwia się temu wyborowi, jakiego pokornie dokonali uczestnicy opowiedzianej historii, którzy podporządkowali się woli starca. Ale przecież duchowa mądrość starca jest tylko następstwem nie własnego widzimisię, a duchowego zrozumienia Opatrzności. Sprzeciwiać się Opatrzności - zawsze skazywać się na nadchodzące nieszczęście. Powiedzieć łatwo, a pójdź spróbuj, kiedy ciebie samego dotknie. Przecież my osądzamy o wszystkim z punktu widzenia swojej ograniczonej tymczasowej przestrzeni i ciągle nam wydaje się, jakoby najlepiej wiemy, gdzie jest nasze dobro. Opatrzność określa wszystko według praw wieczności, a z wieczności, jak nie mędrkuj, zawsze lepiej widać. Nie przyjmując tego ograniczonym własnym umysłem, my i parzymy się, przebywając w niedostatku wiary. A jeśli przyjmujemy, nawet wbrew wewnętrznemu swojemu protestowi - otrzymujemy to, na co i nadzieję być może dawno straciliśmy (opowiadanie «Odzież na wyrost»).

Nie nasze zadanie, powtórzymy znów, wyliczać wszystkie dobre lekcje, jakie można wynieść z czytania opowiadań Natalii Suchininoj. Kto przeczyta - sam wszystko zobaczy i zrozumie. Powiedzieć zaś na końcu trzeba o niewątpliwych artystycznych zaletach proponowanej książki. To bardzo ważne: zła forma może pozbawić sensu każdy najlepszy zamiar. Suchinina zaś formą włada umiejętnie, lakonicznie buduje narrację, treściwie dobiera najdokładniejsze i najwyrazistsze szczegóły, czytelnie ustawia kompozycję opowiadania, wiernie obiera potrzebną intonację.

O kunszcie słownego rysunku można orzekać chociażby według takiego fragmentu (opowiadanie «Zła starucha z błękitną, torebką»):

"Była ona mała, zwinna, z drobną pomarszczoną twarzyczką, głęboko osadzonymi oczyma, które węgielkami paliły otaczający świat. Ona szybko, chodem śpieszącego się, bardzo rzeczowego człowieka, wchodziła w cerkiewną bramę, z powagą żegnała się na kopuły i dreptała do wejściowych drzwi. Przy drzwiach robiła jeszcze trzy niskie ukłony i wchodziła pod świątynny dach. I zaczynała się praca łokciami. Łokcie były ostre, sama ona energiczna, dlatego i przesączała się szybko przez tłum. Naprzód bliżej ołtarza, przez środek"

Na ograniczonej przestrzeni tekstu - nic niepotrzebnego. Ale jaki obrazowy opis... Nie po prostu widzimy sylwetkę człowieka, ale już i domyślimy się charakteru, zestawiając z tym, co sami wiemy z doświadczenia. I jak niespodziewanie i wyraziście stworzone słowo: przesącza się przez tłum... To najwyższy pilotaż słownej sztuki.

Książka opowiadań Natalii Suchininoj - potrzebna, pożyteczna, dobra. Każdy kto przeczyta, nieuchronnie się z tym zgodzi.

Michaił Dunajew,

profesor Moskiewskiej Duchownej Akademii


Powrót