Na podstawie „Prawosławnyje czudiesa w XX wiekie” Moskwa „Trim” 1993 r.


BŁOGOSŁAWIONY IOAN CUDOTWÓRCA, ARCYBISKUP SZANGHAJSKI

Przyszły arcybiskup Ioan urodził się 4 czerwca 1896 roku, w siole Adamowka charkowskiej guberni. Przy chrzcie otrzymał imię Michaił. Średnie wykształcenie otrzymał w Połtawskiej Szkole Wojskowej; gdzie uczył się od 1907 do 1914 roku. Po szkole wstąpił na prawniczy wydział Charkowskiego Imperatorskiego Uniwersytetu, który skończył w 1918 roku, przed zagarnięciem miasta przez Sowietów. Był wyznaczony do Charkowskiego Sądu Okręgowego, gdzie pracował, dopóki tam pozostawała Ochotnicza Biała Armia.

W 1921 roku, podczas wojny domowej, przyszły władyka z rodzicami, braćmi i siostrą wyemigrował do Belgradu, gdzie on i jego bracia wstąpili na uniwersytet. Jeden z nich, skończywszy wydział techniczny, został inżynierem, drugi, po prawniczym, służył w jugosłowiańskiej policji. A Michaił skończył w 1925 roku wydział teologiczny, podczas nauki zarabiając na życie sprzedażą gazet.

W 1924 roku otrzymał święcenia lektorskie Rosyjskiej Cerkwi w Belgradzie.

W 1926 roku metropolita Antoni dokonał postrzyżyn mnisich i święceń diakońskich Michaiła, dawszy mu imię Ioan na cześć jego dalekiego krewnego, świętego Ioana Tobolskiego (Maksimowicza). 21 listopada tego samego roku ojciec Ioan został wyświęcony na kapłana.

Od 1925 do 1927 lat był on religijnym mentorem (opiekunem) w serbskiej państwowej wyższej szkole, a od 1929 do 1934 roku - nauczycielem i kierownikiem w Serbskim Seminarium Świętego Ioana Teologa w Bitole. Tam służył Boską Liturgię w języku greckim dla miejscowych greckich i macedońskich wspólnot.

W 1934 roku kapłan wyniesiony do godności biskupa i został wyznaczony do Diecezji Szanghajskiej.

W 1946 roku został wyniesiony do godności arcybiskupa Rosyjskiej Prawosławnej Cerkwi Zagranicą

 

MODLITWA PRZECIWKO TAJFUNOWI

W Chinach z dojściem komunistów do władzy zaczęły się prześladowania - i Rosjanie byli zmuszeni uciekać. Większość uciekała przez Wyspy Filipińskie. W 1949 roku na wyspie Tubabao w obozie Międzynarodowej Organizacji Uchodźców zamieszkiwało mniej więcej 5 tysięcy Rosjan z Chin. Są wiadomości, że władyka Ioan był w stanie wywieźć z wyspy Tubabao ogólnie rzecz biorąc 6 tysięcy rosyjskich uchodźców.

Wyspa znajduje się na drodze sezonowych tajfunów, które przechodzą nad tą częścią Oceanu Spokojnego. Ale w ciągu 27 miesięcy istnienia obozu zaledwie raz groził mu tajfun, jednakże i on zmienił kierunek, ominąwszy wyspę bokiem.

Kiedy jeden Rosjanin w rozmowie z Filipińczykami wspomniał o swoim strachu przed tajfunami, ci powiedzieli, że powodów do niepokojów nie ma, ponieważ „Wasz święty człowiek błogosławi wasz obóz każdej nocy ze wszystkich czterech stron”. Oni mieli na myśli władykę Ioana, bo póki on tam był, żaden tajfun wyspy nie zahaczał. Kiedy zaś obóz był prawie całkowicie ewakuowany i ludzie przesiedleni do innych krajów (głównie do USA i Australii), na wyspę zwalił się straszny huragan, całkowicie niszczący obóz.

 

BŁOGOSŁAWIONE ŚWIATŁO

Oto zdumiewająca wiadomość naocznego świadka, Lidii Lju.

Władyka Ioan dwa razy przyjeżdżał do Hongkongu. To wyda się dziwne, ale ja, nie znając władyki, napisałam do niego list z prośbą o pomoc pewnej wdowie z dziećmi, a także pytałam go o niektóre osobiste duchowe problemy. Ale odpowiedzi nie otrzymałam.

Minął rok. Władyka znów przyjechał do Hongkongu i byłam w tłumie, który go spotykał w świątyni. Władyka zwrócił się do mnie i powiedział:

- Pani ta, która napisała do mnie list!

Byłam zdumiona, ponieważ władyka nigdy wcześniej mnie nie widział. Kiedy odśpiewano moleben, władyka, stojąc przy anałoju (cerkiewnym pulpicie), zaczął wygłaszać kazanie. Znajdowałam się obok matki i obie widziałyśmy światło, które otaczało władykę Ioana i szło na dół do pulpitu - blask ten był szeroki na stopę. Trwało to dosyć długo.

Kiedy kazanie zakończyło się, porażona niezwykłym zjawiskiem opowiedziałam o tym, co zobaczyłam R.W.S. On zaś odpowiedział nam: „Tak, wielu wierzących widziało to”. Mój mąż, który stał nieco dalej, także widział to światło.

 

WYZDROWIENIE NIEULECZALNIE CHOREJ

Ludmiła Dimitriewna Sadkowskaja interesowała się sportem - skokami na koniach. Pewnego razu koń zrzucił ją i ona mocno uderzyła się głową o kamień, straciła przytomność.

Nieprzytomną przywieziono ją do szpitala. Zebrało się konsylium kilku lekarzy, uznali jej stan za beznadziejny - ledwie dożyje do poranka: Prawie nie ma tętna, głowa rozbita i drobne kawałeczki czaszki naciskają na mózg. Jej chore serce nie pozwalało robić operacji.

I nawet, jeśliby ono i pozwoliło, to i przy pomyślnym rezultacie nieszczęśliwa kobieta powinna była zostać głuchą, niemą i ślepą.

Jej rodzoną siostrę, która tego wszystkiego wysłuchała, ogarnęła rozpacz i, zalewając się łzami, natychmiast udała się do arcybiskupa Ioana. Władyka zgodził się pomóc, przyszedł do szpitala i poprosił wszystkich wyjść z sali i modlił się koło dwóch godzin. Potem wezwał głównego lekarza i poprosił zbadać chorą. Jakie też było zdziwienie lekarza, kiedy poczuł, że jej tętno, jest jak u normalnego, zdrowego człowieka!

On zgodził się natychmiast zrobić operację, ale tylko w obecności arcybiskupa Ioana. Operacja przeszła pomyślnie i jakież było zdziwienie lekarzy, kiedy po operacji kobieta odzyskała przytomność i poprosiła pić! Ona wszystko widziała i słyszała. Żyje do tej pory: mówi, widzi i słyszy. Znam ją 30 lat.

(N.S. Makowaja)

 

UZDROWIENIE DZIECKA

Ja, Maria Pietrowna Prigorowskaja (po mężu - Rodionowa), była nauczycielka Komercyjnego College w Szanghaju, znam dwa wypadki uzdrowienia ciężkich dolegliwości według modlitw władyki Ioana.

Niestety, nie pamiętam roku, miesiąca i dnia, kiedy w sierocińcu świętego Tichona Zadonskiego, założonym przez władykę Ioana, nagle zachorowała pewna sześcio - albo siedmioletnia dziewczynka. Przed nocą u niej bardzo mocno wzrosła temperatura, ona krzyczała z bólu.

Koło północy wysłano ją do szpitala rosyjskiego prawosławnego bractwa. Lekarz D. I. Kozaków (obecnie zmarły) stwierdził u dziewczynki skręt jelit. Byli wezwani i inni lekarze, a także matka dziewczynki.

Po badaniu i konsylium lekarze ogłosili matce, że stan jej córki jest beznadziejny i ona nie wytrzyma operacji. Ale matka nalegała na operację, prosiła uratować dziewczynkę. Sama zaś, jako kobieta wierząca, natychmiast nocą udała się do władyki Ioana, mieszkającego koło soboru, niedaleko od szpitala.

Władyka Ioan, który nie kładł się nocami do łóżka, natychmiast ją przyjął. Wysłuchał gorącą prośbę matki o modlitwę i uratowanie jej jedynej córki. Władyka zaprosił matkę do soboru, otworzył carskie wrota i zaczął modlić się przed tronem (ołtarzem). Matka, stojąc na kolanach przed ikonostasom, również gorąco się modliła. To trwało długo. Już nastąpił poranek, kiedy władyka, dokończywszy modlitwę, podszedł do matki i, pobłogosławiwszy ją, powiedział, że może iść do domu - jej córka będzie żywa i zdrowa.

Pokrzepiona matka pośpieszyła, ale nie do domu, a do szpitala. Tam spotkała lekarza D. I. Kazakowa, który powiedział, że operacja przeszła pomyślnie i dodał, że nigdy jeszcze nie obserwował takiego wypadku w swojej praktyce.

Po paru dniach dziewczynkę wypisano ze szpitala i cały Szanghaj dowiedział się o cudzie uzdrowienia.

 

UZDROWIENIE WYKŁADOWCY COLLEGE'U

Zachorował były wykładowca naszego komercyjnego college. Zabrano go do szpitala rosyjskiego prawosławnego bractwa, gdzie lekarze stwierdzili niebezpieczny wyrostek i uprzedzili jego żonę, że operacja chyba nie pomoże i że on może skonać bezpośrednio na stole operacyjnym. Żona była w rozpaczy. Ale przypomniała sobie o władyce Ioanie, który swoimi modlitwami uratował dziewczynkę i poszła do niego. Władyka znał chorego dobrze. Żona opowiedziała mu wszystko i prosiła pomodlić się za niego.

Władyka wysłuchawszy, uspokoił ją. Powiedział, że natychmiast pójdzie do szpitala, dodawszy, że życie ludzkie w rękach nie lekarzy, ale Boga.

Władyka Ioan udał się do szpitala. Podszedłszy do łóżka chorego, położył ręce na jego głowę, długo modlił się, pobłogosławił go i poszedł.

Kiedy przyszła żona odwiedzić chorego, pielęgniarka, zobaczywszy ją, powiedziała, że zdarzyło się coś niezwykłego. Rano, obchodząc salę, ona podeszła do jej męża i zobaczyła go siedzącego na łóżku. Popatrzywszy na prześcieradło, zobaczyła, że to było całe we krwi i ropie: wyrostek robaczkowy nocą przerwał się. To było sprawą niesłychaną. Lekarze twierdzili, że takiego wypadku w praktyce jeszcze nie było. Kiedy dowiedzieli się o wizycie władyki i jego modlitwie nad chorym, to zrozumieli, że wydarzył się cud według jego modlitwy.

(M.P. Rodionowa, 5 października 1971 roku, Australia)