Na podstawie „Prawosławnyje czudiesa w XX wiekie” Moskwa „Trim” 1993 r.


PODCZAS CHOROBY DZIECI ZAWSZE TRZEBA POKŁADAĆ NIEZŁOMNE NADZIEJE NA BOŻĄ POMOC

(Świadectwo matki)

Jako młoda i idealnie religijna wyszłam za mąż. Młode moje serce było otwarte na religijne prawdy, ale ciągła praca, troski i zmartwienia odsunęły sprawy wiary. Żyłam, nie mając czasu ani zwracać się do Boga z modlitwą, ani nawet gowiet'. Prościej mówiąc: ostygłam wobec obowiązków, które nakłada na nas religia. Nigdy nie powstrzymywałam się od myśli, że Pan Bóg usłyszy moją modlitwę, jeśli z wiarą zwrócę się do Niego.

Żyłam moim z mężem i dziećmi w mieście Sterlitamaku. Dnia11 stycznia nagle zachorowało moje najmłodsze dziecko, pięcioletni chłopiec. Zaprosiliśmy lekarza. On obejrzał dziecko i powiedział, że ma dyfteryt w ciężkiej postaci. Zrobiono zastrzyk z surowicy. Następnego dnia powtórzono. Oczekiwaliśmy ulgi, ale ta nie nastąpiła. Lekarze stwierdzili nieprzechodzenie powietrza do płuc.

Dziecko strasznie osłabło. Chłopczyk już nikogo nie poznawał. Leku przyjmować nie mógł. Z piersi jego wyrywała się straszna chrypka, która była słyszalna nawet na dolnej kondygnacji domu. Przyjeżdżali dwaj lekarze. Smutnie popatrzyli na chorego, z zaniepokojeniem porozmawiali między sobą i ogłosili nam, że następnego dnia zrobią trzeci zastrzyk, że otrzymali nową świeżą surowicę i że ta, która już była wstrzykiwana, po analizie okazała się niedobra. Było jasne, że oni widzieli, że dziecko nie przeżyje nocy.

Ja zaś, wydaje się, o niczym nie myślałam, szczególnie starannie robiłam wszystko co potrzebne dla chorego i jakby pobudzałam siebie, aby nie pozostawać bezczynną. Mąż mój nie odchodząc, siedział przy pościeli, bojąc się przepuścić ostatnie westchnienie. W domu wszystko ucichło, tylko rozlegało się straszne świszczące chrypienie. Trzeba dziwić się, jak z takiego słabego organizmu mógł wydobywać się taki ciężki, głośny dźwięk.

Zadzwonili do nabożeństwa wieczornego - 16 stycznia. Prawie nieświadomie ubrałam się i podeszłam do męża, mówiąc:

- Pojadę, poproszę odsłużyć moleben o jego wyzdrowienie.

- Czy nie widzisz, że on umiera. Nie jedź: On umrze bez ciebie.

- Nie - mówię - pojadę: cerkiew blisko.

Pojechałam. Wchodzę do cerkwi. Naprzeciw mnie idzie kapłan ojciec Stefan (Nikitin).

- Ojcze - mówię mu - mam syna chorego na dyfteryt. Jeśli nie boicie się, to pofatygujcie się odsłużyć u nas moleben.

- My według obowiązku udzielamy ostatniej Świętej Eucharystii umierającym wszędzie i idziemy bez strachu, dokąd nas zapraszają. Zaraz u was będę.

Wróciłam do domu. Chrypienie po dawnemu rozlegało się po wszystkich pokojach. Twarzyczka u mojego chłopca zupełnie zsiniała, oczka zgasły. Dotknęłam do nóżek; nóżki były zupełnie zimne. Niewytłumaczalnie boleśnie ścisnęło moje serce. Czy płakałam, nie pamiętam. Tak dużo płakałam w te smutne dni, że wydaje się, potok łez moich nie ustawał. Zapaliłam łampadkę i przygotowałam co niezbędne.

Przyjechał ojciec Stefan. Mąż mój wyszedł do niego. Moleben zaczął się. Ostrożnie wzięłam na ręce dziecko razem z pierzynką oraz poduszką i wyniosłam do salonu. Zbyt ciężko mi było trzymać go stojąc więc opuściłam się na fotel.

Moleben trwał. Ojciec Stefan wziął do czytania świętą Ewangelię. Z wysiłkiem wstałam z fotela. Tu dokonało się niepojęte. Chłopiec mój podniósł głowę i słuchał Boskich słów. Ojciec Stefan skończył czytać. Przyłożyłam się, przyłożył się i mój chłopiec. On owinął rączyną moją szyję i tak dosłuchał molebna. Bałam się oddychać. Ojciec Stefan podniósł święty krzyż, pobłogosławił nim dziecko, które go pocałowało i powiedział: „Zdrowiej!”

Odniosłam chłopca na łóżeczko, położyłam go i poszłam odprowadzać kapłana. Kiedy ojciec Stefan odjechał, poszłam znowu do sypialni, dziwiąc się, że nie słyszę zwykłego chrypienia, rozdzierającego duszę. Chłopiec mój cicho spał. Nachyliłam się do jego usteczek. Oddech miarowo wychodził z warg. Ze wzruszeniem opuściłam się na kolana, dziękując miłosiernemu Bogu, a potem zmęczona usnęłam na podłodze koło jego łóżeczka.

Następnego poranka, skoro rozległy się dzwony wzywające do jutrzni, chłopiec mój podniósł się i czystym, dźwięcznym głosem powiedział:

- Mamo, co to ja ciągle leżę? Sprzykrzyło mi się leżeć!

Czyż można opisać, jak radośnie zabiło moje serce. Natychmiast nastawiłam samowar, zagotowało się mleko i chłopiec przyjął trochę pokarmu. O 9 godzinie cicho wszedł do salonu nasz lekarz, popatrzył w przedni kąt i nie widząc tam oczekiwanego stołu z zimnym trupkiem, zawołał mnie. Wesołym głosem odezwałam się:

- Zaraz idę.

- Czyżby lepiej? - Ze zdziwieniem zapytał lekarz.

- Owszem - odpowiedziałam, witając się z nim. – Pan Bóg okazał nam cud.

- Rzeczywiście, tylko cud mógł uzdrowić wasze dziecko.

Przeszliśmy do dziecka. Ono bawiło się zabawkami. Lekarz kazał wszystkie zabawki zabrać i żeby dziecko leżało zupełnie spokojnie.

Dnia 18 lutego ojciec Stefan służył u nas dziękczynny moleben. Chłopiec mój, zupełnie zdrowy, gorliwie modlił się. Po zakończeniu molebna ojciec Stefan powiedział mi:

- Powinna pani opisać ten wypadek.

Odpowiedziałam mu:

- Później postaram się to opisać.

Jeśli kiedyś linijki te przytrafi się przeczytać tym osobom, które były obecne przy dokonaniu w naszym domu cudownego uzdrowienia, to oni potwierdzą sprawiedliwość wszystkiego powiedzianego. Szczerze pragnę, żeby chociaż jedna matka, która przeczytała te małe linijki, w godzinę boleści, nie wpadła w rozpacz, a zachowała wiarę w dobroć nieznanych dróg, którymi prowadzi nas opatrzność Boża.

L. W. Sławoczkina („Niedzielny dzień”, 1901 r., nr 43),


Gowiet', Gowienije – 1. szczególny szacunek, czczenie; 2. przygotowywanie się do spowiedzi i Eucharystii z zachowaniem postu i uczęszczaniem na nabożeństwa.

Przyłożyć się, (csc – priłożitisia) - dosłownie przyłożyć się; dotknąć ustami, pocałować przedmiot święty

Moleben, molebien, molebnoje pienije – krótkie nabożeństwo błagalne lub dziękczynne

Łampadka - lampka oliwna

Przedni kąt – główny, (uroczysty, odświętny) kąt w pokoju w którym znajdują się ikony, łampadka i zazwyczaj stół lub półka z Pismem Świętym, modlitewnikiem itp. W tym kacie najczęściej ustawiano trumnę z nieboszczykiem