Na podstawie „Prawosławnyje czudiesa w XX wiekie” Moskwa „Trim” 1993 r.


PANIE, ZWRÓĆ MI PALEC

(Opowiadanie uzdrowionego)

Byłem w gościach i rdzawym brudnym gwoździem zraniłem palec wskazujący swojej prawej ręki. Rana zaczęła ropieć. Jako wierzący człowiek, nie przywiązywałem do tego znaczenia - Bóg da, zagoi się! Ale rana na palcu nie goiła się. Według rady babci, przykładałem do rany rozcięty liść agawy amerykańskiej, przykładałem żuty żytni chleb - nic nie pomagało. Rzuciłem leczenie. Rana stawała się coraz większa, z niej sączyła się ropa. Wyciskałem ją, od czego palec stał się prawie biały na końcu. Nosiłem bandaż, który co godzinę ściągałem i zakładałem, popatrzywszy przy tym, co tam nowego wewnątrz palca. Przez gnijące ciało, tak jak utworzyła się dziura wielkości paznokcia małego palca, już widoczna była kość.

Zrozumiałem, że może być gangrena, zakażenie. Wcześniej też modliłem się, ale teraz modlitwa moja stała się płomienna.

- Panie - prosiłem - daj mi palec, zwróć mi go, żebym mógł czynić znak krzyża. Przecież znak krzyża czyni się trzema palcami, złożonymi razem, a nie dwoma. Jak więc będę bez palca? Przecież jestem prawosławny! Panie, zwróć mi palec. Z powodu Syna Twojego, Który ucierpiał na krzyżu, zmiłuj się nade mną, przecież ten krzyż czynię trzema palcami, a nie dwoma. Boże, zlituj się dla krzyża Twojego.

Tak modliłem się z całego serca. Czułem, że Pan Bóg słyszy mnie. Wiedziałem, że On słyszy wszystkich, ale nie wszystkie modlitwy spełnia. A tu czułem, że Bóg słyszy i może wypełnić.

Rano po gorącej modlitwie, jak zawsze, zdjąłem bandaż z palca, popatrzyłem: „Nic nowego, dziura do kości, palec wykrwawiony, biały”, włożyłem bandaż, jak kokon, na palec i pojechałem załatwiać swoje sprawy.

W autobusie było zimno - początek zimy. Nagle niedostrzegalny ciepły obłok opuścił się na moją prawą rękę. Jak zagęszczone powietrze, prawie namacalny. Pod skórzaną rękawicą zrobiło się ciepło, słodko, błogo, czule - nie można opisać. Zrozumiałem, że to Pan dotknął. „Boże, przebacz, zmiłuj się. Dziękuję Ci” - modliłem się milcząc.

Wróciwszy po godzinie do domu, zdjąłem rękawiczkę, zdjąłem bandażowy kokon - o, cud, palec jest uzdrowiony! W miejsce dziurki, przez którą widniała kość, nowa skóra, różowa, jak dziecięca - stworzona. Ani bólu, ani długiego gojenia się rany ze strupem, ani leków, ani leczenia, którego dawno odmówiłem, niczego. Pan Bóg dotknął i migiem uzdrowił.

- Dziękuję Ci, Panie, zawsze będę pamiętać łaskę Twoją. Teraz mogę żegnać się po-prawosławnemu - trzema palcami, oto tak: „W imię Ojca i Syna i Świętego Ducha. Amen”.

Wszystkim domownikom i znajomym opowiedziałem o łasce Bożej, żeby i oni rozsławili Boga.

(Włodzimierz)